piątek, 17 maja 2013

11. Witaj Scarlett



- Nienawidzę cię! Nienawidzę! Nienawidzę! NIENAWIDZĘ !- Syczałam patrząc jak uśmiechnięty od ucha
do ucha brunet podprowadza z mojego talerza frytki.
- Powiedz mi coś czego nie wiem.- Rozpromienił się jeszcze bardziej wciągając ręce w stronę mego posiłku. Uderzyłam go z całej siły po dłoniach. Szybko cofnął je, chodź wiedziałam, że tak naprawdę nawet nic nie poczuł, obydwoje mieliśmy wyższy próg bólu. Przez kilka minut w ciszy przeżuwałam słone frytki, co chwila zerkając na bruneta który udawał zbulwersowanie i obrazę. Widząc jak patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek i z charakterystycznym fuknięciem odwraca głowę, wybuchłam gromkim śmiechem.
- I z czego się śmiejesz, wredna kreaturo?- Prychnął podpierając głowę na łokciu, a z jego brzucha wydobył się dziki warkot. Speszony przygarbił się i jękną cicho z zażenowania. Zaśmiałam się podsuwając mu talerz pod sam nos.
- Nakarm tą bestię bo niedługo z głodu zjesz mnie.- Rzekłam sarkastycznie z pogodnym uśmiechem. Chłopak skrzywił się odsuwając małym palcem niedokończoną porcję frytek.
- Dziś już jadłem normalne jedzenie.- Odpowiedział poważnie.
- Żartujesz sobie ze mnie ?- Zapytałam wytrzeszczając oczy. Przysunęłam do siebie butelkę mrożonej herbaty i powoli zaczęłam odkręcać nakrętkę. Widząc, że brunet jest w zupełności poważny, westchnęłam i wyciągnęłam z kieszeni piętnaście dolarów.- Puścisz mnie z torbami, pijawko. Na co masz ochotę?- Zapytałam podsuwając do niego banknoty i przysunęłam butelkę z napojem do ust. Sól na frytkach sprawiła, że moje kubeczki smakowe wręcz domagały się gaszącej pragnienie herbatki. Łapiąc po kolei kilka łyków usłyszałam zwalającą z nóg odpowiedź chłopaka.
- Nie o to mi chodziło. Jak by nie patrzył jestem wampirem, czasem zdarza mi się wypić trochę krwi.- Zachłystnęłam się odrobiną lodowatego płynu i zakasłałam potwornie. Kilka osób z pobliskich stolików spojrzało dziwnie w moją stronę. Posłałam im przepraszający uśmiech i otarłam usta chusteczką. Zakręciłam resztkę napoju, wzdychając głęboko, aby następnie zgromić lodowatym spojrzeniem, siedzącego naprzeciw mnie bruneta.
- Przecież Tytani nie piją krwi.- Zaczęłam.- Czy ty musisz być taki dziwny pod każdym względem ? – Jęknęłam, uderzając głową o blat stolika przy którym siedzieliśmy.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?- Zaśmiał się przechylając się przez blat i mierzwiąc mi włosy.
- Ciebie nie da się ogarnąć tak po prostu!- Ze zrezygnowaniem uniosłam głowę. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądała moja fryzura, potraktowana jego „zabawnym” gestem przyjaźni.
- Zdajesz sobie sprawę, że znasz mnie już drugi tydzień?- Uśmiechnął się złośliwie i zatarł ręce. Po wygładzeniu potarganych włosów podparłam głowę na dłoni. Z udawanym znudzeniem przymknęłam powieki.
- Najgorsze dwa tygodnie z mojego życia.- Prychnął słysząc moje słowa i podniósł się z krzesła.- Gdzie idziesz?- Ożywiłam się momentalnie. Oczy otworzyły mi się na całą szerokość gdy zobaczyłam jak bierze MOJE (!) piętnaście dolarów i rusza w stronę znikomej kolejki. Posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, a po chwili już przepychał się między stolikami. Westchnęłam obserwując jego zmagania z plastikową tacką na jedzenie, która jak na złość nie chciała odczepić się od innych. Zachichotałam, kiedy zrezygnowany machnął ręką i staną w kolejce bez szarego „złośliwego” przedmiotu. Powoli przyzwyczajałam się do jego obecności, właściwie to nie dało się do niego, nie przyzwyczaić. Był jak mój cień. W każdej chwili gotów do pomocy. Westchnęłam wbijając rozmarzone spojrzenie w blat stolika przy którym siedziałam. Nagle poczułam na twarzy czyjeś zimne dłonie, wzdrygnęłam się, gdy osoba za moimi plecami zasłoniła mi oczy i szepnęła cicho do ucha.
- Zgadnij kto to?- Rozpoznałam kobiecy chichot i szybko zsunęłam lodowate palce z twarzy. Obróciłam się na krześle otwierając szerzej ze zdziwienia oczy i usta.
- Scarlett!- Pisnęłam i zerwałam się miejsca, rzucając się, wyższej ode mnie o pół głowy, dziewczynie na szyję. Zachwiałyśmy się niebezpiecznie do tyłu. Kobieta przytuliła mnie mocno, a po chwili odsunęła od siebie na metrową odległość. Teraz mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Krótkie, ciemno brązowe, lekko zwichrzone i pozakręcane włosy wysmuklały i nadawały delikatności jej pięknej, jakże kobiecej w rysach, twarzy. Lekko zadarty nos i duże, czekoladowe oczy, okalane długimi, czarnymi rzęsami idealnie harmonizowały z wyraźnymi kościami policzkowymi i bladą cerą. Pełne usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu przyciągały zapewne uwagę niejednego chłopaka na stołówce.
Scarlett zawsze była piękna, lecz teraz-gdy zobaczyłam ją pierwszy od trzynastu lat raz, ledwo ją poznałam. Gdyby nie włosy i zadarty czubek nosa, nigdy nie odnalazła bym w niej tej samej dziesięcioletniej dziewczynki.
- Soul, jak ty się zmieniłaś !- Zaśmiała się radośnie. Ona też musiała przed chwilą analizować zmiany które we mnie zaszły. Odwzajemniłam uśmiech dziewczyny i jeszcze raz ją przytuliłam.
- Ty też!- Pisnęłam cicho w jej włosy. Odsunęłam się od brunetki i od razu spoważniałam.- Wiesz, że Ever nie żyje?- Zapytałam z lekką nutą zawahania w głosie. Scarlett i Beth nie przepadały za sobą, mimo, że łączyły je więzy krwi, więc nie zdziwiło by mnie nawet to, że Bethany nie poinformowała jej o śmierci środkowej z sióstr.
- Tak wiem…- Zacisnęła pieści, krzywiąc się i siadając na krześle, które wcześniej zajmowałam ja.- Beth nawet do mnie nie zadzwoniła… Nie widziałam Ever od trzynastu lat. Nawet nie mogłam jej pożegnać.- Poczułam ukłucie w sercu. To musiało być straszne przeżycie dla obydwu sióstr Shaw, jednak nie potrafiłam pojąć zachowania żadnej z nich. Usiadłam na krześle obok Scarlett i chwyciłam jej dłoń. Spojrzała na mnie smutno i wymusiła uśmiech, nakrywając mą dłoń swoją.
- Rozmawiałam z Adamem Stevensem.- Przełknęłam głośno ślinę słysząc nazwisko należące również do Ethana.- Powiedział mi o twoim wyczynie na pogrzebie mojej siostry. Nie mam ci tego za złe, rozumiem też czemu zerwałaś zaręczyny z młodszym bratem Adama… Jak mu tam ? Edem? E…
- Ethan.- Szepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- A no właśnie, z Ethanem. Wszyscy z rodziny Stevensów mają problemy z trzymaniem nerwów na wodzy.- Kiwnęłam lekko głową patrząc tępo na brunetkę. – Nie ważne. –Machnęła ręką i uśmiechnęła się szczerze.- Chciałam cię po prostu zaprosić na ponowne pożegnanie Ever.
- P…Ponowne pożegnanie?- Zająknęłam się.
- Tak. Bethany miała swoją szansę na ostatnie spotkanie z Ever- ja nie. Trzeba wyrównać rachunek. Starszyzna i kilka innych osób zbiera się dziś o dwudziestej pierwszej - Uśmiechnęła się triumfalnie i uderzyła dłońmi w stolik. Wzdrygnęłam się. Już w dzieciństwie nie lubiłam gdy Beth i Scarlett rywalizowały ze sobą, a teraz zdawało się to być jeszcze bardziej przytłaczające.
- No cóż… Ja chyba…- Zaczęłam lekko niepewnie, gdy przerwał mi doskonale znany głos.
- Kupiłem ci sałatkę, nie mogę patrzeć jak męczysz te biedne frytki.- Zaśmiał się brunet zmierzając w naszą stronę z plastikowym przeźroczystym opakowaniem. Spojrzałam na niego z popłochem i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Scarlett zerwała się ze swojego miejsca i uginając kolana warknęła na srebrnookiego.
- Tytan…- Syknęła zawistnie i kłapnęła złowrogo zębami. Złapałam ją za ramiona i pociągnęłam w tył.
- Scarlett, uspokój się, on jest normalny !- Sapnęłam, odciągając dziewczynę od zdziwionego bruneta. Całe szczęście przerwa prawie już się skończyła, więc stołówka była opustoszała.
- Normalny ?! Jak ktoś taki może być normalny ?!- Krzyknęła brunetka odpychając mnie od siebie.
- I vice versa.- Prychnął rozbawiony jej zachowaniem chłopak.
- Jak dla mnie to możecie się tu pozabijać, ale żeby potem nie było „a nie mówiłam”.- Dalej próbowałam uspokoić brunetkę, lecz nic jej nie pomagało. Gdy zobaczyła Liama dostała nagle białej gorączki.
- Skoro tak…- Szarpnęła się z całej siły do przodu i powaliła chłopaka na ziemię. Prawie natychmiast zaszła u niej transformacja. Pazury rozdarły koszulkę srebrnookiego, a zęby kłapnęły tuż przed jego nosem.
- Scarlett !- Krzyknęłam zasłaniając dłonią usta. Czemu wszystkie rozróby musiały rozpoczynać się w moim towarzystwie?! Rzuciłam się na przemienioną dziewczynę, próbując zerwać ją z poranionego przez długie pazury Liama. Odepchnęła mnie łapą tak mocno, że przeleciałam sporo w powietrzu i uderzyłam plecami w jedną z betonowych ścian. Poczułam jak moje ciało osuwa się bezwładnie na ziemię, a wszystko dookoła lekko wiruje i rozmazuje się. Złapałam się za czaszkę, którą z każdej strony rozsadzał, promieniujący ból.
Nagle powietrze przeszył przeraźliwy skowyt. Gwałtownie uniosłam głowę, czego skutkiem były lekkie mdłości i zawroty. Zobaczyłam jak Scarlett odskakuje od chłopaka i już jako człowiek osuwa się na kolana. Dziewczyna była zupełnie naga. (Przy każdej przemianie zmienia się kształt ciała przez co ubranie nie wytrzymuje i pęka na szwach) Brunetka, oparła czoło na podłodze i trzymała się obiema dłońmi za szyję.
- Ugryzłeś mnie pijawko !- Wrzasnęła. Okrwawiony chłopak podniósł się z ziemi i otarł usta wierzchem dłoni.
- A ty mnie podrapałaś. Jesteśmy kwita.- Scarlett posłała mu mrożące spojrzenie. On jedynie wzruszył ramionami i rzucił jej swoją skórzaną kurtkę.- Okryj się.- Rzucił do niej przez ramię. Chwilę później poczułam jak jego ciepłe dłonie owijają się wkoło mej talii.
- Mówiłam, że mamy zapomnieć o taj sytuacji sprzed dwóch tygodni…- Szepnęłam mimowolnie wtulając się w jego ramiona.
- Gdzie cię boli?- Zupełnie zignorował moją wypowiedź.
- Głowa. Nic mi nie będzie. Zajmę się Scarlett i obie jakoś wrócimy do domu.- Mocniej wcisnęłam się w jego objęcia. Chłopak syknął przeciągle. Dopiero teraz zorientowałam się, że sprawiam mu ból przez ucisk na krwawiące rany.- Wszystko z tobą w porządku ?- Zapytałam odsuwając się od niego.
- Przeżyję.- Zaśmiał się cierpko i podniósł z podłogi.- Chodź odwiozę cię do domu.- Postawił mnie na nogi i zaczął prowadzić w stronę wyjścia ze stołówki.
- A Sca…- Przerwał mi w połowie zdania.
- Po nią wrócimy później.- Nie śmiałam nawet zaprotestować.
***
Wieczór nastał tak szybko, że nawet nie zdążyłam w pełni przygotować się do powtórnego pogrzebu. Większość czasu zastanawiałam się nad zdrowiem Scarlett. Nigdy nie słyszałam o tym jak ugryzienie wampira wpływa na wilkołaka, jednak drobna ranka na jej szyi wydawała się być niepokojąco czerwona. Przesunęłam opuszkami palców po bliźnie, którą doprawił mi Ethan. Gdyby nie Liam, zapewne miała bym tam pokaźnej wielkości szramę, jednak na całe szczęście skończyło się jedynie na małym zadrapaniu. No właśnie… Ethan. Byłam pewna, że spotkam go dziś podczas pogrzebu. Co mam powiedzieć? Co zrobić? Zapytać o zdrowie, czy raczej o filmik ze mną i Liamem w rolach głównych.
Westchnęłam. Było gorzej niż przypuszczałam. Po co znów pchałam się na obrady skoro babka wyraźnie zakazała mi pojawiania się w górach podczas zebrań.
Przysiadłam na brzegu łóżka, biorąc w dłoń srebrną ramkę w której spoczywało kolorowe zdjęcie. Ona. Mama. Tata. Wszyscy tacy szczęśliwi i zadowoleni z życia…
- Bardzo za wami tęsknie…- Wyszeptałam, a łzy same popłynęły mi z oczu. Opadłam na poduszki szlochając i przyciskając ramkę do serca.
***
- Coś się stało?- Głos brunetki wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią smutno i kiwnęłam przecząco głową. Było mi dziwnie przykro. Teraz gdy stałam wpatrując się w płonące ognisko, żal ściskał moje serce niczym szpony sokoła zaciskające się na gardle wystraszonego wróbla. Mogłam spokojnie porównywać się do przerażonego, małego ptaszka który nagle znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
Gdy pojawiłam się u boku Scarlett na górze, czułam jak inni Lykanie mrożą mnie spojrzeniem. Ogłosili na mnie wyrok. Byłam niczym, w tej zawiłej społeczności, no bo w sumie czym może być taki słabeusz jak ja? Niczym nie różniłam się od naprawdę silnych ludzi. Widziałam ostrzej i czułam więcej- lecz to nie robiło ze mnie pełnoprawnej Lykanki.
Kilka osób z tłumu wyszło, śpiewając i przygrywając na harmoniach. Ever dopiero teraz zyskała prawdziwe pożegnanie, takie jakie odprawia się od setek tysięcy lat. Opuściłam głowę, wbijając smętne spojrzenie w igliwie na którym stałam. Mocniej naciągnęłam na zziębnięte ramiona czarną pelerynę i potarłam dłonie. Listopadowe noce stawały się coraz chłodniejsze, a śnieg już nie chciał się roztapiać. Zawsze gdy byłam dzieckiem zastanawiałam się, czemu ta góra nigdy nie jest ośnieżona. Teraz już wiem jak duża magia musi spowijać jej szczyt. Tu zawsze jest tak samo. Chłodno. Wilgotnie. Nieprzyjemnie. Turyści nie zapuszczają się w te okolice, szczerze powiedziawszy to nawet nie wiem czy prowadzą tu jakiekolwiek szlaki. Dla Lykanów pokonanie stromego, kamienistego zbocza nie stanowi żadnego problemu, wic nie potrzebne nam żadne ścieżki. Góry nie widać z żadnego punktu. Aby się tu dostać trzeba przejść przez oblodzoną przełęcz, łączącą góry wschodnie i zachodnie, a z północy i południa wiecznie osłaniają ją bezkresne stoki. Nad Sunset Mountain zawsze unosi się gęsta mgła w której helikoptery tracą orientację. Nie jeden śmiałek rozbił się już o jej szczyt. Teraz już wiem jak wielka działa tu magia.
Ponownie odpłynęłam na chwilę, lecz słysząc znaczące chrząknięcie Scarlett, ponownie przywołałam się do porządku.
- Cieszę się Soul, że jednak postanowiłaś wrócić z obłoków na ziemię.- Posłała mi karcące spojrzenie. Zawstydziłam się przygryzając wargę i udając skupienie którym ją obdarzam, dalej stałam na swoim miejscu.- Podejdź.- Przewróciłam oczami i wolnym krokiem ruszyłam w jej stronę.
- Coś się stało?- Zapytałam siląc się na uśmiech i uprzejmy ton.
- Tak. Zabierz stąd swojego przyjaciela krwiopijcę nim Adam, Thomas lub co gorsza Ethan go wyczują.- Zbladłam. Wciągnęłam powietrze w płuca lecz nie wyczułam żadnego podejrzanego zapachu.
- Nic nie czuję.
- Żeby wyczuć ich z takiej odległości brakuje ci doświadczenia. Musisz więcej polować.- Ponownie skarciła mnie wzrokiem. Westchnęłam i powoli wycofałam się w stronę tłumu. Kątem oka dostrzegłam przyglądającego się mi Ethana. Przełknęłam głośno ślinę i wmieszałam się w otoczenie.
***
Biegnąc przez ciemny las zupełnie nie zwracałam uwagi na to co znajduje się pod moimi łapami. Czułam jak serce uderza o inne organy, pobudzając je do jeszcze większego wysiłku. W zastraszającym tempie mijałam drzewa i krzewy, przeskakiwałam kamienie. Adrenalina podniosła się, przekraczając dozwoloną normę, a każdy mięsień napinał się w rytm uderzeń białych łap o igliwie. Sama nie pamiętam kiedy ostatnio przechodziłam całkowitą transformację. Już zapomniałam jakie to cudowne uczucie, czuć na sobie powiew chłodnego wiatru, czuć jak łapy pulsują w zetknięciu ze zlodowaciałą ziemią. Zawyłam głośno, przeskakując nad kamieniem pokaźnych rozmiarów. Kilka sekund później do mych uszu dotarł drażliwy warkot. Wbiłam pazury w zlodowaciałą ziemię, hamując ostro i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni. Uginając się, byłam gotowa do skoku w każdej chwili.
- Zluzuj Soul.- Niski, męski głos odezwał się zza gęstych krzewów. Warknęłam ze złością i ukazałam swoje białe kły. Zdawałam sobie sprawę, że osoba chowająca się w zaroślach była Lykanem. Chwilę później po zapachu duszących perfum rozpoznałam Ethana. Fuknęłam wściekła i jeszcze bardziej zjeżyłam grzbiet.- Złość piękności szkodzi.- Zaśmiał się wychodząc zza krzewów. Ubrany był jedynie w czarne, jeansowe spodnie, a jego włosy ciągle jeszcze zmierzwione przez wiatr nadawały twarzy szalonej dzikości. Był przystojny. Teraz widziałam to jak nigdy dotąd. Przyglądałam się przez chwilę jego nagiemu torsowi i mięśniom które pracowały przy każdym najmniejszym ruchu.
- Mam prowadzić monolog czy w końcu się odmienisz?- Zapytał podirytowany opierając się o pień potężnego drzewa. Przełknęłam z bólem ślinę i przysiadłam na tylnych kończynach. Bynajmniej nie miałam ochoty pokazywać mu się całkiem naga. Z obrzydzeniem usiadłam, pozwalając by w moją nieskazitelnie białą sierść wczepiły się drobne, kujące igiełki. Przechyliłam głowę na prawy bok lustrując półnagiego chłopaka surowym wzrokiem.
- Czyli jednak monolog.- Prychnął ukazując mi swoje idealnie równe kły. Nie zmieniając mimiki, wzięłam długi wyczerpujący oddech.- Czego tu szukasz Louise?- Zapytał krzyżując ręce na piersi. Warknęłam ostrzegawczo słysząc swoje prawdziwe imię. Po śmierci ojca było ono dla mnie nie do zniesienia. Tak bardzo mi o nim przypominało. Gdy jeszcze uczyłam się w podstawówce dzieci nie potrafiły zrozumieć czemu każę mówić na siebie w tak dziwy sposób. Nikt nie znał „Soul”. Zabawne, że kilka lat później to imię stało się synonimem do słów „trudna; chłodna; uparta”.
-Denerwuję cię ? Przecież tak się nazywasz.- Uśmiechnął się widząc jak powoli ogarnia mnie fala złości. P r o w o k a c j a. Wyczułam ją po kilku chwilach. Ethan próbował zmusić mnie do przemiany, doskonale wiedział, że jako wilkołak niepełnej krwi zmieniam się wolniej i jest to dla mnie dużo bardziej bolesne.
Na przekór jego oczekiwaniom siedziałam wyprostowana, z głową dumnie uniesioną w górę. W końcu najlepszą metodą obrony jest atak.
- Jesteś twarda. Kto by pomyślał, że tak ładna dziewczyna stoczy się tak nisko…- Wbiłam pazury w ziemię, starając się nie wybuchnąć. Był przerażająco dobry jeśli chodzi o „granie na nerwach”.-Twój związek z Pijawką kwitnie?- Kontynuował z przekorą.- Adam wyczuł go gdy tylko zawiał północny wiatr, Scarlett kazała ci go szukać?- Odepchnął się od pnia i podszedł do mnie bliżej.- Soul, zdecyduj po której stronie stoisz. Za dwa tygodnie najważniejsza pełnia w roku, czas polowań rozpoczął się zaraz po śmierci Ever. Jesteś słaba, możesz być następna.- Rzucił przesadnie ujmując mój łeb w dłonie. Poczułam jak wplata palce w sierść i gładzi ją delikatnie. Rozluźniłam mięśnie, chciałam poczuć się tak jak kiedyś. Nie wyobrażałam sobie życia bez Ethana- on po prostu był częścią mnie. Zawsze byliśmy szczęśliwi, pomimo kłótni, czy zatargów.
Odetchnęłam głęboko, czując jak jego zwinna dłoń chwyta mnie mocniej za kark. Był delikatny, a jednocześnie zaborczy, tak jak kiedyś. Odleciałam.
- Co cię do niego ciągnie?- Zapytał ni stąd ni zowąd, spinając się kłapnęłam zębami dając mu do zrozumienia, że nie chcę dłużej drążyć tematu. Niestety, poddając się chwili odprężenia zapomniałam o prawdziwej naturze blondyna. Chwilę później dusił mnie już w swoim żelaznym uścisku. Zawyłam żałośnie, próbując wyszarpnąć się z jego silnych dłoni.
- Odpowiedz !- Krzyknął mi wprost do ucha. Uderzyłam go łapą w brzuch. Zdenerwował się. Odrzucił mnie na najbliższe drzewo, a gdy na nie wpadałam, usłyszałam jedynie dźwięk rozdzieranego materiału. Sytuacja nie rysowała się kolorowo. Podniosłam, ciężki łeb i na lekko chwiejnych łapach udało mi się podnieść. 
Na miejscu w którym stał chłopak, czaiła się gotowa do skoku potężna bestia. Był dużo potężniejszy ode mnie, a jego ciemna jak sadza sierść błyszczała w świetle księżyca. Warknął ostrzegawczo i w jednym długim susie znalazł się przy moim boku. Skuliłam się próbując uniknąć ciosu, jednak na niewiele się to zdało. Przeraźliwy ból przeszył mnie na wskroś. Jęknąwszy, opadłam przednimi łapami na igliwie. Czułam jak każdy mięsień krwawi, każdy skrawek mego ciała błagał o litość, lecz zęby czarnego wilka nie przestawały ciągnąć i rozrywać mięsa kawałek po kawałku. Gdybym mogła, zapewne krzyczała bym głośniej niż ktokolwiek inny, nawet nie wyobrażałam sobie nigdy takich cierpień. On dosłownie pożerał mnie żywcem.
Po paru chwilach znudziło mu się torturowanie grzbietu. Delikatnie wysunął zęby, aby po sekundzie zastanowienia wbić je w mój kark. Głuchy krzyk który chciałam z siebie wydobyć, zapewne obudził by umarłego. Karmazynowa ciecz kapała na ziemię tworząc pod mymi łapami niewielką ciemnoczerwoną plamę. Śnieżnobiała sierść namiękała przyjmując posłusznie kolor krwi. Zmęczona ciągłymi atakami ze strony Ethana opadłam na bok dysząc ciężko. Nie mogłam dać się tak łatwo okaleczyć. Nie byłam przecież aż tak beznadziejna! Resztkami sił odepchnęłam się od zmarzniętej ziemi i uderzyłam w jego uchylony, zakrwawiony pysk łopatką. Kłapnął zębami, jednak nie zdążył  zrobić mi kolejnej krzywdy. Tym razem to ja przejęłam pałeczkę zaciskając kły na jego prawej łapie. Zawył krótko i spojrzał na mnie z wściekłością. Nie dając za wygraną postawiłam na nim dwie łapy i całym ciężarem przygwoździłam do podłoża. Warknął nie mogąc wykonać ruchu, a ja, jak szalona, co chwila raniłam go gdzie popadło. Przez sierść koloru smoły nawet nie widziałam jak dużo obrażeń i trafionych ciosów udało mi się zadać.
***
Nawet nie wiem jak dużo czasu minęło gdy poczułam, że opadam z sił. Powieki ciężko opadały mi na oczy, a łapy zginały się i rozjeżdżały na boki. Upadłam, uderzając grzbietem w ostry głaz. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nawet drgnięcia łapą. Czułam jak opuszcza mnie druga ja. Ból i agonia były tak realne, że nie potrafiłam oddzielić ich od reszty doznań, a człowieczeństwo domagało się powrotu do mego poturbowanego ciała. Chwilę później leżałam już zupełnie naga, wsparta ramieniem o olbrzymi głaz. Skóra na plecach i brzuchu była niemalże całkowicie zerwana, a obojczyk ukazał się światu. Jeszcze nigdy nie widziałam swoich własnych kości, teraz wiedziałam, że nie chcę ich widzieć już nigdy więcej. Nagle zrobiło mi się strasznie niedobrze. Przekręciłam się na prawy bok, nie zwracając zupełnie uwagi na paraliżujący ból. Wymiotowałam, a organy (przynajmniej te które jeszcze były w całości) obracały się na wszystkie cztery strony świata.
- Skąd w tobie tyle agresji Louise.- Usłyszałam nad uchem słodki szept. Odwracając się gwałtownie, krzyknęłam, wyginając się pod naporem cierpienia. Ethan wydawał się być raptem lekko zadrapany. Kilka ran na jego klatce piersiowej, karku i obdarta ręka- nic strasznego.
- Wynoś się.- Szepnęłam, chodź kosztowało mnie to naprawdę dużo wysiłku. Płuca też miałam ledwo żywe.
- Mam zostawić cię tu samą? W lesie pełnym jakichś zboczeńców?-  Zaśmiał się krótko, po czym wykrzywił w grymasie spowodowanym przez ranę na policzku, która zapewne piekła.
- Gorszych zboczeńców od ciebie nie trafię.- Odcięłam się mu próbując udźwignąć swój ciężar na zdartych do krwi łokciach. Złapał mnie za poranione ramiona i przycisnął do skały. Krzyknęłam. Wystający obojczyk odrobinę ograniczał moje ruchy.
- Mówiłaś coś ?- Wysyczał dociskając mnie mocniej do granitowej ściany. Poczułam jego dłoń wędrującą wzdłuż mego biodra. Dreszcz obrzydzenia przeszedł przeze mnie niczym iskierka z prądem, odwróciłam głowę w drugą stronę, lecz on gdy to zobaczył, wymierzył mi siarczysty policzek. Jęknęłam uderzając czaszką w skałę.
- Jak jesteś głuchy to zainwestuj w aparat słuchowy.- Warknęłam na niego. Podstawową rzeczą jakiej nie wolno robić przy ludziach chorych psychicznie, to jeszcze bardziej się im stawiać. Lepiej przeczekać najgorsze niż wbijać się w samo epicentrum. No ale cóż, ja przecież uwielbiam łamać zasady…
Kolejny cios. Miałam wrażenie, że moja twarz przypomina worek treningowy. Bił mnie coraz mocniej, a ja nawet nie miałam cienia szans by mu oddać. Wiłam się jedynie pod jego ciężarem jak drobny wąż. Dociskał mnie do ziemi wciąż obmacując każdy centymetr ciała jaki wpadł mu pod ręce. Brzydził mnie. Nie dość, że sprawił mi niewyobrażalny ból to jeszcze teraz chce poprawić. Pisnęłam gdy ścisnął w dłoni mój pośladek.
- Obróć się.- Zarekomendował chłodno, a gdy przecząco pokręciłam głową, uderzył mnie ponownie. Poczułam na dolnej wardze krew. Przesuwając koniuszkiem języka po spierzchniętych ustach wyczułam jej metaliczny posmak. Skrzywiona szarpnęłam się próbując przerwać te męki.
- Złaź ze mnie !- Krzyknęłam gdy złapał mnie za nadgarstki i siłą obrócił na brzuch. Cienkie igły wbijały się we wszystkie rany. Już nawet nie wiem czy wydobywałam z siebie jakikolwiek odgłos. Wszystko tak bardzo bolało… Czułam się jak porozrywana i rozrzucona w częściach. Żaden mięsień nie odpowiadał już na moje błagania o pomoc. Jedyne na co miałam siłę to myślenie. Rozmyślałam nad tym czy ktoś mi pomoże. Zastanawiałam się, jak szybko Scarlett zorientuje się, że w lesie stało się coś niedobrego i przyjdzie tu, żeby zabrać mnie do szpitala. Przez chwilę próbowałam się modlić do Boga o szybszy koniec agonii, jednak błądzące po moim ciele ręce Ethana nie dawały mi się skupić. Zamknęłam oczy. Było mi wszystko jedno. On i tak nie zrezygnuje, będzie dobierał się do mnie tak długo, jak długo nie dostanie wszystkiego czego żąda.
- Nie łatwiej było by ci się poddać i trochę rozluźnić?- Zapytał.- Mniej by to wszystko bolało.- Zagryzłam, rozciętą wargę gdy chłopakowi udało się wreszcie rozchylić me nogi. Zadrżałam wiedząc do czego może dojść dalej. Chciałam krzyczeć, jednak już nawet na to straciłam ochotę. Przecież to nie mogło by pomóc, i tak nikt by nie usłyszał.
- Wolę zdychać to w męczarni niż zrobić to czego chcesz.- Wydusiłam z siebie przesyconą jadem odpowiedź, a chłopak nic nie mówiąc uderzył mnie w tył głowy.
- Czasem lepiej jak się nie odzywasz.- Miał rację. Czasem lepiej było by dla mnie gdybym trzymała język za zębami. Zamknęłam oczy i ułożyłam głowę na piasku. Jego ręka badająca moje najintymniejsze zakątki nie robiła już różnicy. Z bólu który promieniował po całym ciele straciłam przytomność.
***
Gdy ponownie otworzyłam oczy, nade mną nie było już nachalnego blondyna. Czułam ciepło ogarniające całe moje ciało. Dookoła wiatr przewiewał gałęzie sosny, a sowy huczały do rytmu. Całokształt dopełniało dopalające się i trzeszczące drewno, które buchało żywym płomieniem tuż obok mnie. Próbowałam rozejrzeć się na boki, lecz potworny ból głowy zupełnie mi to uniemożliwił. Teraz gdy coraz bardziej rozbudzałam się, czułam jak bardzo myliłam się myśląc, że spotkanie z Ethanem było jedynie koszmarem. Nie mogłam poruszyć nawet małym palcem, ciało miałam niemal jak z ołowiu i każda próba zmienienia pozycji była istną szarpaniną w mym wnętrzu.
- Już się obudziłaś.- Usłyszałam męski głos obok siebie. Otworzyłam szerzej oczy gdy nade mną zawisł zasępiony brunet.- Boli?- Zapytał z troską.
- Da się przeżyć.- Szepnęłam zachrypłym głosem. Dopiero teraz poczułam jak bardzo moje gardło jest wysuszone. Przełknęłam ciężko ślinę i skrzywiłam się gdy nawet to nie przyniosło mi ukojenia. Chłopak spojrzał na mnie z przejęciem i zmierzwił włosy dłonią. Denerwował się.- Co się stało?
- Mnie się pytasz ?!- Podniósł się gwałtownie z kolan chwytając głowę dłońmi.- Usłyszałem krzyki, poszedłem za nimi licząc na darmowy posiłek, gdyby wrzeszcząca osoba okazała się ofiarą „brutalnego morderstwa”, ale przez przypadek natrafiłam na ciebie i tego…- Zacisnął szczękę i spojrzał w bok.
- „Ale”?- Chciałam zaśmiać się lecz wyszło mi z tego jedynie kasłanie pomieszane z dzikim charkotem. Skrzywiłam się zirytowana i zamknęłam oczy.- W skali od jednego do dziesięciu, jak wyglądam?- Zapytałam mając nadzieję, że uplasuję się w granicy pięć, lub pięć i pół.
- Dziesięć…- Stwierdził chłopak, a ja zaczerpnęłam w płuca dużą ilość powietrza i uśmiechnęłam się radośnie.
- To nie tak…- Zaczęłam rozradowana, nie otwierając oczu lecz chłopak przerwał mi.
-…Dziesięć na minusie.- Skwitował widząc jak uchodzi ze mnie cała nagromadzona energia.
- No chyba, że tak.- Fuknęłam próbując obrócić się na bok, co skończyło się jedynie głuchym jękiem i przeszywającym na wskroś bólem. Brunet ponownie przyklęknął obok mnie i odkrył koc którym byłam przykryta. Powoli lecz sprawnie przesuwał swymi chłodnymi dłońmi po mym pół nagim ciele i rozwiązywał bordowe, przez wchłoniętą karmazynową substancję, bandaże. Syknęłam z bólu gdy starał się jak najdelikatniej oderwać przyschniętą krew od skóry.
- Wybacz.- Przeprosił, dalej skupiając się na swoim zadaniu. Chwilę później poczułam jak chłodny wiatr owiewa moją zupełnie nagą skórę. Brunet starając nie patrzeć się mi w oczy, sprawnie przemywał wszystkie rany.
- Zawsze marzyłam, żebyś oglądał mnie z takiej odległości nago.- Chcąc rozluźnić atmosferę, zapiszczałam słodkim głosem. Srebrnooki musiał kupić mój sarkazm gdyż zaśmiał się krótko, a jego oczy zabłysły, tak jak zawsze gdy był szczęśliwy. Nie ukrywam, że sama nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, którego zaraz pożałowałam z powodu bólu, rozciętej wargi.
- Cieszę się, że spełniam twoje marzenia.- Sięgnął po torbę z której wyjął nowy, śnieżnobiały bandaż.- Ale niestety muszę cię zawieść. Kilka razy w życiu już miałem okazję zobaczyć nagą dziewczynę.
- I jak wrażenia?
- Całkiem nie złe.- Zaśmiał się patrząc na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.- Mówisz strasznie dużo, pomimo tylu obrażeń.
- Po prostu sprawdzam jaką mam konkurencję.- Uśmiechnęłam się zadziornie przekręcając głowę na bok, by nie mógł zobaczyć mych rumieńców.
- Jesteś bezkonkurencyjna.- Kończąc obwiązywać me ciało w setki metrów lejącego się materiału, westchnął i położył się na ziemi obok mnie. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- O czym myślisz?- Zapytałam, a on wyciągnął dłoń ku mej twarzy.
- O tym, że znacznie ładniej ci bez tych szram i rozciętych ust.- Przesunął delikatnie opuszkami palców wzdłuż linii moich ust nie odrywając od nich wzroku. Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc w jego srebrzyste oczy. Poczułam się dziwnie gdy wykonał tak dwuznaczny gest… a może jednoznaczny? Sama nie wiedziałam już co myśleć. Po prostu zamknęłam oczy i czekałam. Nie dał mi dłuższego czasu na zastanowienie. Chwilę później badaliśmy miękkość naszych ust, złączeni w delikatnym pocałunku.
Cała drżałam gdy poczułam jak jego umięśnione ciało przygarnia mnie do siebie, a zapach perfum obezwładnia i kołuje wszystkie zmysły. Byłam jak odurzona jego bliskością. Co chwila oddawałam jego ciepłe, subtelne pocałunki i pieszczoty którymi obdarzał wnętrze mych ust swym językiem. Jęknęłam cicho, gdy przycisnął mnie swym torsem do ziemi. Rany bolały niemiłosiernie, ale nie chciałam rezygnować z tak przyjemniej czynności.
- Przepraszam, wiem, że nie powinienem…- Szarpnął się nagle do tyłu pozostawiając po sobie lekki niedosyt. Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam na jego skruszoną minę.- Chciał bym ci coś powiedzieć…- Zaczął niepewnie.- Myślę, że ja…Że już od dłuższego czasu czuję, że…
 P R Z E P R A S Z A M ! Baaaaardzo przepraszam, że w zeszłą niedzielę nie udało mi się opublikować tego rozdziału :( Mam urwanie głowy z egzaminami a teraz na domiar złego trzeba będzie jeszcze poprawiać oceny :< Wychodzi mi średnia 4.06 -.- Praktycznie od góry do dołu same 4.
Mam nadzieję, że nadrobię te przerwę długością rozdziału :D Powiem wam, że to chyba najdłuższe co do tej pory napisałam ;p 8 stron w Wordzie (szał ! xD). Lojalnie informuję, że za tydzień rozdział się nie pojawi gdyż, albowiem, ponieważ wyruszam w Polskę xD Mamy szkolną wycieczkę do Krakowa we Wtorek, środę, i czwartek więc nie dam rady nic sensownego napisać :< Do zobaczenia za dwa tygodnie :*

4 komentarze:

  1. Wow o.O No to Soul miała niezłą walkę z Ethanem. Współczuje dziewczynie. I nie ładnie w takim momencie kończyć! Co chce jej powiedzieć? Może że zakochał się w Soul *.* Rozdział BOSKI ^ ^ Czekam nn :* Oraz miłej wycieczki ci życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no Ehan to świr! Zboczniec!!!!! Zbić to za mało!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Oprócz tego, że aż tak ją zranił, to jeszcze zgwałcił?! (przepraszam za takie wyrażenia) pojebaniec jednen!!!!!!!!!!!!!! Ale rozdział bnoski, a gdy Liam się pojawił ^^ cudo! Zastanawiam się co on widział... czy zauważył to, że on ją gwałcił? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na odpowiedź musisz jeszcze zaczekać :D Ale widzę, że rozdział wzbudził odpowiednie emocje xd Wszystko teraz sprowadza się do pechowej 13 :o To właśnie w tym rozdziale będzie najwięcej odpowiedzi na niewyjaśnione pytania :D
      ~June

      Usuń
  3. WoW! Piszesz swietnie! A ten gosciu to jakis swirus jeden! Ta wez ja najpierw pobij potem jeszcze zgwalac! -,- A co pozniej?!?! Ale wez no! Co on chce jej takiego powiedziec?!?! Arrrrgh! Ze tez my wszyscy lubimy konczyc w takich momentach xD
    Czekam na nn! ;)
    PS. Jakby co, to ja jestem z bloga (http://my-amazing-lovestory.blogspot.com) ;) Wlasnie widzialam ze ci sie pomylilo i chciala ci o tym napisac, ale widze ze Arli mnie uprzedzila i zrobila to za mnie ;D

    OdpowiedzUsuń