niedziela, 31 lipca 2016

Ogłoszenie!

Zapraszam na platformę Wattpad, gdzie zaczynam publikować moje opowiadania. Na stronie czeka na was pierwszy rozdział mojego nowego tekstu!
Wasza kochana,
June

wtorek, 28 stycznia 2014

17. Szklana góra

- Nie przepraszaj...-Wychrypiała ledwo słyszalnym, łamiącym się głosem.-Nie chciałam robić takiej sceny... ale ta koperta...ja...
- Wiem. Już spokojnie.-Uniósł podbródek brunetki i spojrzał w dwoje patrzących na niego, niezwykłych złoto-błękitnych, oczu.- Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał, składając na jej ustach czuły, delikatny pocałunek.
***
Gdy jego usta zetknęły się z jej pełnymi wargami poczuła, jak w całym brzuchu furkoczą motyle skrzydła. Cały niepokój i strach uleciały wysoko w powietrze by następnie pęknąć jak mydlana bańka. Była taka szczęśliwa gdy ją obejmował, a jednocześnie wszystkie zmysły, ze zdrowym rozsądkiem na czele, krzyczały ostrzeżenia. Liam nie był dla niej- wiedział to. Ich losy nie mogły się krzyżować bez konsekwencji. Soul nie miała wiele do stracenie, nikt jej nie potrzebował. Zastanawiała się nawet czy Beth jakoś by zatęskniła ja jej ciągłymi wybrykami i humorkami. Niestety, z wybrankiem jej serca było wręcz na odwrót. Miał poważanie wśród swojej rasy oraz matkę, ojca, siostrę, a nawet Enrico. Związek z Lykanką przysporzył by mu wielu problemów na które nie zasługiwał.
- O czym myślisz?- Rozważania brunetki przerwał jego kojący, miękki głos. Leżeli przytuleni do siebie, na rozłożonym na podłodze przed kominkiem białym, włochatym futrze , zdartym z jakiegoś dużego zwierzaczka. Darowali sobie kilka ostatnich lekcji w szkole i postanowili pocieszyć się wzajemną bliskością.
- O niczym...- Westchnęła brunetka, naciągając na swoje nagie ciało koc. Kominek miło ogrzewał jej skórę, lecz bez kawałka materiału którym mogła się przykryć, czuła się dziwnie niekomfortowo. Gdy tylko znaleźli się w domu Liama, ubrania straciły dla nich jakąkolwiek wartość. Zrzucili je szybko i złączyli ciała w miłosnym uścisku. Soul zupełnie straciła głowę pod wpływem dotyku ciepłych rąk bruneta przesuwających się po każdym centymetrze jej nagiej, delikatnej skóry.
- Nie da się myśleć o niczym...- Wymruczał w jej gęste włosy, przygryzając płatek ucha dziewczyny. Nagle uniósł się na łokciu i spojrzał prosto w jej kolorowe oczy.- Leżysz nago obok boskiego Liama Hayesa i myślisz o... „niczym”?!
Uśmiechnęła się i przyciągnęła go do siebie za szyję. Ich usta złączyły się w gorącym, namiętnym pocałunku, a ciała przeszył dreszcz.
- „Boskiego”? Słyszałeś o czymś takim jak skromność? - Szepnęła między spazmatycznymi wdechami, łapanymi na skutek ust chłopaka wędrujących po rozgrzanej skórze. Zatrzymał się na chwilę i podciągnął do góry. Odnalazł jej rozkojarzony z pożądania wzrok, a następnie miękko opadł na koc głęboko wzdychając.
- Sugerujesz, że nie jestem taka bardzo sexy jak mi się wydaje?
Zaśmiała się.
- Jesteś sexy. Tak bardzo sexy, że odbierasz mi racjonalne myślenie szczególnie kiedy leżymy tu sami... nago...- Przytuliła się do jego nagiego torsu. Lekki dotyk puszków palców dziewczyny doprowadzał go do obłędu, a ciepły oddech na skórze przyprawiał o dreszcze. Był trochę przerażony tym w jaki sposób reagował na jej obecność. Jakby byli od siebie uzależnieni, bez możliwości opanowania emocji które nimi targają. Ten stan jest jak choroba. Zaśmiał się w duchu i mocniej objął drobne ciało brunetki, która z zamkniętymi oczami mruczała coś pod nosem, wodząc palcem po jego umięśnionym brzuchu. Nagle odezwała się, nie podnosząc do góry powiek:
- Chciał byś mieć kiedyś dzieci?
- Ja?-Zdziwił się i poruszył nerwowo.- Nie wiem. Nie teraz. Chcę skończyć szkołę i zacząć studia... Znajdę pracę i może wtedy będę o tym myśleć.- Zmarszczył brwi, usiłując wymyślić coś czym mógłby zmienić temat na nieco przyjemniejszy. Ich związek był wystarczająco dziwny, a dzieci skomplikowały by go jeszcze bardziej. Otworzył usta chcąc zapytać dziewczynę o wspólne święta, lecz ona go uprzedziła.
- Ja bym chciała. Jedno albo dwoje, chłopca i dziewczynkę. Nigdy nie miałam rodzeństwa, ale może moje dzieci mogły by je mieć. Co myślisz o imio...
- Louise, nie zapędzaj się tak.- Przerwał jej, podniósł się do pozycji siedzącej i potarł dłonią tył głowy.- Doskonale wiesz, że my raczej... My raczej nie możemy mieć razem dzieci. Natura nie stworzyła nas abyśmy byli razem. Może nie powinniśmy zostawać na etapie marzeń, a przeć realnie do przodu?- Zapytał delikatnie.
- „Trzeba czegoś pragnąć, żeby żyć”.- Odpowiedziała unosząc się na łokciach.
- To
Margaret Deland?
Kiwnęła potakująco głową.
- Znasz ją?
- Miałem okazję rozmawiać z nią kiedyś nim jeszcze wybuchła wojna, ale to teraz nie ważne. Kocham cię Louise i myślę, że to nie jest najlepszy czas na rozmowę o dzieciach czy rodzinie. Mamy po osiemnaście lat i...
- Ty masz 271.- Oznajmiła. 
-A niech cię!-Zirytowany chłopak zerwał się z podłogi. Prędko odnalazł czarne spodnie i wsunął je biodra, zerknął przez ramię na siedzącą po turecku dziewczynę. Była zupełnie spokojna. Lekko smutna, może nawet zraniona, wpatrywała się w parkiet.
- Przepraszam.- Podniósł z ziemi jej sweter i usiadł naprzeciwko.
- Dzięki.- Burknęła, wyrywając mu ubranie z dłoni. Szybko narzuciła na siebie część garderoby.
- Rozmawiałem dziś z Ethanem.- Zaczął, wyłamując nerwowo palce.- Chyba powiedziałem trochę za dużo i się wściekł.
- Czy możemy o tym nie rozmawiać? Nie mam ochoty poruszać tematu mojego byłego, kiedy właśnie pokłóciłam się z obecnym chłopakiem.- Westchnęła i podniosła się. Chodziła po pokoju zbierając swoje ubrania i powoli zakładając je na siebie. Brunet obserwował ją oparty o skórzaną kanapę. Nagle coś do niego dotarło.
- Zaraz, zaraz... Z obecnym chłopakiem?- Uniósł w pytającym geście brwi i zerwał się z podłogi.- Mówisz to poważnie?- Uśmiechnął się szeroko.
- A wyglądam jakbym żartowała?- Zaśmiała się, widząc jego „tępy” wyraz twarzy.
- Czyli jednak muszę być boski...- Porwał ją w ramiona.
- Jak się tak nakręcasz to robisz się jeszcze bardziej sexy.
Próbowała wyplątać się ze swetra, który przed chwilą założyła. Poczuła jak silne ramiona chłopaka zaciskają się na jej talii. Uniósł ją do góry i zakręcili razem ładne koło- ona w powietrzu, on twardo stojąc na ziemi. Następnym kierunek jaki udało się jej zarejestrować, była jego sypialnia i znikające w zastraszającym tempie części garderoby.
***
- Spóźnia się.- Siwa staruszka siedziała na drewnianym pieńku, przyglądając się biegającym wszędzie dzieciom.- Lepiej dla niej gdyby się nie pojawiła.
- Doskonale wiesz, że jest nam potrzebna.- Smukła brunetka, z obciętymi krótko włosami, chodziła w tę i z powrotem nerwowym krokiem.- Nikt inny nie jest na tyle szalony by w tej chwili uciekać z kraju. Niedługo przesilenie, a my mamy miejsce na tylko jedną nową twarz w radzie starszych.
- Boisz się konkurencji, Scarlet?- Starsza kobieta zaśmiała się i wstała.- Nie pozwolę, żeby morderczyni mojego syna zajęła jego miejsce...
***
Biegła potykając się o wystające kamienie i korzenie wysokich sosen. Nienawidziła gór. Kojarzyły jej się z klatką, w której była zamknięta, niewolą i smutkiem. Nocą gdy oświetlał je księżyc, wyglądały jak ze szkła. Srebro księżyca odbijało się od wysokich sosen nadając im barwę lśniącego popiołu. Zahaczyła stopą o jeden z konarów i upadła prosto na trawę porastającą, łagodne wzgórze. Przeklęła pod nosem, podnosząc ciężko ciało. Musiała pędzić jak głupia do domu, wziąć prysznic, przebrać się i znaleźć tutaj w rekordowo szybkim czasie. Liam przetrzymał ją u siebie przez dobre kilka godzin. W sumie to nie protestowała, ani razu- nie to jej było w głowie. Zaczerwieniła się na samą myśl o ich wyczynach. Otrzepała czarne rurki z lekko brązowawej trawy i ruszyła przed siebie biegiem.
Gdy znalazła się już na samym szczycie, odsapnęła, by następnie ruszyć ku zgromadzonemu kilka metrów od siebie, tłumowi.
Lykanie stali wszędzie. Słuchali uważnie melodyjnego głosu, przemawiającej przy płonącym ognisku, kobiety. Soul przepchnęła się między kilkoma mężczyznami, stając w cieniu, za plecami mówczyni.
Kobieta miała na sobie, czarny jak noc, kombinezon, który idealnie przylegał do jej zgrabnego ciała. Solu z daleka nie rozpoznawała materiału ale domyślała się, że strój uszyto z grubej, elastycznej skóry. Krótkie włosy przemawiającej do tłumu Lykanki miały kolor gorzkiej czekolady, a gdy kobieta mocno gestykulowała zwijały się w lekkie spirale na karku i podskakiwały.
Soul nie słuchała o czym mówiła stojąca przed nią dziewczyna. Skupiła się na studiowaniu jej pewnej postawy i tonu głosu, w którym nie wyłapywała słów.
- Musimy działać razem! Musimy się jednoczyć!...- Zarejestrowała krótki fragment przemówienia. Ludzie dookoła niej zaczynali przepychać się i kłębić, próbując dostać się bliżej ogniska. Zachowywali się zupełnie jak muchy które przyciąga blask światła. Kilka razy nadeptano ją lub pchnięto, nawet nie zauważyła jak wraz z tłumem przesunęła się ku oratorce. Stała teraz w pierwszej linii słuchaczy. Ogniste płomienie lizały powietrze i unosiły się w górę otaczając zebranych ciepłym światłem. Soul mocniej naciągnęła kaptur na twarz. Dobrze, że oczy wszystkich zwrócone były ku mówiącej kobiecie...
- Hej, czy to nie ta dziewczyna, która ostatnim razem rozłożyła Thomasa na kawałki?- Rzucił ktoś z tłumu. Soul skuliła się i odwróciła, żeby wycofać się póki jeszcze był na to czas. Ściana ludzi zamknęła się za nią. Ktoś zdarł kaptur z jej głowy, ktoś inny chwycił nadgarstek i szarpnął go boleśnie. Przeklęła cicho pod nosem gdy wypchnięto ją poza krąg zebranych. Lykanka, stojąca do tej pory odwrócona plecami, mierzyła ją nieodgadnionym wzrokiem.
- Louise, Skarbie!- Krzyknęła ugrzecznionym tonem. Skrzywiła się słysząc jak Scarlet zwraca się do niej prawdziwym imieniem. Odkąd zmarł jej ojciec, ludzie nazywali ją Soul, Louise wydawało się tak bardzo oficjalne i chłodne...- Czemu chowasz się wśród swoich jak obcy?
Echo cichych komentarzy przeszyło gęste powietrze. Mówili o niej. Wskazywali na nią palcami jak na odmieńca, a przecież była taka jak oni.
- Miałam tu przyjść, więc jestem. Nie wspominałaś, że będę atrakcją wieczoru.- Szepnęła, starając się by jej głos brzmiał pewnie. Scarlet zmrużyła oczy i objęła ją ramieniem.
- Mam dla ciebie sprawę. Nie pożałujesz. Daj mi jeszcze chwilę.
- Nie zostanę tu nawet chwili dłużej. Nie potrzebuję kłopotów.
Dziewczyna właśnie odwracała się by odejść.
- Myślałam, że zainteresuje cię podróż do ojczyzny twojego ojca.- Soul zamarła w pół kroku.- Nie myślałam, że tak szybko z tego zrezygnujesz. Daj mi jeszcze chwilę.- Scarlet pociągnęła wysoką brunetkę na środek kręgu i ponownie zaczęła przemawiać.
- Moi drodzy!- Zaczęła, przekrzykując szmery wśród tłumu.- Moi drodzy! Proszę już o ciszę!- Chrząknęła.
- Kiedy mówiłam wam o niepokojących porwaniach na zachodzie Europy, wspominałam, że mam już kandydata do roli posłańca. Właśnie na niego patrzycie.- Przyciągnęła Louise bliżej siebie.
-W co ty grasz, Scarlet?- Szepnęła niepewnie brunetka lecz krótkowłosa nie przestawała mówić.
- Louise jest idealna do roli naszej wysłanniczki. Musimy zawrzeć porozumienie z Lykanami z Europy. Szykuje się wojna. Nie mamy wiele czasu, a nasi ludzie ciągle giną. Mam dość ciągłego patrzenia jak umierają niewinni... Czasy kiedy jesteśmy poddani Tytanom skończyły się! Musimy walczyć o swoją wolność!- Tłum za wiwatował. Nagle zrobiło się przerażająco głośno.
- Zaraz, zaraz, zaraz... Czy ja dobrze zrozumiałem, ona ma reprezentować nas?- Wszędzie rozpoznała by ten głos. Głos który przebijał się przez głośny huk otoczenia. Ethan. Jej wewnętrzny alarm niemal krzyczał „uciekaj! Kłopoty!”.- Jak mogłaś jej na tyle zaufać Scarlet? Na pewno wiesz jakie Soul ma kontakty z wampirami. Wybrałaś sobie chyba możliwie najgorszą przedstawicielkę.
Chłodne, złote oczy chłopaka niemal przewiercały ją na wylot.
- Nie pozwolę, żeby ktoś kto wskakuje do łóżka pierwszej lepszej pijawce, apelował o zjednoczenie klanów. To chyba jakieś żarty.
Soul poczuła jak wszystkie nerwy w niej pulsują. Wyrwała się z uścisku Scarlet i rzuciła na stojącego przed nią blondyna.
- Cofnij to.- Warknęła groźnie, trzymając go za poły ciemnej koszuli.- Odszczekaj to natychmiast!
- Czemu mam kłamać?- Uśmiechnął się zawadiacko i odepchnął jej dłonie.- Każdy w szkole wie, że sypiasz z tym playboyem. To chyba żadna tajemnica.
Jej ręka sama zacisnęła się w pięść i powędrowała do jego nosa. Cios był tak silny, że Ethan upadł na piasek, plamiąc go szkarłatną cieczą.
- To nie twoja sprawa do czyjego łóżka „wskakuję”.- Zakreśliła w w powietrzu cudzysłów. Odwróciła się w stronę Scarlet.- Kiedy wyjeżdżam?
- Porozmawiamy o tym w domu...
Oczy krótko ostrzyżonej brunetki rozjaśniło płynne złoto, a na pełne usta wystąpił nikły cień zadowolenia.
Soul naciągnęła na głowę kaptur i ruszyła w stronę lasu. Lykanie rozstąpili się przed nią jak morze przed Mojżeszem. Piasek za jej plecami zachrzęścił. Poczuła jak na szyi zaciskają się czyjeś silne dłonie. Chwyciła je próbując zapewnić sobie dopływ tlenu. W następnej sekundzie leżała na ziemi kilka metrów dalej, przygniatana ciałem wściekłego Ethana.
- Dziwka!- Wyrzucił jej w twarz. Poczuła mrowienie na policzku. Krew z nosa blondyna kapała na jej skórę. Szarpnęła się.
- Złaź ze mnie!- Kopiąc i wierzgając wzburzyła swojego przeciwnika jeszcze bardziej. Uderzył ją w twarz otwartą dłonią. Przeklęła czując jak metaliczny posmak krwi spływa do jej ust. Zamknęła oczy. Nie było sensu dalej walczyć. Ethan miał nad nią stukrotną przewagę, a każdy następny ruch mógłby go jedynie bardziej rozzłościć. Rozluźniła się i uspokoiła oddech.
- Mógłbyś z niej zejść?- Ostry jak stal głos przeciął powietrze, docierając do jej głowy w zwolnionym tempie. Sama nie mogła uwierzyć, że go tu słyszy. Nie mogła uwierzyć, że aż tyle dla niej zaryzykował.
 Przepraszam za taką obsuwę z tym moim pisaniem, ale ciągle coś mi wypada :/ Wiem, że to żadne tłumaczenie, ale liczę na to, że mi uwierzycie. 
To co dziś tu wstawiam to jakaś totalna żenada i nie zdziwię się jak nie będzie się podobać. Sprawdzone do połowy bo nie mogę nawet czytać tego, za przeproszeniem, gówna. 
Chyba zima daje o sobie znać bo od kilku dni tonę w chusteczkach i przyjmuję Gripex w hurtowych ilościach D: Oby wam się to nie przytrafiło. Całuski :****

poniedziałek, 23 grudnia 2013

16. Cisza przed burzą

Siadła pośrodku ukwieconej oranżerii. Miała do wyboru mnóstwo miejsca, większość uczniów wolała jeść w głównym budynku szkoły. O tej porze roku w przeszklonej cieplarni było chłodno i nieprzyjemnie, lecz Soul zupełnie to nie przeszkadzało. W tej chwili ponad wszystko ceniła sobie spokój i intymność. Ustawiła przed sobą talerz zapełniony przeróżnymi sałatkami i obejrzała dokładnie jedzenie.
- W sumie to już nie jestem głodna...-Stwierdziła po chwili.
- Powinnaś coś zjeść, Słoneczko.- Za plecami brunetki odezwał się dobrze znany jej głos. Głos którego nie słyszała od tamtego pamiętnego wieczoru.
- Witaj Scarlet...-Rzekła zimno.- Mogę coś dla ciebie zrobić ?- Dziubnęła widelcem w stosik warzyw i skrzywiła się, gdy najmłodsza z rodziny Shaw usiadła naprzeciw niej i opierła głowę na splecionych pod brodą dłoniach.
- Jesteś na mnie zła Soul? Doskonale wiesz, że chcę tylko i wyłącznie twojego dobra.- Brunetka uśmiechnęła się uroczo i zatrzepotała rzęsami. Coleman zacisnęła zęby i wbiła wzrok w rozgrzebane jedzenie.- Martwię się o ciebie. Ostatnio nie pojawiłaś się na zgromadzeniu. Wszyscy zastanawiali się gdzie jesteś.
- Nie wciskaj mi kitu!-Warknęła oschle nastolatka.- Nikt mnie tam nie chce, więc nie przychodzę. Proste i logiczne. A co do twoich umartwień... Chyba nie zasłużyłam sobie na tyle troski z twojej strony.- Scarlet wygięła usta w pół uśmiechu i wyprostowała się.
- Cieszyłabym się gdybyś jednak pojawiła się dziś na zgromadzeniu. Będą omawiane sytuacje północnego frontu.- Soul uniosła głowę znad sałatki i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że na północy nie dzieje się najlepiej. Ginęli ludzie. Ginęły setki ludzi. Wszyscy bestialsko mordowani przez „niezidentyfikowanych sprawców”. Tytanie zaczęli poczynać sobie coraz śmielej, wkraczali na tereny Lykanów i zagarniali je- kawałek po kawałku, codziennie więcej.- Wysłaliśmy tam kilku ludzi by sprawdzili sytuację...-Kontynuowała.- Jednak żaden z nich nie wrócił do domu. Obawiamy się, że niedługo północna część gór zostanie nam odebrana, tak jak kiedyś bliski wschód...
-Dziś się pojawię.- Zimny głos nastolatki przeciął powietrze niczym stal. Podniosła się z krzesła, zgrzytając metalowymi nogami po piaskowym linoleum. Z wyrazem konsternacji na twarzy odstawiła talerz do okienka i ruszyła ku głównemu budynkowi liceum.
- Tylko nie zapomnij. Dziś o 23, Soul...
***
Wszystkie lekcje spędził myśląc tylko i wyłącznie o niej... Jej złości i wzburzeniu gdy zapytał o pieniądze. Jedyną myślą która przyszła mu do głowy zaraz po incydencie na parkingu, było zostawienie całej sumy w jej szkolnej szafce. Teraz tego żałował. Wiedział, że będzie wściekła, że poczuje się jak kupiony przedmiot. Liam był bardzo honorowy. Jeśli coś komuś obiecał, to starał się z tego wywiązać. W tym wypadku jednak najlepiej było by spasować i błagać na kolanach o wybaczenie. Tak bardzo kochał tą dziewczynę. Był w stanie poświęcić dla niej wszystko, byle tylko chciała dać mu szansę na pokazanie się w dobrym świetle, byle tylko pozwoliła mu wymazać wszystkie grzechy.
Przed oczami znów stanęła mu jej postać. Zupełnie naga, idealna w każdym calu. Pragnęła go, a on pragnął jej. Chciał czuć tę bliskość każdego dnia, chciał zasypiać i budzić się co rano ze świadomością, że ta uparta brunetka, na której tak mu zależało, jest obok. Niestety pewnych rzeczy nie dało się naprawić. Soul nie zaufa mu tak jak wtedy. Wcale go to nie dziwiło, skrzywdził ją... Potraktował jak zabawkę. Okazał się być kompletnym idiotą bez serca. 
- Panie Hayes? Czy Pan w ogóle mnie słucha?- Przez jego myśli przebijał się cichutki szmer w postaci rozdrażnionego głosu nauczyciela. Powoli podniósł głowę i spojrzał na tablicę. Widniało na niej jakieś skomplikowanie równanie z masą niewiadomych, pierwiastków, sinusów i cosinusów. Zamrugał kilka razy i wyrecytował:
-Siedemdziesiąt trzy pierwiastki z szesnastu przez dwanaście.
- Zapytałem cię o godzinę, Liam...- Westchnął nauczyciel.- Wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz jakbyś intensywnie myślał i zgaduję, że nie ma to nic wspólnego z matematyką.
- Zwariował na punkcie Coleman.- Szepnął ktoś z klasy, a reszta szybko pociągnęła temat. Brunet jęknął cicho i zamknął oczy. Nauczyciel uspokoił uczniów, a jednego z bardziej wygadanych zaprosił do tablicy. Dalsza część lekcji minęła w miarę spokojnie. Dopiero po dzwonku na nowo rozpętało się piekło.
Liam wyszedł z sali i ruszył głównym korytarzem w stronę swojej szafki. Następna miała być historia Stanów Zjednoczonych, a wuj David jak na złość pytał go na każdej lekcji, gdy tylko się spóźnił. Otworzył metalowy zamek i już miał sięgać po podręczniki, gdy coś z niesamowitą siłą odepchnęło go na bok i przyparło do rzędu stalowych szafek.
-Co jest do cholery!- Krzyknął i szarpnął się. Za jego plecami stała wściekła brunetka. Może nie powinien tak myśleć w tej sytuacji, ale gdy się złościła była naprawdę piękna. Jej idealna sylwetka stawała się napięta, jakby dziewczyna w każdej chwili była gotowa wyrwać swojej ofierze bijące w piersi serce. Przez środek jej idealnego czoła przechodziła mała, ledwo dostrzegalna bruzda, której pojawienie się, nie zwiastowało niczego dobrego. Tym razem brunetka wyglądała jak kula złości, której aura jest tak negatywna, że aż bije od niej ciemne światło.
- Nienawidzę cię Hayes!- Krzyknęła, rzucając mu w twarz zmiętą, wypełniona banknotami kopertę. Część pieniędzy wysypała się na podłogę, lecz żaden z obserwujących sytuację uczniów nie miał odwagi podejść by zebrać banknoty. Nie w chwili gdy Soul była hipocentrum narastającego problemu...- Nie chcę twojej zasranej forsy! Mam w dupie to co się wtedy stało. Daj mi wreszcie święty spokój!- Wykrzyczała się i ruszyła biegiem wzdłuż długiego korytarza. Przez ułamek sekundy chłopakowi wydawało się, że widzi w jej oczach łzy, starał się zignorować to wrażenie lecz było ono zbyt prawdziwe. Raniło go. Nie chciał by płakała, chciał jedynie by przyjęła to co i tak należało do niej.
- Cholera jasna!-Przeczesał dłonią włosy i obrócił się w stronę szafki. Wrzucił niepełną zawartość koperty do torby i zatrzasnął metalowe drzwiczki, tak, że po wyciszonym korytarzu rozległ się huk. Puścił się biegiem za dziewczyną, a dziki tłum uczniów który obserwował to wszystko z odległości kilku metrów, rozstąpił się przed nim. Gdy Liam oddalił się na bezpieczną odległość, wszyscy zgromadzeni rzucili się na leżące na podłodze stu dolarowe banknoty.
***
Im dalej była od innych ludzi tym lepiej się czuła. Znikała złość i bezsilność która od kilku dni wzbierała się by wybuchnąć. Gdy znalazła w szafce kopertę wypełnioną plikiem banknotów, przelała się w niej czara goryczy. Bała się, że nagły napad złości definitywnie zakończy ich znajomość... W sumie to właśnie tego chciała, jednak coś co widziała w jego oczach, coś co czuła gdy dotykał jej ciała, nie pozwalało jej myśleć racjonalnie o całej sytuacji.
-Louise!- Usłyszała za plecami krzyk. Nie musiała odwracać głowy by wiedzieć do kogo należał. Gonił ją. Na myśl, że robił to z miłości jej serce podskoczyło i wywinęło w piersi ogromnego fikołka. Szybko skarciła się za ten bezsensowny pomysł i nie zwalniając tempa skręciła w stronę starego skrzydła szkoły.- Louise błagam zatrzymaj się!- Głos ciągle nawoływał. Wahała się. Nie miała bladego pojęcia kogo powinna w tym momencie posłuchać: cichych szeptów serca, czy silnych protestów ze strony zdrowego rozsądku.
Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Nie miała ochoty dłużej przed nim uciekać. Chciała wiedzieć wszystko co ma jej do powiedzenia i mieć to skończone, daleko za sobą.- Tu jesteś...- Kucnął przy niej. Nie płakała. Nie miała na to siły. Jej ramiona drżały pod naporem emocji, a nogi odmawiały posłuszeństwa gdy próbowała podnieść się z zimnej podłogi. Pomógł jej. Chwycił jej barki i delikatnie podciągną do góry, ustawiając dziewczynę w pionie. Spojrzała mu w oczy z obawą, że jedynym co w nich ujrzy będzie wściekłość. Myliła się, brunet objął ją czule ramionami i przyciągną do siebie.
- Przepraszam...-Powiedział.- Przepraszam, że byłem takim idiotą.- Zamknęła oczy i wtuliła się w jego silną sylwetkę. Całe napięcie i strach prysł jak bańka mydlana, na nowo poczuła się bezpiecznie gdy ciepły impuls jego ciała otulił jej zesztywniałe ze stresu mięśnie.
- Nie przepraszaj...-Wychrypiała ledwo słyszalnym, łamiącym się głosem.- Nie chciałam robić takiej sceny... ale ta koperta...ja...
- Wiem. Już spokojnie.-Uniósł podbródek brunetki i spojrzał w dwoje patrzących na niego, niezwykłych złoto-błękitnych, oczu.- Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał, składając na jej ustach czuły, delikatny pocałunek.
 Kochani moi, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Spełnienia marzeń, radości, uśmiechu oraz dużo weny i motywacji do dalszego pisania, dla tych, którzy prowadzą lub zamierzają prowadzić własnego bloga.
Jestem dumna, że mam dla kogo pisać i mam komu dziś złożyć życzenia :) Pozdrawiam was wszystkich i życzę ciepłych oraz magicznych świąt w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół.
~June  

sobota, 21 grudnia 2013

15. "Nie jestem zabawką"

Wyjątkowo, tym razem przywitam się z wami na początku. Wiem, że zapewne chcecie mnie zamordować za tak długą nieobecność, ale najpierw dajcie mi się wytłumaczyć D: Miałam spore problemy ze sprzętem (przeinstalowanie laptopa + brak możliwości zainstalowania sobie głupiego Worda -.-) i straciłam wszystkie zebrane rozdziały :< Musiałam to wszystko ogarnąć od nowa. Do tego oczywiście dochodzi szkoła i mnóstwo obowiązków domowych. Jeszcze raz chciałabym was baaaaardzo przeprosić za tak niemiłosiernie długą zwłokę D: (O ile ktokolwiek wgl pamięta o tym blogu :<). Cóż ja mogę teraz zrobić... Zostaje mi tylko życzyć wam WESOŁYCH ŚWIĄT :* 
Zapraszam na rozdział :)
EDIT:
O BOŻE, BOŻE, BOŻENKOOO~! Ponad 3000 wejść ! *^* Jesteście kochani :* Nie wiem jak wam dziękować... Jestem taka dumna, że pomimo iż nic się tu nie działo przez ponad pół roku, wy dalej ze mną byliście *-* To cudowne, jeszcze raz dziękuję :D
Kilka następnych dni, oraz weekend minęło bardzo spokojnie. Liam i Soul nie wchodzili sobie w drogę. Nie odzywali się nawet słowem, oboje zamknięcie wśród swoich myśli. Zima powoli zaciskała swe szpony na górskim miasteczku Rogers Pass, owiewając je swym lodowatym wiatrem i zasypując miliardem drobnego, białego puchu. Dzieci z lokalnej podstawówki cieszyły się jak oszalałe, mogąc wejść na ośnieżone wzgórza wraz z rodzicami, by obejrzeć panoramę rozciągniętą przed ich oczyma.
Nastał kolejny poniedziałek. Wszyscy zdrowi na umyśle zaczęli już przygotowania do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Jedna dziewczyna nie mogą zrozumieć całej tej Bożonarodzeniowej tradycji, postanowiła (jak co roku) wyjść na przekór normom. Dla niej Wigilia nie istniała jako święto. Nie miała jej z kim spędzić, więc nie było sensu jej obchodzić. Jak co dzień rano w poniedziałek, wstała o stałej porze, „ogarnęła się”, zjadła śniadanie, a później wywróciła całą szafę do góry nogami wyszukując odpowiednich ubrań. Zdecydowała się na bordowy, gruby sweter, którego rękawy lekko podwinęła na nadgarstkach i gładką czarną spódniczkę, w którą wpuściła rąbek górnej części ubrania. Całość na biodrach przewiązała plecionym, brązowym paskiem. Odwróciwszy się przodem do lustra przechyliła głowę na bok.
- Czegoś mi brakuje…- Szepnęła sama do siebie i ponownie zanurkowała w odmętach swej niezliczonej ilości ubrań i dodatków. Z samego dna kartonowego pudła, udało jej się wygrzebać rajstopy wyglądające jak zwykłe czarne zakolanówki. Założyła je i zerknęła na zegarek stojący na stoliku przy łóżku. Dochodziła godzina siódma trzydzieści dwie, a z domu do lokalnego liceum miała dobre dwadzieścia parę minut jazdy samochodem. Klnąc pod nosem złapała swoją ulubioną czarną, skórzaną torbę i pobiegła do samochodu. Chłodny wiatr zaprószył jej do oczu biały puch. Otarła go delikatnie by nie rozmazać lekkiego makijażu i trzasnęła drzwiami swojego czarnego Dodge’a . Odpaliła silnik i obniżyła temperaturę na najniższą możliwą.
- Czemu ciągle jest tak gorąco ?!- Powachlowała się dłonią i westchnęła. Lykanie nie odczuwają spadków temperatur, ogrzewani krwią która ciągle tętni w ich żyłach, nigdy nie marzną.
Kilka kilometrów dalej zirytowana brunetka, bawiła się radiem, co chwilę skacząc po stacjach. Jednak uparcie wszyscy ograniczali się do dwóch typów muzyki: Smętów o miłości i przesłodzonych piosenek świątecznych. Zdenerwowana zerknęła na zegarek. Za dziesięć minut zaczynały się lekcje.
- Czasem dobrze jest się delikatnie spóźnić…
***
Soul dotarła do szkoły jeszcze przed czasem. Okazało się, że lekcje z powodu śnieżycy zostały przesunięte o piętnaście minut do przodu, by uczniowie mieli szansę na dojazd.
Brunetka nie zwracając uwagi na wlepiających w nią wzrok ludzi, wysiadła ze swojego czarnego jak noc samochodu i oparła się o drzwi. Sekundy ciszy zdawały się trwać całą wieczność, gdy wszyscy na parkingu zamilkli widząc ją w takim stroju. W końcu był środek zimy, a ona paradowała ubrana na cieplejszy, jesienny dzień. Zabębniła palcami w maskę wozu i poprawiła torbę na ramieniu. Rozejrzała się leniwie dookoła, szukając wzrokiem pewnej osoby.
Znalazła go. Stał oparty o swoje czarne BMW wprost naprzeciwko niej. Śmiał się razem z chłopakami ze szkolnej drużyny sportowej, jak gdyby byli najlepszymi przyjaciółmi od lat. Skrzyżowała ręce na piersiach i rozluźniona wbiła lodowate spojrzenie w jego cudownie srebrne oczy oraz hebanowe, delikatne i miękkie włosy. Zadrżała przypominając sobie dotyk jego, chłodnych dłoni na swym rozpalonym, nagim ciele.
- Stary, jakaś laska się na ciebie gapi.- Zauważył jeden z otaczających czarnowłosego, chłopaków.
- Wygląda jakby zaraz miała „dojść”…
- Co za nogi…
- Że też nie jest jej zimno. Sam bym ją chętnie ogrzał…- Przekomarzali się nawzajem, mierząc, zupełnie nie zdającą sobie z tego sprawy, brunetkę.
- Zamknij się debilu. To Coleman… Jak nie chcesz stracić swojego przyjaciela- Wysoki blondyn, który najdłużej ze wszystkich wstrzymywał się od komentowania atutów dziewczyny, kopnął swojego niższego przyjaciela w krocze, odciągając tym samym jego uwagę od zniecierpliwionej dziewczyny-to omijają ją szerokim łukiem.
- To czarownica. Nie jednemu zawróciła w głowie.- Komentowali pozostali.
- Podobno sypia z Ethanem odkąd oboje skończyli trzynaście lat.- Liam, który stał sztywno z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, nie wytrzymał i rozepchnął kumpli na boki
- Wierzycie w takie bzdury? Serio ?- Rzucił oschle, ruszając w kierunku wiercącej się brunetki. Zatrzymał się dwa kroki przed nią i spytał z pełną powagą.
- Czemu oddałaś pieniądze?
- Nie potrzebuję ich…- Odpowiedziała twardo, zaciskając dłonie w pięści.- Też miło mi cię widzieć.- Czarnowłosy westchnął i podrapał się po tyle głowy.
- Louise ja…
- Soul. Od dziś jestem dla ciebie Soul, albo Coleman.- Gdy chłopak zrobił dwa kroki w jej stronę, odwróciła głowę na bok.
- Nie chowaj się przede mną…- Szepnął cicho, napierając biodrami na jej miednicę. Chcąc nie chcąc, dziewczyna musiała oprzeć się mocniej o samochód. Ciemnowłosy wykorzystał swoją szansę w stu procentach, szybko pochylił się i objął swoją ukochaną w talii. Ich usta złączyły się niemal natychmiast, a ciała zaiskrzyły od przekazywanych uczuć.
Poddała się chwili. Zupełnie nie potrafiła odmówić sobie rozkoszy związanej z jego dotykiem. Był magnesem który przyciągał ją do siebie za każdym razem gdy spojrzeli sobie w oczy, ludzie dookoła zapewne mogli wyczuć niesamowitą chemię wiążącą tych dwoje- a oni sami, nie potrafili sobie z tym poradzić. Otuliła jego kark ciepłymi dłońmi i przylgnęła do umięśnionego ciała chłopaka.
- Dlaczego oddałaś pieniądze?- Ponowił pytanie, pieszcząc oddechem jej lekko rozchylone usta. Nagle wszystko zniknęło z trzaskiem pękającej szyby. Ciepłe barwy którymi się otoczyli, zlały się w chłód świata zewnętrznego. Serce brunetki, które jeszcze piętnaście sekund temu uderzało jak szalone, wystukując radosny rytm, rozbiło się na drobniutkie kawałeczki. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i odepchnęła od siebie srebrnookiego, który sam do końca nie wiedział co zrobił nie tak.
- Nie jestem twoją dziwką…- Szepnęła łamiącym się głosem i poprawiając na ramieniu torbę, szybkim krokiem ruszyła w stronę budynku szkoły, zostawiając za plecami wściekłego Liama.
- Cholera jasna…- Warknął uderzając zaciśniętą pięścią w maskę czarnego Dodge’a.
- Stary… Czy ty właśnie…- Grupka kolegów z drużyny otoczyła rozdrażnionego chłopaka.
- On właśnie pocałował Coleman…
- I żyje !
- Nie wiedziałem, że jesteście razem.- Nieznany głos odezwał się zza pleców gromadki. Wszyscy odwrócili wzrok w jego stronę zastygając w miejscu jak słupy soli. Ethan stał za nimi, ubrany w ciemne jeansy i płaszcz. Mierzył spojrzeniem czarnowłosego, który jeszcze chwilę temu całował jego byłą dziewczynę.
- Nie jesteśmy.- Rzucił oschle Liam, a pytający wzrok sportowców skierował się wprost na niego.
- Wyglądało to nieco inaczej… Ostrzegam cię, to dziwka. Nie licz na sentymenty.- Kontynuował blondyn, uśmiechając się szyderczo.
- Cofnij to…- Warknął młody Tytan rzucając się w stronę Lykana. Stevens oberwał silnym lewym sierpowym i zatoczył się kilka kroków w tył, nie upadł gdyż stalowe dłonie Hayes’a uniosły go odrobinę w górę. Chłopak uśmiechnął się złośliwie i szepnął:
- Widziałeś nas tamtej nocy w lesie… Mam nadzieję, że wyciągniesz konsekwencje i nie zbliżysz się do niej.
- Na to już za późno.- Czarnowłosy wymierzył swemu przeciwnikowi kolejny cios w szczękę. Tym razem poobijany chłopak, upadł na ziemię kilka metrów dalej, ocierając krew z rozciętej wargi i rozbitego nosa.
- Spałeś z nią, pijawko ?!- Nie uzyskawszy odpowiedzi, zerwał się z lodowatego śniegu i jednym susem stanął twarzą w twarz z konkurentem.- Jeśli chcesz tej wojny, to będziesz ją miał.
- Trzymam cię za słowo.- Prychnął rozbawiony całą sytuacją ciemnowłosy. Odwróciwszy się na pięcie ruszył w stronę budynku szkoły.
***
Lekcje mijały bez większych niespodzianek. Zdawało się, że wszystko wróciło do normy. Oczywiście praktycznie cała szkoła wiedziała o trójkącie który tworzyli Ethan i Liam z Soul na czele, co więcej stało się to najgorętszą plotką dnia. Każdy miał do dorzucenia swoje trzy grosze, a historia zwykłej szarpaniny przerodziła się w krwiożerczą walkę z gwałtem w tle. Louise spokojnie wytrzymywała spojrzenia szepczących po kątach ludzi, dumnie unosząc głowę i całkowicie izolując się od ich natręctw. Jednak ile można znosić cierpliwie, przepełnione jadem gadulstwo? W czasie lunchu postanowiła, nie jak zwykle zjeść na stołówce przy swoim ulubionym stoliku, lecz wyjść na zewnątrz- za budynek liceum.
***
[W tym samym czasie, podziemia katery pw. Jana Chrzciciela, Casenna, Włochy]
-Albercie ! Przyszedł list z Rogers Pass !- Po małym, ciasnym pomieszczeniu rozległ się spokojny głos kapłana.
- Dziękuję, Ojcze Sansone.- Odrzekł, w głębi, gruby męski głos. Ksiądz usłużnie podał korespondencje odwróconemu plecami do drzwi mężczyźnie i w pośpiechu usunął się w róg izby.- To od Stephanie…- Mruknął po chwili, przesuwając zmęczonym wzrokiem po zapełnionych literami linijkach.-Hmm… Chyba przyszedł czas na mój powrót do domu. Ojcze Sansone…
- Słucham cię, drogi Albercie…
- Poślij tutejsze oddziały do Rogers Pass.- Rzekł starszy pan, podnosząc się i rwąc list który jeszcze chwilę temu uważnie czytał.- Muszę niezwłocznie porozmawiać z Isottą i Liamem…- Wrzucił papier do, palącego się jasnym płomieniem, kominka.
- Oczywiście. Wyruszymy gdy tylko wszystkie jednostki będą gotowe.- Odrzekł w kapłan i w pośpiechu opuścił pomieszczenie zostawiając starszego mężczyznę samego.
- Liamie Raffelu Váradi, mam nadzieję, że dobrze wiesz co robisz…

niedziela, 21 lipca 2013

Wielki powrot ! :D

Cześć Miśki :* ! Ciocia June urządza wielki powrót ! :D Wena wróciła do mnie dziś w... Kościele xDD Tak, tak pewnie teraz myślicie sobie: "Boże co za zboczeniec, myśli o takich rzeczach w kościele podczas kazania...". No cóż ... Jestem dziwna xD
Nowy rozdział właśnie się pisze i powinien pojawić się już niedługo ^^
Tęskniliście ? :3

wtorek, 18 czerwca 2013

Ważne informacje!

Moi drodzy czytelnicy,
 

Z przykrością informuję was, że ten blog zostaje zawieszony na nieokreślony czas. Powodów swojej decyzji wolę nie ujawniać. Po prostu przepraszam was i do zobaczenia... sama nie wiem kiedy.

Wasza kochana,
June

sobota, 15 czerwca 2013

14. Czy na prawde mnie kochasz ?



Obudziła się na podłodze, zawinięta w satynową kołdrę. Wtulała się w pierś śpiącego beztrosko
ciemnowłosego chłopaka. Uniosła się na łokciu i ucałowała jego lekko rozchylone usta. Niemalże od razu, brunet oddał jej czuły pocałunek i wciągnął jej ciało na swoje. Leżała na jego torsie z szerokim uśmiechem, a on gładził jej lekko zmierzwione ciemne włosy.
- Dzień dobry.- Szepnęła zabierając mu z czoła opadające ciemne kosmyki.
- Dzień dobry, Skarbie.- Uśmiechnął się od ucha do ucha i pogłaskał ją po policzku. Odwzajemniła uśmiech i lekko speszona odwróciła wzrok. Złapał ją za brodę i przyciągnął bliżej swojej twarzy.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu leżymy na podłodze ?- Zaśmiał się i ucałował jej różane wargi.
- Łóżko przestało ci wystarczać.- Roześmiana podniosła się z drewnianego parkietu, owijając się ciasno kołdrą.
- Mi ?!- Otworzył szerzej oczy i oparł się ze zdziwieniem na łokciach.
- Ja odleciałam już za trzecim razem. Było mi wszystko jedno gdzie jesteśmy…- Brunetka słysząc własny głos zaczerwieniła się i wzrokiem zaczęła szukać sukienki.
- Jesteś piękna gdy coś cię peszy.- Zaśmiał się i powoli zaczął wstawać. Opadł bezwładnie na łóżko i westchnął.
- Co tak wzdychasz?- Zagadnęła wesoło, rzucając mu jego spodnie i koszulę.
- Już od dawna nie czułem się tak dobrze.- Przeciągnął się i zamknął oczy.
- Cieszę się.- Pstryknęła go czule w nos i ponownie schyliła się by ucałować jego usta. Złapał ją zwinnie w pasie i przewrócił na łóżko. Krzyknęła, lecz gdy przygniótł ją swoim ciałem i zachłannie wpijał się w jej wargi przycichła, głaszcząc go po plecach.
- Nie, Liam, ja już nie mam siły…- Jęknęła czując jak jego dłonie przesuwają się po jej brzuchu, piersiach i udach. Nagle drwi do pokoju w którym się znajdowali otworzyły się z hukiem.
- Liam, popaprany leniu! Wstawaj!- Młoda blondynka stała w progu z założonymi na biodrach rękami.- Dochodzi dwunasta w południe, a ty ciągle leżysz w… o kurwa…- Mina Stephanie zrzedła niemal momentalnie. Otworzyła szeroko usta i wskazała palcem na przygniataną przez bruneta, osiemnastolatkę.
- Co ona tu robi?- Zapytała drżącym głosem.
- Leży, oślepłaś ?- Warknął nieprzyjemnie chłopak. Dziewczyna, leżąca na łóżku zepchnęła z siebie ciemnowłosego i owijając się ciaśniej kołdrą, złapała sukienkę wraz z bielizną i ruszyła w stronę łazienki. Gdy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała szepty rozmawiających za ścianą tytanów.
- Czy mi się wydaje czy ona była naga?- Odezwała się Stephanie.
- Nie wydaje ci się. Była.
- Jezu… Liam, nie chcesz chyba powiedzieć, że przeleciałeś ją w tym domu?!- Jęknęła wzburzona.
- Owszem. W tym domu, na tym łóżku i na tej podłodze.- Brunetka, uśmiechnęła się słysząc te słowa i powoli zaczęła zakładać bieliznę.
- A dowiedziałeś się czegoś ciekawego ?- Już miała naciskać na klamkę i wychodzić, lecz intuicja kazała jej posłuchać co wydarzy się dalej.
- Że gada przez sen.
- Nie o to mi chodzi idioto! Czy wyciągnąłeś z niej informacje na temat Lykanów.
- Co ?- Brunetka szepnęła sama do siebie
- Nie było okazji… Zrobię to następny razem.- Drzwi od łazienki otworzyły się z impetem. Ciemnowłosa piękność z kamiennym wyrazem twarzy podeszła do łóżka na którym wylegiwał się brunet.
- Daj mi moje pieniądze.- Warknęła przez zaciśnięte zęby. Chłopak westchnął i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Zapłaciłeś jej ?!- Krzyknęła blondynka i złapała się za głowę z niedowierzaniem.
- Louise to nie jest tak…
- Nie nazywaj mnie tak!- Krzyknęła na niego, a łzy same wypłynęły spod jej zaciśniętych powiek.- Chcę po prostu swoje pieniądze.- Szepnęła i zwiesiła głowę. Chłopak wstał i próbował objąć dziewczynę, lecz ona odepchnęła go i ciasno objęła się własnymi ramionami. Nigdy nie czuła się tak wykorzystana. Liam potraktował ją jak przedmiot. Jak przedmiot który po spędzonej przyjemnie nocy wyśpiewa wszystko na czym będzie mu tylko zależeć. Otarła łzy, a gdy ten wręczył jej kopertę wyrwała mu ją z ręki.
- Przelicz. Powinno być równo czterdzieści pięć.- Szepnął przyglądając się wściekłej i jednocześnie bezgranicznie smutnej dziewczynie.
- Umawialiśmy się na czterdzieści.- Zaczęła przyglądać się zawartości koperty. Chłopak przemilczał jej uwagę.
- Proszę, nie odbieraj tego w ten sposób…- Położył dłoń na jej policzku. Brunetka spojrzała na niego pełnymi boleści oczyma. Pochylił się by złożyć na jej ustach pocałunek, lecz zamiast miękkości jej warg, poczuł jak wymierza mu silny prawy sierpowy.
- Nie dotykaj mnie jeśli chcesz być w jednym kawałku.- Warknęła gdy chłopak zawył z bólu i złapał się za krwawiący nos.
- Cholera jasna! Złamałaś mi nos !- Krzyknął zginając się w pół, lecz dziewczyna nie słyszała już jego uwagi. Biegła przed siebie korytarzem. W mgnieniu oka pokonała schody, a gdy znalazła się tuż przed wyjściem zatrzymał ją miły głos, starszego człowieka.
- Panienko Valliére ! Dokąd się tak panience śpieszy ?- Zapytał uprzejmie.- Nie zechciała by panienka zostać na obiedzie? Panicz Liam na pewno by się ucieszył.- Zacisnęła dłonie w pięści słysząc jego imię.
- Myślę, że Liam ma teraz ważniejsze sprawy niż jedzenie obiadu w moim towarzystwie.- Syknęła.- Żegnaj Enrico.- Szepnęła już milej i obróciwszy się na pięcie ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się na progu i westchnęła.- Przepraszam.
- Za co panienka przeprasza ?- Zdziwił się kamerdyner.
- Czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?- Zapytała pomijając jego wcześniejsze pytanie.
- Ależ naturalnie.- Uśmiechną się szeroko. Podała mu kopertę i odwzajemniła uśmiech.
- Możesz oddać to Liamowi, gdy dojdzie już do siebie?- Zapytała uprzejmie.
- Oczywiście, ale…- Nie dokończył. Wiedział, że nie jego sprawą jest mieszanie się w życie tych dwojga ludzi.- A czy ja mógłbym zadać panience jedno pytanie?
- Naturalnie, że tak.- Uśmiechnęła się szeroko.- Zamieniam się w słuch.
- Jesteś Lykanką, prawda?- Mina brunetki zrzedła momentalnie. Objęła się ciaśniej ramionami i spojrzała ze strachem na starszego Tytana.- Tak myślałem… Jesteś za niska jak na Tytanidę, a na dodatek twoje oczy… Nie przejmuj się, nikt się ode mnie nie dowie, nawet Liam.
- On wie.- Zerknęła na swoją dłoń, na której znajdował się pierścień który od niego dostała. Zdjęła go z palca i podała kamerdynerowi.- To też może mu pan oddać.- Westchnęła i ponownie ruszyła w stronę wielkich, mosiężnych drzwi.- Żegnaj Enrico.- Krzyknęła, nawet nie odwracając głowy w stronę siwego mężczyzny.
- Możesz już wyjść Margo.- Zarekomendował starzec. Grubiutka pokojówka wyłoniła się zza potężnego drewnianego filaru i z poważną miną stanęła obok kamerdynera.
- A więc jednak.- Zaczęła.
- Isotta miała rację.- Uciął siwiejący mężczyzna i wrócił do odkurzania starych obrazów.
- Co z tym zrobimy?
- Nic. Dajmy szansę tym młodym ludziom. Może nie wyjdzie nam to na złe…
***
Półtorej godziny później, zapłakana i zmęczona dziewczyna wysiadała z taksówki przy Winter ST. Niechętnie zapłaciła kierowcy trzydzieści pięć dolarów i jak cień snuła się w stronę swojego domu. Gdy otworzyła z klucza drzwi, do jej nosa dotarł nieprzyjemny zapach zepsutego jedzenia i niewyrzuconych śmieci. Skrzywiła się, sięgając pod zlew aby pozbyć się cuchnących odpadów.
- Fuj.- Jęknęła zatykając nos. Kilka minut później dokładnie myła dłonie pod bieżącą wodą. Rozejrzała się dookoła i westchnęła. Nie było jej w domu od czterech dni, na wszystkich meblach zbierała się gruba warstwa kurzu, a po podłodze walały się okruszki sprzed tygodnia. Zrezygnowana powlekła się do małego pomieszczenia w głębi domu. Szybko uwinęła się z szukaniem środków czystości i sięgnęła po odkurzacz.
Wieczorem dom lśnił czystością, a młoda brunetka zalegała z kubkiem gorącej czekolady, na kanapie przed telewizorem. Z zażenowaniem patrzyła w ekran, na którym wyświetlany był film którego głównym motywem była miłość głównych bohaterów.
- Nie wierz mu.- Rzuciła, gdy mężczyzna grający rolę przystojnego detektywa Johna, chwytał za dłonie przestraszoną, kruchą blondynkę której imię brzmiało Anna.- Ten debil tylko cię przeleci i zostawi.- Krzyknęła gdy kobieta na ekranie rzuciła się w ramiona mężczyzny.- Co za dno.- Sięgnęła po pilota i zmieniła kanał.
-„Super oferta w sklepie ‘Robby & Sue’ ! Tylko do dwunastego grudnia artykuły spożywcze dwadzieścia procent taniej!”
- Ta informacja odmieniła moje życie…- Prychnęła gdy skończyła się reklama sklepu spożywczego z rogu Madison i Forbes ST. Zaburczało jej w brzuchu. Złapała się za niego i przeklęła cicho. Lodówka była zupełnie pusta, tak samo jak portfel Soul.
- Muszę znaleźć sobie pracę…- Jęknęła ponownie zmieniając kanał.
- To dobrze się składa bo ja szukam pracowników.- Usłyszała w progu damski głos w progu. Przewróciła oczami i po raz kolejny przycisnęła guzik na pilocie.
- Nie interesuje mnie „rodzinny biznes”, Scarlett.- Ułożyła się na kanapie, kładąc nogi na oparciu, a gdy jej głowa bezwładnie zwisała w dół, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.- Co tam słychać?
- Gdzie byłaś przez te cztery dni?- Kobieta podeszła do kanapy zakładając ręce na piersi.
- Daj spokój, nie muszę ci się chyba…
- Owszem, musisz.- Złapała jej nogi w kostkach i wygięła pod dziwnym kątem. Leżąca na kanapie dziewczyna, wyprostowała się gwałtownie i syknęła z bólu.
- Popierdoliło cię do reszty ?!- Wrzasnęła wyrywając się i zeskakując z mebla. Wściekła siedziała na podłodze, rozmasowując poturbowane nogi.
- Mnie? Nie było cię nigdzie przez cztery dni ! Odchodziłam od zmysłów.
- Mam prawo mieć swoje życie.
- Ale są granice.- Wysoka brunetka zgromiła spojrzeniem siedzącą na podłodze dziewczynę.- Czuję jego perfumy.- Skwitowała krótko.- Byłaś z nim?
- Idę spać. Trafisz do wyjścia.-Podnosząc się, machnęła dziewczynie dłonią na odchodne i powoli ruszyła ku drewnianym schodom. Nagle postać smukłej brunetki, pojawiła się przed nią niespodziewanie szybko. Kobieta złapała osiemnastolatkę za gardło i przycisnęła ją do sosnowej ściany.
- Nie lekceważ mnie, Soul.- Syknęła przez zaciśnięte zęby.
- I vice versa.- Odepchnąwszy sztywne dłonie starszej przyjaciółki, zgromiła ją wściekłym spojrzeniem i w mgnieniu oka znalazła się za drzwiami swego pokoju.
***
Kolejny dzień okazał się być taki jak każdy inny. Poniedziałkowy poranek podczas którego wszyscy nastolatkowie świata chodzący do szkoły, zachodzą w głowę jak ktoś mógł być na tyle głupim, żeby otworzyć pierwszą szkołę. Gdy nastoletnia Soul Coleman otworzyła zaspane oczy, przeklinała samą siebie za głupotę.
- „Hej jestem Liam, mam niezłą dupę i mnóstwo kasy z którą już sam nie wiem co zrobić, może pójdziemy do łóżka ?”- Z ironią udawała głos chłopaka, patrząc na siebie w lustrze.- „Oczywiście Liam! Pozwolę ci się przelecieć pięć razy podrząd, a potem będę miała głęboko w dupie twoje zasrane czterdzieści pięć kawałków.”- Uderzyła pięścią w ścianę, a z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy.- Jestem beznadziejna…- Załkała osuwając się bezradnie na podłogę.
- Nie, nie jesteś… I pochlebia mi, że uważasz moją dupę za „niezłą”.- Usłyszała drwiący głos dochodzący z głębi swojego pokoju. Zerwała się z zimnych kafelków i łapiąc pierwszą lepszą rzecz, która wpadła jej pod ręce, wbiegła do pomieszczenia. Przy oknie stał, lekko uśmiechnięty, wysoki brunet. Patrzył głęboko w oczy stojącej przed nim, owiniętej jedynie w szlafrok, dziewczyny.
- Wynoś się stąd!- Krzyknęła rzucając w niego szczotką do włosów. W ostatniej chwili osiemnastolatkowi udało uchylić się przed „narzędziem zbrodni”, które zamiast roztrzaskać jego głowę, zrobiło spore wgłębienie w drewnianej szafie.
- Uspokój się Louise.- Złapał dziewczynę za nadgarstki i przytrzymał gdy zaczęła się mocniej szarpać.
- Wynoś się!- Krzyknęła przez łzy, wyrywając dłonie z jego uścisku.- Nie chcę cię znać…- Szepnęła.
- Nie płacz…- Otarł słone krople spływające po jej policzkach. Zadrżała na tak czuły gest z jego strony.
- Nie dotykaj mnie.- Odepchnęła się od niego i opadła zmęczona na łóżko.- Czemu to zrobiłeś ?- Zapytała, a on milczał. Przeczesał dłonią czarne jak noc włosy i ze smutkiem w srebrnych oczach przyglądał się jej załamanej sylwetce.- Nie potrafisz mi teraz odpowiedzieć ?- Szydziła.
- Nie.- Szepnął krótko.
- Lubisz bawić się kosztem innych? Udało ci się. Znalazłeś łatwą i naiwną dziewczynę.- Wskazała na siebie i zaśmiała się przez łzy.- Nie pomyślałeś, że twoja „zabawka” to morderca i zdrajca który od dwunastu lat nie miał styczności z innymi Lykanami.- Warknęła wściekle i zerwała się z materaca. W kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość i stanęła z wysokim brunetem, twarzą w twarz.
- Nie postrzegam cię w tych kategoriach.- Szepnął wytrzymując jej spojrzenie.
- No jasne… Liczyła się jeszcze moja dupa i cycki.- Zaszydziła popychając go na biurko.- Może warto odwiedzić Scarlett albo Beth ? Z nich miał byś więcej pożytku.- Gdy chłopak odwrócił wzrok nic nie mówiąc, pokręciła głową z niedowierzaniem. Cofnęła się kilka kroków z szeroko otwartymi oczyma, w myślach analizując wczorajszą rozmowę ze Scarlett.- Ty łajzo…- Szepnęła.
- Powinienem już iść…- Szepnął brunet, lecz nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch do biurka dociskała go rozwścieczona ciemnowłosa dziewczyna.
- Zaliczyłeś ją?!- Krzyknęła wymierzając mu siarczysty policzek.
- To nie tak.- Złapał się za bolące miejsce.
- Masz mnie za głupią czy niedorozwiniętą ?- Zapytała ze złością.- Kiedy? Kiedy to zrobiłeś ?
- Louise to nie…- Zacisnął usta w wąską linię gdy jej zaciśnięta w pięść dłoń uderzyła go prosto w lewy policzek. Złapał ją za ramiona i przewrócił na drewnianą podłogę. Własnym ciężarem przytrzymywał nieruchomo, a ona nawet nie próbowała się szarpać. Jedynie wpatrywała się w niego wielkimi z przerażenia oczyma.
- Uspokój się…- Szepnął jej czule do ucha.- Nie potrafię wytłumaczyć ci się ze wszystkiego, ale chcę żebyś wiedziała, że…- Przymknął oczy i odetchną głęboko.- …Że nigdy nie myślałem o tobie jak o źródle informacji. Noc którą z tobą spędziłem uważam za najlepsze co przytrafiło mi się w życiu i…- Spojrzał w jej chłodne oczy z miłością i odgarnął kosmyk jej ciemnych włosów z bladego policzka.
- Jest tak jak w tedy…- Szepnęła.
- „W tedy”?
- W lesie… Gdy chciałeś mi coś powiedzieć.- Westchnęła i przymknęła oczy.- Liam… Czy ty… Czy widziałeś co on mi w tedy zrobił?- W odpowiedzi uzyskała jedynie ciszę. Kiwnęła ze smutkiem głową i przygryzła wargę.- Tyle mi wystarczy.
- Louise…
- Soul. Od dziś jestem już tylko Soul.- Zepchnęła go z siebie i wstała.- Możesz już iść.- Rzuciła przez ramię, łapiąc za klamkę drzwi od łazienki. Przystanęła w progu, słysząc jak chłopak wychodzi.
- Kocham cię, Soul…- Szepnął myśląc, że trzask drewna uderzającego o futrynę, zagłuszy jego wyznanie.
- Ja ciebie też…- Uśmiechnęła się sama do siebie, wchodząc pod prysznic. Całe serce nagle zostało zalane ciepłem. Ciepłem którego od lat nie czuła od nikogo. Wiedziała, że jest ktoś dla kogo warto żyć, ktoś dla kogo warto podjąć walkę z całym światem.
 Dobra dziś, krótko, zwięźle i na temat. Rozdział krótki- wiem, ale nie miałam czasu. Choroba mnie rozwala, mam chyba coś z zatokami, w środę i piątek mam egzaminy z anielskiego i woda w kiblu wie więcej ode mnie, a na dodatek za dwa tyg. jadę na obóz i nie mam przygotowane nic. NOTHING! Muszę się szybko ogarnąć :p A tak przy okazji skoro już wspomniałam o wyjeździe... Nie będę nic wstawiać od  30 do 7 i nie wiem czy pierwszy lipcowy post nie pojawi się dopiero 14 :< To tyle na dziś <3 Do zobaczenia mordki :* !

PS: Wszyscy jednogłośnie stwierdziliście, że +18 było znośne :p Bardzo wam dziękuję za głosy (chodź były tylko 3 xD), wasze zdanie wiele dla mnie znaczy *łezka w oku* :D
PSS: DOBILIŚMY DO 2000 wejść!@##$@$!@$#%%^@$%^$~! *o* KOCHAM WAS ! *o* O.O *o* :p
PSSS: Mam dla was niespodziankę :D Już piszę kontynuację tego opowiadania. Będzie trochę... inna :P Ale togo dowiecie się za jakiś dłuższy czas, na pewno grubo po wakacjach :D Chyba, że będę wstawiać rozdziały w zastraszającym tempie :p
PSSSS: Hahahahaha ile "PS'ów" xd Przepraszam, że tytuł taki... "z dupy" ale nie miałam pomysłu :p