sobota, 27 kwietnia 2013

9. " One way or another, I'm gonna find you..."



Otworzyłam szerzej oczy wycofując się pod kuchenne szafki. Przyciągnęłam kolana pod brodę i
przyglądałam się zaistniałej przed sobą sytuacji.
Dziewczyna klęczała uśmiechając się promiennie. Liam wpatrywał się w nią jak zaczarowany.
- Leah…- Zaczął łamiącym się głosem. Niebieskowłosa nic nie mówiąc przytuliła się do niego i szepnęła przepełnionym słodkością głosem.
- Cieszysz się ?- Chłopak objął ją w pasie i podniósł się z klęczek. Obrócili się kilka razy w kółko.
- Zdzira !- Usłyszałam głos z przeciwnej strony pokoju. Spojrzałam w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się wściekła blondynka. Widziałam jak stróżki szkarłatnej cieczy sączą się po jej prawym policzku. Rana szarpana na twarzy wyglądała okropnie, ciągnąca się od skroni po samą żuchwę. Przełknęłam ciężko ślinę i na chwiejnych kolanach podniosłam się do pionu. Niepewnie oparta o kuchenny blat spojrzałam w stronę Liama i nieznanej dziewczyny. Stali w jadalni przyglądając się poturbowanej Stephanie.
- Dalej chcesz się z nimi dogadywać ?! Rozszarpię ją !-Krzyknęła rzucając się do przodu. Nie zdążyłam mrugnąć, a ona już trzymała mnie za gardło i przyciskała do ściany. Krztusiłam się próbując odciągnąć jej palce. Nie ustępowała.
- Stephanie, puść ją.- Do mych uszu docierał przytłumiony głos niebieskowłosej. Ukradkiem zerknęłam w jej stronę. Była taka spokojna, opanowana- zupełne przeciwieństwo blondynki, która nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy.
Odpuściła. Chwyciłam się z krtań, łapiąc spazmatycznie powietrze. Przymknęłam oczy starając się uspokoić dudniące serce.
- Wychodzę.- Burknęła blondyna trzaskając drzwiami. Wyprostowałam się nie otwierając oczu i zadrżałam. Byłam pewna siebie gdy wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić. Tu czułam się obco i niepotrzebnie. Każdy źle odebrany gest mógł skończyć się szarpaniną. Wtuliłam się w kąt szafek uchylając zmęczone powieki.
- Nie płacz…- Przytuliła mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z cieknących po policzkach łez. Otarłam je szybko i odepchnęłam dziewczynę.
- Odsuń się.- Szepnęłam zduszonym głosem. Wyprostowałam się, udając pewność siebie. Uśmiechnęła się tak delikatnie, że znów poczułam ciepło rozlewające się po sercu. Nastolatka cofnęła się aby położyć głowę na piersi Liama. Objął ją czule i przytulił. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Pierwszy raz w życiu poczułam tak dotkliwe ukłucie w sercu, nie mogłam patrzeć na tą dwójkę. Skrzywiłam się na samą myśl o zazdrości jaką odczuwałam. Przecież nic mnie z nim nie łączyło.
- Nie patrz tak na nas Soul.- Usłyszałam lekko załamujący się głos Liama.- Leah to moja siostra, nie widzieliśmy się od wieków.- Zerknęłam na nich niepewnie i uniosłam brew w pytającym geście. Obydwoje spojrzeli na siebie i zaśmiali się cicho.
- To twoja dziewczyna braciszku?- Zapytała niebieskowłosa podchodząc i lustrując mnie uważnie wzrokiem. Spojrzałam na bruneta, odwrócił spojrzenie mrucząc coś pod nosem. Poczułam jak na policzkach wykwitają mi czerwone rumieńce.- Nie słyszałam co powiedziałeś.- Leah odwróciła się w jego stronę z szerokim uśmiechem.
- Mówiłem, że znamy się ze szkoły.- Mruknął odrobinę głośniej dalej nie patrząc w naszą stronę.
- Jesteś ładna.- Odwróciła się do mnie z błyskiem w oczach, zupełnie zmieniając temat.
- Dziękuję.- Burknęłam wyłamując nerwowo palce.
- Czemu ją tu sprowadziłeś? Domyślam się, że Stephanie i wujek David nie byli z tego zadowoleni.
- David nie wie. Stephanie sama mi pomogła, ale wiesz jaka ona jest…- Nie dane mu było dokończyć.
- Nie jesteś Lykanką.- Skwitowała patrząc na mnie surowym wzrokiem.- Przemieniasz się, masz nadludzką siłę i wyostrzone zmysły, ale dużo brakuje ci do innych Lykanów.- Opuściłam głowę, zaciskając nerwowo pięści. Ledwo powstrzymywałam się od zgrzytania zębami. Czy było po mnie aż tak widać braki? Czy moja osoba była aż tak pełna niedociągnięć? Wszyscy na każdym kroku wypominali mi moją odmienność. Przez to czułam się jeszcze większym potworem.
- Moja matka była człowiekiem.- Warknęłam nie unosząc głowy.
- Czuję to, lecz nie mogę się nadziwić, że jeszcze żyjesz. Nigdy nie spotkałam się z żyjącym pół-Lykanem, zwykle zabija się was zaraz po narodzinach.- Czułam jak wszystko się we mnie gotuje. Doskonale wiedziałam, że nie zasługiwałam na drugą szansę. Stałam tu teraz tylko dzięki woli ojca, który upierał się, że niczego mi nie brakuje. Część ludzi w to uwierzyła, część i tak wiedziała swoje. Od czasu wypadku przy którym zginął mój ojciec, wszyscy odwrócili się ode mnie. Nikt nie wierzył w moją niewinność, przez co sama powoli przestawałam być jej pewna.
Spojrzałam na dziewczynę lodowatym wzrokiem, zaciskając usta w wąską kreskę. Już miałam coś powiedzieć lecz przerwała mi.
- Twoja mama miała błękitne oczy? – Zapytała. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na nią dziwnie. Czy ona zawsze zadaje takie dziwne pytania?
- Chabrowe.- Mruknęłam zerkając w stronę Liama. Uśmiechnął się do mnie ciepło, od razu odzyskałam dobry humor. Niebieskowłosa uniosła kąciki ust pokazując mi swoje białe zęby. Chrząknęłam wracając z obłoków na ziemię.- Chyba powinnam już iść…
- Mówiłem ci, że nie możesz wychodzić z łóżka przez kilka dni.- Zaprotestował brunet. Spojrzałam na niego z zażenowaniem.
- Moje łóżko już pewnie się za mną stęskniło, może powinnam je odwiedzić? Po co ma się martwić.- Prychnęłam uśmiechając się szeroko i wychodząc z kuchni.
- Podwiozę cię.- Złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Szybko skierował wzrok w drugą stronę.
- Nie ma potrzeby… Trafię.- Zająknęłam się wyrywając dłoń z jego uścisku. Wybiegłam z domu i udałam się w stronę skarpy.
***
Stałam nad kilkunastometrowym urwiskiem z którego na wszystkie strony wystawały ostre skały i kamienie. Uśmiechnęłam się szeroko rozkładając na boki ręce i odchylając głowę do tyłu. Już od dawna nie czułam tego wiatru we włosach. Wciągnęłam świeże powietrze do płuc. Napawałam się wolnością i ciepłem słonecznych promieni. Spojrzałam w dół i zachwiałam się na krawędzi.
- Wreszcie można rozprostować kości.- Westchnęłam sięgając palcami do skrawka swetra. Pociągnęłam go do góry i zdjęłam przez głowę. Już miałam rozpinać rurki gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę. Po prawej stronie stał oparty o drzewo brunet. Uśmiechał się szeroko i uważnie przyglądał mojemu ciału. Zaczerwieniłam się szybko łapiąc za leżący na ziemi sweter. Zasłoniłam się nim i krzyknęłam:
- Czego tu chcesz, pierdolony zboczeńcu ?!- Ciężko było mi przekrzyczeć wiatr, ale starałam się co sił. Chłopak podszedł do mnie, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Pomóc ci?
- Wypchaj się.- Burknęłam w odpowiedzi.
- Masz jakąś manię skakania z wysokości?- Zaśmiał się zabierając mi sweter. Podniósł go do góry tak bym nie mogła dosięgnąć i odpychał mnie delikatnie dłonią.
- Jak cię widzę to mam ochotę popełnić samobójstwo.- Warknęłam skacząc dookoła niego jak opętana.
- „Pij mleko będziesz wielka”.- Zaśmiał się stając na palcach. Zmrużyłam wściekle oczy i podskoczyłam najwyżej jak mogłam. Nie udało mi się złapać materiału, a na dodatek straciłam równowagę i wpadłam na roześmianego chłopaka.
- Jesteś kretynem.- Westchnęłam leżąc na nim i próbując dosięgnąć czarnego swetra.
- Im bardziej się złościsz tym jesteś piękniejsza, wiesz?- Zarumieniłam się chwytając za górną cześć garderoby. Szybko wsunęłam na siebie ubranie usiadłam wyprostowana na ziemi.- A tak przy okazji… Masz ładny stanik.- Parsknął śmiechem podnosząc się szybko z trawy. Wytrzeszczyłam oczy i zerwałam się na równe nogi goniąc go co sił.
- Wracaj tu zboczeńcu !- Krzyczałam biegając w tą i z powrotem. Ponownie upadliśmy sobie w ramiona. Obrócił się wciągając mnie pod siebie. Uśmiechnęłam się szeroko czując latające po całym brzuchu motylki. Przybliżył swoją twarz do mojej i zamknął oczy. Oddałam się przypływowi namiętności muskając jego usta w nieśmiałym pocałunku. Przesunął dłońmi wzdłuż tali i wpił się w moje wargi. Odwzajemniałam słodki pocałunek gładząc delikatnie jego umięśnione plecy i oplotłam go nogami w pasie. Chwilę później obydwoje byliśmy nadzy, wtulałam się w jego rozgrzany tors łaknąc jeszcze więcej magnetycznego ciepła dla siebie. Oddając się chwili pożądania wypełnialiśmy ciszę naszymi niespokojnymi westchnieniami rozkoszy.
***
Z rozkosznego snu wyrwał mnie brzdęk budzika. Uderzyłam w metalowe urządzenie zrzucając je na podłogę. Przetarłam leniwie oczy i ziewnęłam przeciągając się na łóżku. Rozchyliłam powieki patrząc w drewniany sufit.
- Staczam się coraz niżej…- Westchnęłam przypominając sobie naszpikowany namiętnością sen. Czułam się jakbym przeżywała go naprawdę- i to właśnie było najgorsze.
Zwlekłam się z miękkiego materaca przekopując na drugą stronę pokoju wczorajsze ubrania. Lekko przygarbiona i ciągle zaspana ruszyłam w kierunku łazienki. Myślałam o nim nawet podczas mycia zębów! Liam nie dawał mi spokoju przez całą noc, a i dzień nie zapowiadał się najlepiej. Zastanawiałam się co mnie tak do niego ciągnie, przecież prawie się nie znamy, a kiedy go widzę wszystko obraca mi się w żołądku- bynajmniej nie z niestrawności. Czułam się tak swego czasu przy Ethanie, dopóki nie zaczął być bezdusznym tyranem którego interesowały własne przyjemności.
Skrzywiłam się do własnego odbicia w lustrze. Kto by pomyślał, że sny lekko zabarwione erotycznie mogą aż tak wykończyć człowieka od zewnątrz. Umyłam spienioną szczoteczkę do zębów i włożyłam ją do zielonego kubka. Powoli, w swoim ślimaczym tempie, przeglądałam wiszące na wieszakach ubrania.
- Nie mam się w co ubrać!- Jęknęłam uderzając głową o drewnianą szafę.
- Dla mnie najładniej wyglądała byś nago.- Usłyszałam za plecami zduszony męski śmiech. Odwróciłam się gwałtownie przywierając plecami do sosnowych desek.
- JESTEŚ PSYHICZNY !- Krzyknęłam do bruneta leżącego wygodnie na moim jeszcze nie pościelonym łóżku. Przeglądał gazety Beth które czasem rudowłosa zostawiała dla mnie żebym się nie nudziła. Przeklęłam go w myślach i owinęłam się ciasno seledynowym ręcznikiem. Wyszłam z łazienki, a woda spływająca z moich włosów i niedokładnie wytartego ciała kapała na podłogę zostawiając za sobą mokry ślad.- Co ty tu robisz ?!- Krzyknęłam ponownie stając przed nim na lekko rozstawionych nogach, trzymając w dłoni jaskrawy ręcznik. Musiałam wyglądać przekomicznie z taką miną, bo chłopak odłożył gazetę i o mały włos nie udławił się ze śmiechu własną śliną. Skrzywiłam się łapiąc za pierwszą lepszą rzecz jaką miałam pod ręką. Padło na grubą książkę od geometrii w twardej okładce. Cisnęłam nią w bruneta, który zawył krótko z bólu i zwinął się na łóżku w kulkę. Prychnęłam zirytowana i oparłam się o biurko.
- Co ty tu robisz ?- Zapytałam znacznie spokojniej.
- Pomyślałem, że pewnie przyda ci się wymiana tej stłuczonej szyby w kuchni.- Tłumaczył się dalej zwinięty, trzymając się za brzuch.
- Przecież wymieniłam ją jeszcze tego samego dnia.- Przewróciłam oczami i zaczęłam bębnić palcami w blat biurka.
- No to…- Zamyślił się na chwilę.- Przyszedłem podrzucić cię do szkoły ?- Zapytał z lekkim wahaniem w głosie.
- Pytasz czy odpowiadasz?- Kiedy nie odezwał się słowem złapałam go za nogi i ściągnęłam z materaca. Spadł prosto na drewnianą podłogę.
- Kobieta bez serca.- Jęknął zbierając swoje obolałe „szczątki” z twardych sosnowych desek.
- Dziękuję za komplement !- Krzyknęłam z łazienki i trzasnęłam drzwiami. Po chwili byłam już w trakcie suszenia włosów.
***
Słysząc szum suszarki, wyprostował się i podniósł z podłogi. Lubił tą dziewczynę, nawet kiedy była tak brutalna. Potarł odrętwiały kark i podszedł do biurka stojącego pod oknem. Wysunął pierwszą z szuflad i uważnie przejrzał jej zawartość. Zakreślacze, markery, zszywacz, kilka kartek i zeszytów przedmiotowych. Nic ciekawego.
Przysunął czarne biurowe krzesło i usiadł na nim wygodnie. Kolejne szuflady również okazały się być pełne zeszytów i przyborów zupełnie do niczego u nie potrzebnych. Przeczesał dłonią czarne włosy i szybkim krokiem znalazł się przy szafce nocnej stojącej obok ogromnego łóżka. Wziął w dłonie srebrną ramkę w której stało zdjęcie.
- Miałaś szczęśliwą rodzinę, co?- Zapytał sam siebie uśmiechając się do kawałka papieru za cienką plastikową szybką, na którym widniało troje uśmiechniętych ludzi. Mała czarnowłosa dziewczynka uczesana w dwa kucyki, siedziała na kolanach przystojnego mężczyzny ubranego w poprzecierane dżinsy, koszulkę i kamizelkę do której przyczepione były rybackie haczyki. Obok nich na ławce siedziała przepiękna kobieta, o włosach koloru kasztanu i dużych chabrowych oczach. Uśmiechała się do aparatu tak samo jak dziewczyna do której należał ten dom. Był tak do siebie podobne.
Ze smutnym uśmiechem odstawił ramkę i otworzył kolejną szufladę. Kilka gazet, książka i mały notes. Wziął do ręki znaleziony dziennik i uważnie przejrzał kilka stron.
- Widzę, że fascynuje cię mój pamiętnik.- Usłyszał niedaleko siebie jej głos. Taki spokojny, czysty i melodyjny. Jak zawsze doprowadziła go do dreszczy, lecz gdy na nią spojrzał… Zamrugał kilka razy, otwierając szerzej usta.
- Nigdy nie widziałeś półnagiej kobiety ?- Zaśmiała się podchodząc do niego i zabierając notes. Przełknął głośno ślinę nie mogąc oderwać oczu od jej pięknego ciała. Ubrana jedynie w czarną bieliznę sprawiała, że pragnienie dotknięcia jej było silniejsze niż wszystko inne. Była po prostu piękna.
***
Przyglądała się mu z lekkim zażenowaniem i speszeniem. Może nie powinna wychodzić tak ubrana, ale dziwnie czuła się zostawiając go samego we własnym pokoju. Nachyliła się nad nim próbując dosięgnąć wiszącej na oparciu łóżka koszuli. Poczuła jego dłonie na swojej talii. Westchnęłam, gdy promieniujące od niego ciepło zetknęło się z moim ciałem. Obydwoje przewróciliśmy się na materac, zapominając o wszystkim.
***
Przymknęła oczy i zadrżała gdy przesunął dłonią wzdłuż jej biodra i uda. Była tak delikatna i krucha, zupełnie jak bezbronny skowronek. Uniósł głowę patrząc na jej spokojną, piękną twarz. Zacisnęła dłonie w pięści, a jej oddech znacznie przyśpieszył. Chciała tego? Czyli nie tylko on czuł tak duże przyciąganie z jej strony. Obydwoje nie potrafili zapanować nad swoimi pragnieniami.
Przysunął usta do jej wyeksponowanej szyi. Spięła się czując jego oddech na swoim karku i jęknęła cicho, wiercąc się pod jego ciałem. Objął ją i przycisnął do siebie, muskając jednocześnie jej szyję i płatek ucha. Westchnęła przesuwając dłonią po jego umięśnionych barkach i karku.

***
- N-Nie mogę.- Sapnęła wtulając się w jego rozgrzany tors i zacisnęła mocniej powieki. Wewnątrz błagała o więcej pieszczot jakie był jej w stanie ofiarować. Zrobiła by dla nich wszystko, lecz wiedziała, że nie znajduje się w łóżku z odpowiednią dla siebie osobą.
Westchnęła czując jak jego palce wędrują wzdłuż jej pleców do zapięcia stanika. W głębi siebie krzyczała aby to zrobił, jednak powinność i moralność surowo się sprzeciwiały. Z ciężkim sercem odepchnęła go nim zdążył zrobić coś czego obydwoje później mogli by żałować.
- Proszę cię, wyjdź.- Zaprotestowała nie otwierając oczu. Poczuła jak chłopak spina wszystkie mięśnie i nic nie mówiąc schodzi z łóżka, a później cicho zamyka za sobą drzwi sypialni.
Podniosła się z łóżka i zaczęła powoli zakładać białą koszulę, ciągle zerkając w stronę drzwi.
***
Dwadzieścia minut później była już gotowa do zejścia na dół. Ostatni raz poprawiła włosy i czarną bluzę z kapturem i nadrukiem „The Beatles”. Zdjęła niewidzialne paproszki z ciemnozielonych rurek i mocniej zawiązała wysokie do kolan trampki. Złapała czarną torbę z książkami i zbiegła szybko po schodach. Już miała łapać za kluczyki od samochodu i wychodzić gdy za oknem dostrzegła czarne terenowe BMW. Rozejrzała się pod domu. Na kanapie w salonie siedział znudzony oczekiwaniem osiemnastolatek. Uśmiechnęła się delikatnie kręcąc z niedowierzaniem głową.
- A ty na co czekasz? Powtórki z rozrywki nie będzie, zboczeńcu.- Gdy usłyszał jej głos ożywił się i odwrócił w jej stronę, posyłając dziewczynie rozbrajający uśmiech. Nie mogła go nie odwzajemnić.
- Dziś ja prowadzę.- Zarekomendował i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Przepuszczając w nich brunetkę, ostatni raz mógł zaciągnąć się jej słodkimi, lecz nie duszącymi perfumami. 
 Kończę w takim momencie, bo zaraz zacznę wam spoilerować następną akcję i nie będzie ciekawie :p Wiem, że krótko ale mam nadzieję- treściwie :D Coś dla romansożerców jest, dla lubiących tajemnice też- moja misja spełniona ! :D Ale czy sukcesem ? To pytanie do was, drodzy czytelnicy :3
A tak na marginesie, podobają wam się gify, czy mam ich nie dodawać bo utrudniają czytanie ? Ja generalnie lubię jakiś tam obrazków szukać i na znajdowałam tego tyle, że czas by był i pora wykorzystać co nieco xd 
Już wam głowy nie zawracam, miłego weekendu i majówki :**
PS:
Tytuł rozdziału broń boże NIE WIĄŻE się z coverem One Direction ! Jak usłyszałam go w radiu to mi się nie spodobał, bo czegoś mi brakowało i taki był... wolny ? Znalazłam oryginalne wykonanie, i to jest to ! :D Jeśli ktoś też nie lubi coveru (lub nie cierpi "Łon Dajrekszon" xd- jak ja :p) to link do oryginału wykonanego przez Blondie :D 

sobota, 20 kwietnia 2013

8. "Nie jestem slaba..."


Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna. Miałam wrażenie, że trwało to jedynie chwilę. Krótkie pięć minut w których film przed oczami zerwał się jak zbyt mocno naprężony sznurek. Odzyskiwałam czucie w palcach u rąk i nóg. Wszystko tak strasznie bolało. Nie byłam wstanie naprężyć żadnego z mięśni na dłużej niż kilka sekund. Miałam wrażenie, że ktoś rozrywa mnie kawałek po kawałku, na coraz mniejsze cząstki. Chciałam krzyczeć, ale ciągle nie do końca odzyskałam władzę nad własnym ciałem, więc każda próba kończyła się porażką na całej linii. Zaciskałam delikatnie zesztywniałe palce, pod którymi szeleścił przyjemnie rozgrzany materiał. Skupiłam się na uchyleniu powiek. Otwierały się opornie jak śluzy do próżni, zasysane od wewnątrz nieutlenionym powietrzem (boże jakie beznadziejne porównanie xd). Po krótkiej chwili udało mi się ujrzeć światło dzienne. Pomieszczenie w którym się znajdowałam było tak jasne, że wszystko raziło mnie białym światłem. Gwałtownie zasłoniłam dłonią oślepiające promienie. Leżałam na boku, okryta atłasową białą pościelą.
- Hej, spokojnie…- Usłyszałam delikatny głos tuż nad sobą. Spojrzałam w górę. Był tu. Był obok mnie cały czas. Wszelka niepewność od razu odstąpiła miejsca niepohamowanej radości. Uśmiechał się delikatnie.- Jak się czujesz?
- Bywało gorzej.- Odparłam powoli przyzwyczajając wzrok do jasnego światła. Próbowałam podnieść się na łokciach, lecz przeszywający ból między żebrami. Opadłam ciężko na poduszkę z głuchym jękiem.
- A gdzie ci się tak śpieszy?- Zapytał przyglądając się uważnie mojemu grymasowi. Usiadł na miękkim materacu obok mnie.
- Gdzie jestem?- Zapytałam kładąc ze zrezygnowaniem dłoń na zmęczonych oczach.
- W moim domu.- Stwierdził gładko opierając się o poduszki po drugiej stronie łóżka.
- Co ?!- Rzuciłam się do przodu, gwałtownie siadając wyprostowana jak struna. Szybko pożałowałam tak nagłego ruchu. Krzyknęłam nie wykonując żadnego gestu.- Cholera jasna!-Warknęłam pod nosem pochylając głowę do przodu. Długie, poskręcane włosy zasłoniły całą mą twarz, która wykrzywiła się w grymasie ostrego bólu.
- Widzę twoją radość i nie mogę się nadziwić.- Nachylił się pukając mnie palcem w czoło.- Ty czasem myślisz? Przez kilka dni nie ma mowy, żebyś wystawiła czubek nosa za to łóżko.- Uśmiechnął się zadziornie.
- Zboczeniec.- Syknęłam podnosząc z zażenowaniem głowę.- Czemu ze wszystkich miejsc na ziemi musiałam trafić właśnie tu? Przecież wiesz gdzie mieszkam. Nie mogłeś odstawić mnie do domu?- Zapytałam powoli i delikatnie obracając się w jego stronę.
- Tu było bliżej, poza tym twój buc też może się tam w każdej chwili pojawić.- Ponownie uśmiechnął się w ten dziwnie denerwujący sposób. Miałam wielką ochotę przyłożyć mu teraz z całej siły w twarz, niestety szkoda, że obrażenia nie dawały mi takiego pola manewru. Westchnęłam patrząc na niego wściekle.- Szkoda, że nie widzisz teraz swojej miny.- Zaśmiał się zakładając ręce za głowę.
- Z czego zęby suszysz ?- Burknęłam przeczesując palcami ciemne włosy.
- Jesteś śliczna kiedy się złościsz. – Przysunął się do mnie z delikatnym uśmiechem. Odchyliłam się do tyłu mierząc go surowym wzrokiem.
- Idiota.- Warknęłam nadymając policzki i odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie jesteś głodna?- Zapytał zupełnie poważny. Mruknęłam coś w odpowiedzi układając się z powrotem na poduszkach. Otuliłam się szczelnie białą pościelą zamykając oczy.- Zaraz wracam.- Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a następnie ich trzask. Jak na zawołanie zrzuciłam z siebie ciepłą pierzynę i postawiłam obolałe nogi na jasnej, dębowej podłodze. Siedziałam na dużym łóżku, którego szczytowe części stworzone z grubej, kutej stali w kolorze czarnej smoły, układały się w abstrakcyjnie wywinięte wzory. Gruby materac mebla sprawiał, że siedząc ledwo sięgałam czubkami palców podłogi. Rozejrzałam się dokładnie, ignorując silny ból całego ciała po gwałtownym poruszeniu się. Białe ściany pomieszczenia ozdabiały w niektórych miejscach, blado różowe, kwiatowe wzory. Naprzeciw łóżka stała ogromna dębowa szafa z widocznymi na jasnym drewnie sękami. Obok znajdowało się potężne, ręcznie rzeźbione biurko tego samego koloru. Przy olbrzymich drzwiach balkonowych, zasłoniętych tiulowymi firanami, leżał włochaty, blado różowy dywan, a wkoło niego ustawione zostały dwa bufiaste fotele, z dużymi poduchami i grubym oparciem na których przeważał motyw kwiatowy. Z daleka przyciągały do siebie, kusząc miękkością i wygodą.
Podniosłam się z wysokiego łoża i stąpając na palcach ruszyłam w kierunku balkonu. Po drodze zmierzyłam wzrokiem pokaźną ilość książek stojącą na wysokim pod sam sufit regale z białego, sękatego drewna. Odsłoniłam firany. Mym oczom ukazał się widok na dolinkę w której znajdowało się Rogers Pass. Dom musiał stać na zboczu, a jego okna wyglądały na zachodzące słońce. Westchnęłam przeciągle podziwiając zza cienkiego szkła rodzinne miasto. Zerknęłam za siebie. Liam nie wrócił i chyba nie śpieszyło mu się aż tak bardzo. Miałam swobodną drogę ucieczki. Niewiele myśląc pchnęłam ciężkie drewniane drzwi i wyszłam na zewnątrz. Dopiero gdy postawiłam stopy na zimnym kamieniu z którego zrobiono podłogę balkonu, zauważyłam że nie mam butów. Przesunęłam niepewnie dłońmi po ciele. Mogłam przysiąc, że jeszcze w szkole miałam na sobie sweter. Teraz pod palcami czułam gładki, aksamitny materiał. Odwróciłam się przodem do szklanych drzwi w których dostrzegłam swe odbicie. Faktycznie, ubrania z przed kilku godzin zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się biała sukienka przed kolano, która podkreślała wcięcie talii i długie nogi, czyli moje największe atuty. Dekolt w kształcie litery „V” odsłaniał dość dużo, jednak ja nie maiłam się czym chwalić. Zawiał mroźny wiatr. Poczułam jak moje odsłonięte ramiona drżą pod naporem chłodnego powietrza. Nie patrząc dłużej w szkło postanowiłam działać. Podeszłam szybko do balustrady i wychyliłam się przez nią. Nie byłam wysoko. Raptem pierwsze piętro, więc nawet skacząc za barierkę nie mogłam zrobić sobie krzywdy. Przełknęłam głośno ślinę i nie zważając na ból mięśni przeszłam przez poręcz. Usiadłam spokojnie na balustradzie, machając nogami w powietrzu, a wiatr owiewał moje długie, splątane w fale, włosy.
- Liam, twoja dziewczyna ucieka.- Usłyszałam za plecami niski, kuszący głos. Należał do znanej mi dziewczyny.
- Stephanie?- Zapytałam odwracając głowę w jej kierunku. Stała oparta nonszalancko o framugę balkonu.
- A kogo się spodziewałaś? Boga?- Prychnęła pod nosem.- Liam, rusz tu swoje cztery litery. Ona już skacze.- Krzyknęła blondynka doszukując się czegoś w swoich idealnie zadbanych paznokciach. Puściłam barierkę, odpychając się bosymi stopami od zimnej posadzki. Uśmiechnęłam się nie słysząc zbliżającego się chłopaka i rozłożyłam ręce na boki. Coś gwałtownie szarpnęło mnie w pasie. Dyndałam na wysokości balkonu, przewieszona przez ramiona srebrnookiego.
- Zwariowałaś ?!- Krzyknął wciągając mnie do środka.
- Przecież nic by mi się nie stało, debilu !- Wrzasnęłam uderzając go zaciśniętą pięścią w tors. Postawił mnie na nogi i zmierzył surowym spojrzeniem.
- Ty naprawdę jesteś nienormalna. Wujek miał rację.- Oparła się o balustradę odchylając głowę do tyłu i wzdychając przeciągle.
- Wujek?- Założyłam ręce na piersi i uniosłam brew świrując go wzrokiem.
- Tak. David Hayes to brat mojego ojca, a Stephanie jest jego córką.- Kiwną głową w stronę znudzonej blondynki.- Wytrzeszczyłam szeroko oczy. Pan Hayes? Ten drętwy staruch? Tego to jeszcze nie było.
- Mówi prawdę. Jestem nieślubną córką stąd inne nazwisko. - Rzuciła od niechcenia dziewczyna i delikatnie odepchnęła się od drewnianych drzwi. Szybko znalazła się obok czarnowłosego i zwinnie przysiadła na barierce. Potarłam dłonią czoło i zamknęłam oczy. Byłam odrobinę skołowana przez całe zamieszanie.
- Chcę wrócić do domu.- Westchnęłam patrząc na nich z zażenowaniem.
- Zastanowię się nad tym za kilka dni.- Czarnowłosy złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do drzwi balkonowych.- Teraz musisz odpoczywać.- Pchnął mnie do środka, tak mocno, że o mały włos nie straciłam równowagi. Fuknęłam coś niezrozumiale i ociężale opadłam na biały materac. Rozłożyłam się na całym łóżku, patrząc leniwie w sufit.
- Skoro mam tu siedzieć, Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo, to może coś mi wyjaśnisz.- Zaczęłam widząc jak chłopak odsuwa moją rękę aby wygodnie usiąść obok.
- A co takiego chcesz wiedzieć?- Zapytał podkładając sobie pod głowę poduszkę.
- Czemu mi pomagasz? Przecież wcale się nie znamy.
- Mam dobre serce.- Zaśmiał się uroczo. Westchnęłam zasłaniając twarz dłońmi.
- Wiesz w ogóle jak mam na imię?- Zapytałam z zażenowaniem, odsłaniając jedno oko.
- Mówią na ciebie Soul, ale to chyba nie jest imię… To znaczy, nie słyszałem nigdy o takim.
- Bo takiego nie ma, nie ważne. Nazywaj mnie jak chcesz.- Machnęłam ręką, obracając się na bok. Musiałam szybko wymyślić jak się stąd wyrwać. Nie mogę mieszkać z pijawką pod jednym dachem, przecież nie wiadomo kiedy to „coś” będzie chciało spróbować krwi. O ironio, jeszcze niedawno sama nazywałam siebie „tym czymś”, jak mogę teraz mówić tak na innych?
Zamknęłam oczy i powoli oddawałam się objęciom morfeusza. Jedynym rozsądnym wyjściem było jak najszybsze zapomnienie o całej sytuacji.
***
Sen był tak przyjemny, że nie chciałam wracać do rzeczywistości. Wolałam dalej błądzić po bezkresnych polanach przyjemności, które jeszcze chwilę temu wydawały się jawą. Przeciągnęłam się nie otwierając oczu. Ból ustał i znów mogłam normalnie funkcjonować. Ziewnęłam zasłaniając dłonią usta i zakryłam głowę kołdrą. Chciałam jeszcze, choćby na krótką chwilę wrócić do krainy fantazji, lecz ciche szmery nie pozwalały mi odpłynąć w obłoki. Zniechęcona przekręciłam się na drugi bok i zasłoniłam ucho poduszką. Widziałam jak przez drzwi balkonowe do pokoju wpada biała smuga księżycowego światła. Za kilka tygodni srebrzysta kula miała rozwinąć się całkowicie, ukazując nam się w całej swej okazałości. Pierwsza grudniowa pełnia, była bardzo wyczekiwana przez Lykanów. Bądź co bądź to właśnie podczas niej granice między wampirami, a wilkołakami zacierają się(oczywiście, jak pewnie większość z was już się zorientowała, Lykan to wilkołak, a Tytan/Tytanida to wampir- po prostu chciałam użyć mniej oklepanych określeń xd). Jesteśmy najbardziej narażeni na ataki i nie możemy się przed nimi bronić. Ever zginęła kilka dni temu, właśnie podczas pełni, ponieważ była łatwym celem i żaden z Tytanów nie miał większego problemu z doścignięciem jej.
Osobiście nie cierpię przemian. Są, porównywalnie, uporczywe jak okres (którego o dziwo wilkołaki nie mają O.o Szczęściary :p) tyle, że trwają krócej i bardziej bolą. Da się przyzwyczaić, jednak początki są ciężkie. Sama długo nie mogłam przyzwyczaić się do własnej „odmienionego” formy. Czułam jakby mój duch unosił się nad wilczą skórą, a resztki ciała pozostały uwięzione w sztywno określonej powłoce. Nie jestem sobą i nie potrafię się kontrolować. Niczym maszyna do zabijania działająca na żetony, które w tym wypadku zastępowane są przez silne emocje. Ból, panika i strach to coś co sprawia, że odcinam się od swojej ludzkości. W tedy nie myślę. Działam jak zwierzę- instynktownie. Prę do przodu niczym rakieta i nie zastanawiam się nad konsekwencjami. Liczy się chwila.
Ten rok zapowiada się zupełnie inaczej. Już od kilku miesięcy w szkole czułam napiętą atmosferę między niektórymi uczniami. Nauczyciele, których wampirskie korzenie są mi znane, też odnosili się do nas zupełnie inaczej. Coś się szykuje. A ja mam jeszcze ponad miesiąc, żeby to sprawdzić.
Zsunęłam poduszkę z głowy i zaczesałam, opadające na twarz, włosy do góry. Leżałam na wznak, tępo lustrując sufit znudzonym spojrzeniem gdy do moich uszu dotarły czyjeś szepty.
- Jesteś debilem Liam, skończonym idiotą. Ściągnąłeś „TO COŚ” tutaj, kilka dni po zabiciu tej rudej. Myślisz, że Jerry ci to odpuści?- Słyszałam zirytowany głos blondynki. Musiała stać na korytarzu obok drzwi.
- Mów ciszej.- Upomniał ją męski głos. Liam. Wszędzie poznała bym tą barwę. Taka ciepła i delikatna- przyprawiała mnie o dreszcze. Nastawiłam uważnie uszy, starając się wyłapać wszystkie słowa.- Pamiętaj kim ona jest, może wszystko słyszeć.
- Śpi. Po takiej dawce środków nasennych jaką w nią wpakowałeś dziwię się, że ledwo żyje.
- Nie ważne. Wracając do tematu mojego ojca.- Ojca? Roger Pass jest na tyle małe, że znam większość ludzi z imienia i nazwiska, jednak nigdy nie słyszałam o kimś takim jak „Jerry Hayes” .- Ma z tym tyle wspólnego co ty, czyli nic. Miałem zostawić ją tam z tym kretynem?!- Podniósł głos, na co Stephanie zareagowała głośnym „Ćśśśś…”, po którym na moment zapanowała cisza.
- Teraz to naprawdę ją obudzisz.- Zaczęła.- Myślę, że skoro osiemnaście lat raziła sobie bez twojej „zbawczej ręki” może żyć tak dalej i nie ma potrzeby wtrącania się. Doskonale wiesz jaka jest sytuacja.- Przerwała aby później dodać przyciszonym głosem.- David planuje kolejną akcję i my na nią idziemy, rozumiesz? Nawet jeśli trzeba było by zabić- nie zawahała bym się. Tacy jak ona giną co miesiąc. Co za różnica kiedy nadejdzie jej pora? Myślisz, że jeśli się przemieni nie będziesz czuł tego co zwykle? Myślisz, że zapomnisz o tym od czego tu jesteś? Rozumiem twoje przywiązanie, ale „TO” nie jest takie jak my. Ba! Nawet więcej, ona jest kimś kogo my rozszarpujemy na kawałki od setek tysięcy lat!- Wstrzymałam oddech kiedy blondynka, mówiła coraz to głośniej nie zwracając uwagi, że pod koniec zaczyna krzyczeć. Czy to możliwe, że ona zabiła Ever? Czym jest „akcja” o której mówiła? Pytania krążyły po mojej głowie, prowokując setki innych na które również nie znałam odpowiedzi, gdy nagle dobiegł mnie jej głos:
- Słyszała.
Usiadłam na łóżku łapiąc się za głowę i przyciskając ją do kolan. Czułam jak ból rozlewa się po całej mojej głowie falami i pulsuje wracając z powrotem do epicentrum. Zacisnęłam palce wbijając paznokcie w czaszkę. Nawet sama nie zdawałam sobie sprawy, że krzyczałam.
- Uspokój się Stephanie !- Warknął ktoś obok. Byłam zbyt zajęta wrzaskami i drżeniem by móc rozpoznać głos lecz gdy poczułam ciepły uścisk na ramionach, nie miałam więcej wątpliwości- znowu on przyszedł mi z pomocą. Poczułam wewnętrzną ulgę, mimo, że ciało nadal wiło się w konwulsjach.
- Jeśli uda mi się ją sprowokować to sama przemieni się na naszych oczach. Oszczędzisz jej cierpień na następny miesiąc.- Syczała blondyna, a ja miałam wrażenie, że ból ciągle narasta. Chciał rozsadzić mi głowę, zupełnie jak w momencie pierwszej przemiany. Wiedziałam, że za wszelką cenę nie mogę się poddać. Nie mogę dać się sprowokować.
- Powiedziałem, że masz się uspokoić.- Rzekł cicho, lecz twardo i zdecydowanie osiemnastolatek. Przycisnął mnie mocniej do siebie i wyszedł z pokoju. Po raz setny tego dnia, straciłam przytomność.
***
Obudziłam się z potwornym bólem głowy, który próbował rozsadzić mi czaszkę. Skrzywiłam się nie otwierając oczu i nasunęłam kołdrę na głowę.
- Boooli~-Jęknęłam przeciągle i wysunęłam czubek nosa spod pierzyny. Znajdowałam się w zupełnie innym pokoju niż wczoraj. Ten był mniejszy, ciasny lecz przytulny. Na ścianie którą pokrywała czerwona tapeta z niekreślonym wzorem, wisiało kilkanaście ramek z przeróżnymi obrazkami. Od sufitu w dół, na równych odległościach przyczepione były długie półki, na których książki dosłownie „walczyły” o miejsce. Wyciągnęłam dłoń by sięgnąć po jedną z nich, lecz zabrakło mi kilku centymetrów. Uklękłam na grubym materacu i chwyciłam grubą brązową okładkę.
- „Cień wiatru”? Lubisz Zafóna ?- Wysoki czarnowłosy chłopak opierał się o framugę drzwi ze złożonymi na piersi rękami. Wzruszyłam ramionami zostawiając książkę w spokoju i okryłam się kołdrą.
- Nie czytałam.- Burknęłam cicho wyglądając przez okno.- Która godzina?
- Dziewiąta dwadzieścia.- Zerwałam się jak głupia z łóżka i ruszyłam pędem w stronę drzwi.
- Co tak stoisz? Już jesteśmy spóźnieni na dwie pierwsze lekcje.- Warknęłam próbując przesunąć go w drzwiach. Złapał mnie za ramiona i z uśmiechem postawił przed sobą.
- Jest sobota.- Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. No tak, przecież ten wypadek w szkole miał miejsce w piątek rano. Kompletnie straciłam poczucie czasu. – Zawsze jesteś taka rozgarnięta?- Zapytał z uśmiechem, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Gorszy dzień.- Mruknęłam odwracając głowę w drugą stronę.
- Tu masz nowe ubrania. Pożyczyłem je od Stephanie, ale może się nie obrazi.- Skrzywiłam się na samą myśl o blondynce.- Jak już się ogarniesz zejdź na dół.- Uśmiechnął się zamykając za sobą drzwi.
***
Założyłam czarne rurki, grubo tkany sweter tego samego koloru, zawiązałam swoje ukochane trampki i w sumie byłabym gotowa zejść na dół, gdyby nie to co znajdowało się na mojej głowie. Włosy wywijające się i sterczące na każdą stronę przykuły by uwagę każdego kto mnie w tym momencie widział. Złapałam szybko szczotkę która leżała w łazience i podjęłam próbę ułożenia „tego czegoś”. Dopiero po dziesięciu minutach zmagań uzyskałam w miarę możliwości, znośny efekt. Delikatne fale układały się kaskadami wzdłuż pleców i ramion, a grzywka zamiast sterczeć radośnie, została rozczesana i rozłożona na dwie strony. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, nakładając tusz na rzęsy. Szybko opuściłam pokój i przeszłam wzdłuż białym korytarzem, na którym wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów. Nie przyglądałam się im zbyt uważnie. Chwilę późnej powoli i z lekkim zakłopotaniem schodziłam po schodach.
- Idzie.- Zarekomendował ktoś od niechcenia.
- Mogła byś być odrobinę milsza Steph.
- Nie dla niej. Wredna suka.- Skrzywiłam się na tę obelgę i zatrzymałam w pół kroku. Powoli miałam dość tej głupiej blondyny. Przy schodach pojawił się Liam, ubrany w biały fartuszek z napisem „Tu mi nie podskoczysz”. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Też się cieszę, że cię widzę.- Mruknął udając niezadowolenie spowodowane moim zachowaniem. Zbiegłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko czując zapach jajek i bekonu. Ślinka naciekła mi do ust, a brzuch wygrywał serenadę na pustych kiszkach. – Chyba jesteś głodna.
- Chyba?- Pisnęłam obejmując się w pasie i zginając wpół.- Ja tu umieram.
- Dobrze, że jest tu chociaż jedna osoba która potrafi cokolwiek zrobić w kuchni.- Zaśmiał się wskazując na siebie kciukami. Zaśmiałam się.
- Liam, coś ci się przypala.- Krzyknęła leniwie Stephanie. Chłopak przeklął siarczyście i biegiem ruszył do kuchni. Powoli powlekłam się za nim.

Pół godziny później byłam już tak najedzona, że nie miałam nawet ochoty się ruszyć. Blondynka przeglądała jakąś gazetę, a srebrnooki sprzątał po śniadaniu. Ja natomiast, grzecznie siedziałam przy jasnym kuchennym blacie i obserwowałam wszystko dookoła.
- Dziwnie się tu czujesz, prawda?- Zapytał czarnowłosy nie odwracając się od zlewu przy którym zmywał.
- Trochę. Nie przywykłam do przyjemnych śniadanek w otoczeniu pijawek.- Prychnęłam odpychając się od blatu i kręcąc na barowym krześle.
- A my nie przywykliśmy do jedzenia w otoczeniu zapchlonych kundli.- Syknęłam siedząca za moimi plecami wysoka blondynka. Zatrzymałam krzesło i spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem. Nawet nie raczyła odwrócić w moją stronę głowy.
- Daj spokój Stephanie…- Zaczął spokojnie chłopak, lecz ta przerwała mu w połowie.
- Nie dam spokoju. Ona tu nie pasuje. Jeśli chcesz sobie hodować własnego psa, to jedź do schroniska i weź jakiegoś, a nie sprowadzasz do domu „to coś” !- Warknęła rzucając gazetę na stół. Podniosła się z krzesła i podeszła do mnie wściekła.- Ona nawet nie jest prawdziwą Lykanką! Jej matka była człowiekiem. To wyrzutek, nie widzisz ?!- Zacisnęłam mocniej pięści, aby opanować drżenie całego ciała.
- Jesteś tak zafascynowany wizją „pokoju” między nami, że nawet nie zauważyłeś kim ona jest. Nikomu nie zależy na życiu tak słabej jednostki, Liam.- Emocje powoli zaczęły opuszczać drobną blondynkę i mówiła spokojniej.
- Nie jestem słaba…- Zaczęłam cicho próbując opanować drżenie głosu.
- Co tam skomlesz odmieńcu ?- Syknęła Stephanie. Tego już było dość. Odepchnęłam się od krzesła i w mgnieniu oka pokonałam dzielącą nas odległość. Zamachnęłam się uderzając dziewczynę w twarz. Do mych nozdrzy szybko napłyną zapach świeżej krwi. Skaleczyłam ją. Cała drżałam, czułam jak powoli w moim ciele zachodzą fazy przemiany. Nie chciałam nikomu zrobić krzywdy, ale to było silniejsze ode mnie. Upadłam na podłogę czując ból wszystkich mięśni i kości.
- Spokojnie. Nie zmieniaj się, nie tu.- Usłyszałam ciepły szept przy swoim uchu. Nie poznawałam tego głosu. Należał do kobiety. Ktoś objął mnie w pasie i przytulił. Poczułam słodki lecz nie duszący zapach perfum. Powoli zaczynałam uspokajać swoje nerwy. Zatrzymałam przemianę i wtuliłam się w osobę która mnie ukoiła.
- Leah?- Zapytał ktoś za moimi plecami. Poznałam głos Liama.- Leah, wróciłaś !- Krzyknął radośnie upadając na kolana obok mnie. Uniosłam głowę aby dokładniej przyjrzeć się postaci która mnie uratowała. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Leżałam na kolanach najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek widziałam w swoim życiu. Jej blada, mleczna skóra kontrastowała z bladym różem, pełnych ust. Miała ogromne srebrno-błękitne oczy, które świeciły jak gwiazdy w bezchmurną noc . Uśmiechała się do mnie szeroko, poprawiając długie zaczesane na lewą stronę włosy koloru akwamaryny.
Zsunęłam się z jej kolan na płytki kuchenne i cicho mruknęłam kilka słów wdzięczności.
-Leah… Czemu wróciłaś?- Zerknęłam na Liama, prawie płakał patrząc na niebieskowłosą dziewczynę, a ona jedynie uśmiechała się promiennie. 

 Cześć Pingwinki :* ! Jak dziś spojrzałam na licznik odwiedzin to moja mina wyglądała mniej więcej tak:
No po prostu ja cie pierdziele *.* Nigdy nie myślałam, że ten licznik skoczy aż tak do góry :D Chciałam napisać coś lepszego z okazji 1000 wejść ale jakoś nic mi się nie kleiło :c Wybaczycie? A tak by the way, wy też non stop śpicie? Ja wczoraj jak wróciłam o 16 z gimbazy to po prostu padłam na pysk i usnęłam xd Zero życia we mnie :p 
Leah została dodana jako nowa postać do zakładki "postacie" więc możecie ją sobie obejrzeć :D I zaczęłam rozpisywać troszkę więcej informacji o naszych bohaterach. Już gotowa jest Soul. Jeśli klikniecie na podpis pod zdjęciem wyskoczy wam kilka zdań na jej temat :D
A co myślicie o szablonie? Piękny prawda *.* Pobrany z bloga graficznego Terrible Crash. No to teraz, co sądzicie o muzyce? Nie przeszkadza wam ona w czytaniu ? Czekam na wyczerpujące komentarze :*

piątek, 12 kwietnia 2013

7. Przysiega i czas zmian



- NIEEEEEEE!- Wydarłam się na cały głos, zamykając z przerażeniem oczy. Poczułam jak po policzkach cieknął mi łzy, a nogi chwiejnie załamują pod ciężarem ciała. Nagle wszystko ucichło.
***
- Nie, nie, nie, nie !- Krzyczałam chowając twarz w dłoniach i szarpiąc się na wszystkie strony. Ludzie patrzyli na mnie z politowaniem, wymieniając miedzy sobą dziwne spojrzenia. Poczułam na ramionach czyjeś silne dłonie. Próbowałam wyrwać się  uścisku za wszelką cenę, lecz do moich uszu dotarły pełne zawiści słowa.
- Zamknij się, Soul. Dla własnego dobra przestań zachowywać się jak wariatka.- Warknął, mocniej zaciskając dłonie na mych drżących barkach. Odepchnęłam go z całej siły podnosząc się na nogi.
- Nie dotykaj mnie.
- Soul…- Zaczął z udawanym żalem.- Zacisnęłam mocniej pięści i pochyliłam głowę. Całym mym ciałem targały drgawki. Nie potrafiłam się opanować.
- Nie jestem w ciąży i w najbliższym czasie nie zamierzam być.- Zaczęłam na co Ethan odpowiedział wiązanką przekleństw i obelg rzuconą w moją stronę.- Stul pysk!- Warknęłam wymierzając mu siarczysty policzek. Jego głowa odskoczyła w bok, a usta wykrzywiły się w wrogim grymasie. Uniosłam dumnie głowę kontynuując wypowiedź.- Nie zamierzam wychodzić za tego idiotę.- Spojrzałam na starszego brata Ethana.- Wybacz Adam, nie mam zamiaru marnować życia z kimś takim jak on.- Kiwnęłam głową w stronę klęczącego chłopaka z odciśniętą, na policzku czerwoną dłonią. Podeszłam do ognia i zdjęłam z palca złotą obrączkę. Wzięłam głęboki wdech, ciskając metal prosto w wysokie płomienie. Ponownie odwróciłam się przodem do zebranych.
- Nie zhańbię nazwiska La Valliére wiążąc się krwią z kimś takim.- Rzuciłam pogardliwie w stronę młodszego Stevensa.
- Wyrzekłaś się swego pochodzenia.- Przypomniała siwa kobieta, stojąca obok poturbowanego czarnowłosego. Kiwnęłam twierdząco głową i podeszłam w jej stronę.
- Ja, Louise Françoise de La Valliére… (czyt. Luize Fransua de La Valier), córka hrabiego Charlsa Laurenta de La Valliére(czyt. Czarlsa Lorenta de La Valier) i Lorraine Coleman -Uklękłam na prawe kolano i pochyliłam głowę.- Uroczyście przysięgam, że własnym ciałem, krwią i duszą bronić będę dobrego imienia szlacheckiej rodziny La Valliére.- Podniosłam wzrok na starszą kobietę. Patrzyła na mnie ze złością i goryczą jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Nie do końca rozumiałam jej zawiść, przecież pragnęłam odzyskać to co i tak było moje.
- Nie.- Zaczęła stanowczo.- Nie pozwolę, żebyś ponownie nas zdradziła.- Zacisnęłam wargi w wąską linię. Byłam tak blisko od powiedzenia czegoś głupiego, za co mogła bym potem słono zapłacić.
- Babciu…- Spojrzałam w bok. Wysoki, czarnowłosy chłopak patrzył na mnie niezwykle mądrym wzrokiem. Zdawało się, że rozumiał znacznie więcej od siwiejącej szlachcianki. – Rozumiem twoją opinię w tej sprawie, jednak sądzę, że Louise ma prawo takie samo do tytułu jak ja.- Uśmiechnął się do mnie spokojnie. Zamrugałam kilka razy. Czy to aby na pewno ten sam nastolatek który jeszcze chwilę temu uporczywie próbował walczyć i ośmieszyć mnie przed resztą zebranych? Był taki podobny do mego ojca… Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniłam uśmiech i skinęłam głową. Chłopak chwycił miecz, aby naciąć skórę na swojej i mojej dłoni.
- Witaj w domu, Louise.- Chwycił rękę po której stróżką spływała karminowa krew. Poczułam jak opadam z sił. Przymknęłam oczy chwiejnie podnosząc się z zesztywniałych kolan. Całe moje ciało opanowało odrętwienie.- Wszystko w porządku?- Zapytał silnie trzymając me ramiona. Kiwnęłam głową i z wysiłkiem uniosłam powieki.
- Dziękuję.- Wyszeptałam cofając się kilka kroków. Siwa kobieta zniknęła w tłumie, a reszta zgromadzonych patrzyła na mnie niechętnie. Przyjmując tytuł stałam się pretendentką do starszyzny, jednak nie to interesowało mnie najbardziej. Odwróciłam się spoglądając na przystojnego młodzieńca.
- Henry…
-Hmm?- Mruknął pod nosem wychodząc z tłumu.
- Pożyczysz mi go?- Uśmiechnęłam się szeroko, wskazując głową na miecz, który trzymał w dłoni. Nic nie mówiąc rzucił pochwę w której umiejscowiona była stal i kiwnął mi na pożegnanie. Założyłam broń na plecy i ruszyłam w sobie tylko znanym kierunku. Nikt nie chciał mnie w tym momencie zatrzymywać. Mijając Ethana, usłyszałam jego stłumiony, lodowaty ton.
- Do jutra, Soul.- Nawet nie spojrzałam w jego stronę. Był dla mnie nikim.
***
- Dziewczyno w co ty się wpakowałaś ?!- Siedziałam na fotelu przytulając do siebie futrzastą poduszkę, wysłuchując jak Beth krytykuje moje zachowanie na pogrzebie siostry.- Jak mogłaś się w ten sposób zachować ?! Myślisz, że Ever była z ciebie dumna ?! Wykorzystałaś jej śmierć, żeby zwrócić do łask swojej rodziny!- Krzyczała, a po jej policzkach ciekły słone łzy. Napełniała mnie frustracją i zażenowaniem. Wcale nie chciałam, żeby tak wyszło, ale to, że widziałam ducha który ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwem i tak nie poprawiło by mojej sytuacji.
- Uspokój się, Beth.- Sięgnęłam za opacie fotela wyciągając ze skórzanej pochwy błyszczącą stal. Przyglądałam się jej dokładnie z każdej strony.
- Jak mam się uspokoić ?! Odrzuciłaś szansę na ułożenie sobie normalnego życia z kimś kto cię kocha, po to, żeby zademonstrować jak silna i niezależna potrafisz być !- Jej słowa przepełniły czarę goryczy którą nosiłam w sercu. Gwałtownie podniosłam się z fotela upuszczając ostrze na ziemię, w którą uderzyło z głuchym brzdękiem.
- Odrzuciłam szansę na życie z kimś kto próbował skrzywdzić mnie niejednokrotnie. Nie jestem normalna i nigdy nie będę.- Podniosłam miecz i wysunęłam go przed siebie. Rudowłosa cofnęła się kilka kroków, przełykając głośno ślinę.- Do tego tylko się nadaję. Ojciec zawsze powtarzał, że nie jestem zwyczajna. Może to jest próżne, ale uważam, że nie nadaję się do zwykłych rzeczy.- Westchnęłam dalej patrząc przed siebie z takim samym wyrazem twarzy.
- Idiotka… Zadufana w sobie, egoistyczna idiotka !- Krzyknęła Bethany uderzając mnie otwartą dłonią w twarz. Przymknęłam oczy opuszczając srebrną broń. Wiedziałam jak to wygląda z boku. Zachowałam się jak egoistka i narcyz, jednak miałam w tym wszystkim cel. Spojrzałam na miejsce z którego kilka godzin temu sączyła się szkarłatna krew. Ranka zupełnie zabliźniła się, lecz nadal pozostawała zaczerwieniona.
- Zastanawiałaś się czemu w naszej szkole roi się od pijawek?- Zapytałam, patrząc na nią spokojnie. Wydawała się zupełnie zaskoczona nagłą zmianą w przebiegu rozmowy. Widząc jej minę postanowiłam mówić dalej.- Dziś pojawił się kolejny.
- Niemożliwe…- Przerwała mi kręcąc przecząco głową.
- Możliwe. Powiem ci nawet więcej, on jest inny…- Opuściłam głowę, tak by grzywka zasłaniała uśmiech który nie wiadomo czemu pojawił się na twarzy.- Jego dotyk nie sprawia mi bólu, a nawet przeciwnie. Daje rozkosz której nie można porównać z niczym innym.- Objęłam się ciaśniej ramionami i podeszłam do okna w salonie. Beth nie ruszyła się z miejsca, z niedowierzaniem słuchała mojego wywodu.- Wierzysz, że niektórzy z nich są inni? Że potrafią nam współczuć, a nawet pomóc?- Przesunęłam dłonią, po szyi, którą dziś po południu rozszarpał wściekły Ethan. Przypomniałam sobie jak delikatny dotyk Liama sprawił, że całe moje ciało drżało z podniecenia i rozkoszy. Pomógł mi, mimo, że sam nie do końca wiedział czemu to robi. Przyciągał całym sobą jak magnes.
Jęknęłam cicho i uśmiechnęłam się szeroko. Poczułam na ramieniu drobną dłoń rudowłosej.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłaś czegoś głupiego, Soul.- Odwróciłam się w jej stronę. Wszystkie mięśnie miałam spięte i drżałam, jakby smagał mnie lodowaty wiatr.- Pamiętaj, że każda twoja chwila zapomnienia z tym chłopakiem, może kosztować nawet życie.- Poczułam jak po policzkach spływają mi lodowate krople. Otarłam je szybko i pociągnęłam nosem.- Nie płacz. Nigdy nie słyszałam o przypadku w którym ciało Lykana i Tytana pragną się nawzajem, ale…
- To nie tak !- Przerwałam jej szybko. Przecież wcale tak nie było. Po prostu czułam się dobrze w jego towarzystwie, ale nic ponad to, po co wysnuwać jakieś niedorzeczne teorie. Miałam ochotę zostać w jego ramionach jak najdłużej, ale to było spowodowane tylko i wyłącznie delikatnością i pieszczotą jego ciała.- Beth, jestem gotowa walczyć z nimi w obronie naszej rasy. Obiecałam to Henry’emu. Złożyłam przysięgę.- Orzechowooka uśmiechnęła się do mnie ciepło i przytuliła. Wtuliłam się w jej zwichrzone kosmyki i zapłakałam gorzko, mimo, że sama nie wiedziałam czemu.
***
Snułam się korytarzem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie pójdę przecież spóźniona o dwadzieścia minut na lekcję. Popchnęłam biodrem drzwi damskiej łazienki. Stanęłam przed lustrem zajmującym całą część ściany, nad umywalkami, aby spojrzeć w swoje odbicie. Schowałam dłonie w luźne rękawy gładkiego białego swetra i przyłożyłam je do twarzy,(dobra dodam zdjęcie bo nie wiem jak opisać materiał,brakuje mi słowa x.x) wdychając zapach słodkich perfum. Poprawiłam grubo tkany, jasno brązowy szal (lub komin, jak kto woli :p) owinięty wokół szyi. Westchnęłam głęboko. Wyglądałam zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Skończyłam ze starą sobą wczoraj, gdy odrzuciłam propozycję małżeństwa z Ethanem. Straciłam szansę na stateczne, ludzkie życie. Nie, przecież ja nie mogę żyć jak normalna osiemnastolatka. Jestem kimś więcej niż tylko zwyczajną dziewczyną. Dotknęłam opuszkami palców gładkiej powierzchni lustra. Widziałam w odbiciu wysoką, smukłą brunetkę, której długie do połowy pleców włosy zakręcały się w zadziorne fale, a rozjaśnione na ciemny blond końcówki kaskadowo układały na drobnych ramionach. Jej skóra była dość blada, lecz odcień nie przypominał niezdrowej kartki papieru, raczej delikatnie karmelizowaną białą czekoladę. Była smutna. Różane usta lekko rozchylały się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Spojrzała w swoje oczy, okalane gęstymi czarnymi rzęsami, wywiniętymi na zewnątrz w kuszący sposób. Nigdy nie pamiętała ich tak przygaszonych i smutnych. Dotknęła bladego policzka. Czułam się dziwnie z taką ilością makijażu. Rzadko kiedy używałam cieni do powiek, kredki do oczu czy tuszu do rzęs. Od dziś jestem inną osobą, muszę się przyzwyczaić. Zerknęłam na odbijające się w lustrze tęczówki. Przysunęłam twarz do szkła przyglądając się im uważnie. Westchnęłam przeciągle.
- Kogo ty chcesz oszukać Louise…?- Zapytałam swojego odbicia sięgając opuszkami palców prawego oka. Rozsunęłam szerzej powieki zsuwając zabarwiony sylikon z powierzchni tego delikatnego narządu. Wyrzuciłam kolorową soczewkę do śmietnika stojącego pod blatem umywalek i ponownie spojrzałam w lustro. Zamrugałam kilkukrotnie przyzwyczajając się do braku obcego ciała.
- Masz śliczne oczy.- Usłyszałam męski głos za plecami. Odwróciłam się gwałtownie, napierając plecami o blat.- Przestraszyłem cię?
- To damska łazienka.- Skrzywiłam się odwracając wzrok.
- Daj spokój, Solu… Ostatnim razem nie przeszkadzało ci gdy byliśmy tu razem.- Wysoki blondyn chwycił mnie za żuchwę i przytrzymał mocno.- Popatrz na mnie.- Warknął nieprzyjemnie. Posłusznie przeniosłam na niego zażenowane spojrzenie.- Od zawsze wiedziałam, że jesteś niesamowita.- Przesunął opuszkami palców po moim policzku i odgarnął część ciemnych włosów na bok.- Bardziej podobałaś mi się ze złotymi oczami, to niebieskie jest takie chłodne… Przerażające…- Przysunął się jeszcze bliżej, aby musnąć pełnymi wargami moje rozchylone usta.
- Całe szczęście, że nie muszę ci się już podobać.- Syknęłam nim zdążył przygarnąć mnie do siebie i pocałować. Szybko uderzyłam go kolanem w krocze. Warknął uderzając plecami o drzwi jednej z kabin. Złapałam torbę i wybiegłam z łazienki skręcając za rogiem w prawo.
***
Słyszałam jego buty uderzające z łoskotem o jasne linoleum. Biegłam ile sił w nogach co chwila oglądając się za siebie. Był blisko. Ethan nie należał do facetów łatwo przyjmujących odmowę, tym bardziej jeśli opór stawiała kobieta, taka jak ja. Ostatni raz obejrzałam się przez ramię, łapiąc jednocześnie za poręcz schodów, aby obrócić się w odpowiednim kierunku i dalej brnąć na górny korytarz. Plątały mi się nogi, pochylona do przodu uderzyłam w coś twardego kolanami. Po chwili leżałam jak długa na swojej przeszkodzie.
- Au ?- Usłyszałam jęknięcie pod sobą. Uniosłam się szybko na łokciach, prostując kręgosłup.
- Liam ?- Zapytałam z niedowierzaniem. Siedziałam właśnie okrakiem na klatce piersiowej ciemnowłosego chłopaka. Nasze twarze dzieliła odległość zaledwie kilku centymetrów, czułam jego oddech na policzkach. Lekko zażenowana odchyliłam się do tyłu siadając na jego klatce piersiowej.
- Spodziewałaś się Boga?- Zapytał podnosząc się na łokciach i pocierając tylną część głowy. Patrzyłam tępo na jego wykrzywioną z bólu twarz.- Coś się sta… Twoje oczy ?!- Wytrzeszczył szeroko srebrne tęczówki oglądając mnie z każdej strony.
- Wal się, pijawko.- Fuknęłam naburmuszona odwracając wzrok.
- Nie wiedziałem, że masz heterochromię.- Uśmiechnął się szeroko mierzwiąc mi włosy na głowie.
- Mam od dziecka.- Burknęłam zrzucając jego dłoń i szybko poprawiając włosy. Zastanawiałam się co kryło się pod tym ciepłym uśmiechem. Zrobiło mi się dużo lżej na sercu gdy znalazłam się bliżej niego. Zupełnie zapomniałam, że chwilę temu gonił mnie wściekły „eks” . Zacisnęłam mocniej uda na jego biodrach i pochyliłam się do przodu. Znów czułam to przyciąganie, jakbym pod długim czasie odnalazła to czego wcześniej tak bardzo mi brakowało.
Ciemnowłosy patrzył na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, a ja przybliżałam się jeszcze bardziej. Prawie stykaliśmy się czołami gdy usłyszałam za sobą jego głos.
- Co ty tu robisz Soul ?!- Krzyknął rozwścieczony Ethan . Gwałtownie odskoczyłam od Liama, odwracając głowę w stronę blondyna. Zachwiałam się tracąc równowagę, lecz silne dłonie czarnowłosego nie pozwoliły mi upaść, posadził mnie delikatnie na podłodze obok siebie. Po całym moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz, pisnęłam cicho, czując jak policzki obejmuje palący ogień. Wbiłam wzrok w ziemię.- Zostawiam cię na chwilę, a ty już obmacujesz się z innym ?! Zaraz, ja cię znam…- Podkuliłam pod siebie nogi, wbijając się w kąt między ścianami. Patrzyłam jak srebrnooki podnosi się i otrzepuje z kurzu czarne poprzecierane na kolanach jeansy oraz czarną bluzę z dużą kieszenią na brzuchu.
- Już mieliśmy okazję na siebie wpaść.- Zaczął spokojnie chłopak, wyciągając dłoń do wkurzonego blondyna.- Liam Hayes. I nie obmacywałem twojej dziewczyny, wpadła na mnie kiedy wiązałem trampki.- Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest podnosząc się powoli z klęczek. Otrzepałam czarne rurki, poprawiłam sweter i szal. Blondyn zastanawiał się chwilę, po czym złapał mnie mocno za nadgarstek i pociągną za sobą po schodach. Krzyknęłam czując jak wygina mi dłoń pod nienaturalnym kątem.
- Puść mnie idioto !- Szarpałam się potykając się na schodkach. Ethan nawet nie zwracał uwagi na to, że ciągnie mnie na siłę po podłodze. Zaparłam się z całej siły nogami i pociągnęłam go w swoją stronę. Zachwiał się. Wykorzystałam ten moment, aby wbić śnieżnobiałe zęby w jego zaciśniętą sztywno rękę. Krzyknął i puścił mnie, zakrywając drugą dłonią krwawiące miejsce. Upadłam z jękiem na podłogę.
- Ty suko… Ugryzłaś mnie !- Krzyknął przybliżając się do mnie w jednej chwili. Zasłoniłam się ramionami, gdy zauważyłam jak podnosi pięść i kieruje ją prosto w moją stronę.
Zdziwiłam się, kiedy minęło sporo czasu a ja nadal nic nie czułam. Odsłoniłam twarz zerkając w stronę gdzie stał blondyn.
- Odsuń się.- Ciepły głos Liama przywrócił mnie od rzeczywistości. Przede mną stał czarnowłosy trzymając pięść blondyna wymierzoną w moim kierunku. Zawahałam się.
- Liam…- Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, jednak szybko cofnęłam ją widząc jak młodszy Stevens prostuje się i wymierza kolejny cios. Rzuciłam się przed siebie chcąc odepchnąć srebrnookiego na bok. Kolejny pomysł, który nie należał do najmądrzejszych.
Poczułam ból promieniujący na wszystkie strony. Złapałam się sztywno za brzuch i skuliłam drżąc na całym ciele. Następny był głuchy trzask, przy mojej twarzy. Głowa odskoczyła mi na bok, a w kąciku ust pojawiła szkarłatna ciecz. Opadłam na kolana. Bolało. Niemiłosiernie bolało. Nie miałam nawet siły płakać. Wszystkie nerwy skupiły się na drażniących brzuch i policzek uderzeniach.
- Mam nadzieję, że od dziś będziesz pamiętać gdzie twoje miejsce, Soul.- Blondyn złapał mnie za szyję i uniósł w powietrze. Chwyciłam kurczowo jego palce, spazmatycznie łapiąc powietrze.
- Nie dotykaj jej !- Krzyknął ktoś za mymi plecami. Beth? To chyba jej głos. Sama już nie wiedziałam, niewiele do mnie docierało. Ethan rozluźnił uścisk i cisnął mnie na jedną z betonowych ścian korytarza. Osunęłam się w dół powoli zamykając powieki. Straciłam przytomność.
 No dobra Pingwinki, dziś wrzucam wcześniej bo jutro i po jutrze nie będę mieć na to czasu. Chyba przystopuję z akcją bo zaczyna się to robić zbyt brutalne D: a nie na tym do końca mi zależało. Poza tym nie lubię opisywać takich scen i nie wychodzą mi one zbyt dobrze. Nie macie już dość mojego bazgrania ? :) Mam dalej pisać? Proszę o odpowiedzi w komentarzach :)
~June