poniedziałek, 23 grudnia 2013

16. Cisza przed burzą

Siadła pośrodku ukwieconej oranżerii. Miała do wyboru mnóstwo miejsca, większość uczniów wolała jeść w głównym budynku szkoły. O tej porze roku w przeszklonej cieplarni było chłodno i nieprzyjemnie, lecz Soul zupełnie to nie przeszkadzało. W tej chwili ponad wszystko ceniła sobie spokój i intymność. Ustawiła przed sobą talerz zapełniony przeróżnymi sałatkami i obejrzała dokładnie jedzenie.
- W sumie to już nie jestem głodna...-Stwierdziła po chwili.
- Powinnaś coś zjeść, Słoneczko.- Za plecami brunetki odezwał się dobrze znany jej głos. Głos którego nie słyszała od tamtego pamiętnego wieczoru.
- Witaj Scarlet...-Rzekła zimno.- Mogę coś dla ciebie zrobić ?- Dziubnęła widelcem w stosik warzyw i skrzywiła się, gdy najmłodsza z rodziny Shaw usiadła naprzeciw niej i opierła głowę na splecionych pod brodą dłoniach.
- Jesteś na mnie zła Soul? Doskonale wiesz, że chcę tylko i wyłącznie twojego dobra.- Brunetka uśmiechnęła się uroczo i zatrzepotała rzęsami. Coleman zacisnęła zęby i wbiła wzrok w rozgrzebane jedzenie.- Martwię się o ciebie. Ostatnio nie pojawiłaś się na zgromadzeniu. Wszyscy zastanawiali się gdzie jesteś.
- Nie wciskaj mi kitu!-Warknęła oschle nastolatka.- Nikt mnie tam nie chce, więc nie przychodzę. Proste i logiczne. A co do twoich umartwień... Chyba nie zasłużyłam sobie na tyle troski z twojej strony.- Scarlet wygięła usta w pół uśmiechu i wyprostowała się.
- Cieszyłabym się gdybyś jednak pojawiła się dziś na zgromadzeniu. Będą omawiane sytuacje północnego frontu.- Soul uniosła głowę znad sałatki i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że na północy nie dzieje się najlepiej. Ginęli ludzie. Ginęły setki ludzi. Wszyscy bestialsko mordowani przez „niezidentyfikowanych sprawców”. Tytanie zaczęli poczynać sobie coraz śmielej, wkraczali na tereny Lykanów i zagarniali je- kawałek po kawałku, codziennie więcej.- Wysłaliśmy tam kilku ludzi by sprawdzili sytuację...-Kontynuowała.- Jednak żaden z nich nie wrócił do domu. Obawiamy się, że niedługo północna część gór zostanie nam odebrana, tak jak kiedyś bliski wschód...
-Dziś się pojawię.- Zimny głos nastolatki przeciął powietrze niczym stal. Podniosła się z krzesła, zgrzytając metalowymi nogami po piaskowym linoleum. Z wyrazem konsternacji na twarzy odstawiła talerz do okienka i ruszyła ku głównemu budynkowi liceum.
- Tylko nie zapomnij. Dziś o 23, Soul...
***
Wszystkie lekcje spędził myśląc tylko i wyłącznie o niej... Jej złości i wzburzeniu gdy zapytał o pieniądze. Jedyną myślą która przyszła mu do głowy zaraz po incydencie na parkingu, było zostawienie całej sumy w jej szkolnej szafce. Teraz tego żałował. Wiedział, że będzie wściekła, że poczuje się jak kupiony przedmiot. Liam był bardzo honorowy. Jeśli coś komuś obiecał, to starał się z tego wywiązać. W tym wypadku jednak najlepiej było by spasować i błagać na kolanach o wybaczenie. Tak bardzo kochał tą dziewczynę. Był w stanie poświęcić dla niej wszystko, byle tylko chciała dać mu szansę na pokazanie się w dobrym świetle, byle tylko pozwoliła mu wymazać wszystkie grzechy.
Przed oczami znów stanęła mu jej postać. Zupełnie naga, idealna w każdym calu. Pragnęła go, a on pragnął jej. Chciał czuć tę bliskość każdego dnia, chciał zasypiać i budzić się co rano ze świadomością, że ta uparta brunetka, na której tak mu zależało, jest obok. Niestety pewnych rzeczy nie dało się naprawić. Soul nie zaufa mu tak jak wtedy. Wcale go to nie dziwiło, skrzywdził ją... Potraktował jak zabawkę. Okazał się być kompletnym idiotą bez serca. 
- Panie Hayes? Czy Pan w ogóle mnie słucha?- Przez jego myśli przebijał się cichutki szmer w postaci rozdrażnionego głosu nauczyciela. Powoli podniósł głowę i spojrzał na tablicę. Widniało na niej jakieś skomplikowanie równanie z masą niewiadomych, pierwiastków, sinusów i cosinusów. Zamrugał kilka razy i wyrecytował:
-Siedemdziesiąt trzy pierwiastki z szesnastu przez dwanaście.
- Zapytałem cię o godzinę, Liam...- Westchnął nauczyciel.- Wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz jakbyś intensywnie myślał i zgaduję, że nie ma to nic wspólnego z matematyką.
- Zwariował na punkcie Coleman.- Szepnął ktoś z klasy, a reszta szybko pociągnęła temat. Brunet jęknął cicho i zamknął oczy. Nauczyciel uspokoił uczniów, a jednego z bardziej wygadanych zaprosił do tablicy. Dalsza część lekcji minęła w miarę spokojnie. Dopiero po dzwonku na nowo rozpętało się piekło.
Liam wyszedł z sali i ruszył głównym korytarzem w stronę swojej szafki. Następna miała być historia Stanów Zjednoczonych, a wuj David jak na złość pytał go na każdej lekcji, gdy tylko się spóźnił. Otworzył metalowy zamek i już miał sięgać po podręczniki, gdy coś z niesamowitą siłą odepchnęło go na bok i przyparło do rzędu stalowych szafek.
-Co jest do cholery!- Krzyknął i szarpnął się. Za jego plecami stała wściekła brunetka. Może nie powinien tak myśleć w tej sytuacji, ale gdy się złościła była naprawdę piękna. Jej idealna sylwetka stawała się napięta, jakby dziewczyna w każdej chwili była gotowa wyrwać swojej ofierze bijące w piersi serce. Przez środek jej idealnego czoła przechodziła mała, ledwo dostrzegalna bruzda, której pojawienie się, nie zwiastowało niczego dobrego. Tym razem brunetka wyglądała jak kula złości, której aura jest tak negatywna, że aż bije od niej ciemne światło.
- Nienawidzę cię Hayes!- Krzyknęła, rzucając mu w twarz zmiętą, wypełniona banknotami kopertę. Część pieniędzy wysypała się na podłogę, lecz żaden z obserwujących sytuację uczniów nie miał odwagi podejść by zebrać banknoty. Nie w chwili gdy Soul była hipocentrum narastającego problemu...- Nie chcę twojej zasranej forsy! Mam w dupie to co się wtedy stało. Daj mi wreszcie święty spokój!- Wykrzyczała się i ruszyła biegiem wzdłuż długiego korytarza. Przez ułamek sekundy chłopakowi wydawało się, że widzi w jej oczach łzy, starał się zignorować to wrażenie lecz było ono zbyt prawdziwe. Raniło go. Nie chciał by płakała, chciał jedynie by przyjęła to co i tak należało do niej.
- Cholera jasna!-Przeczesał dłonią włosy i obrócił się w stronę szafki. Wrzucił niepełną zawartość koperty do torby i zatrzasnął metalowe drzwiczki, tak, że po wyciszonym korytarzu rozległ się huk. Puścił się biegiem za dziewczyną, a dziki tłum uczniów który obserwował to wszystko z odległości kilku metrów, rozstąpił się przed nim. Gdy Liam oddalił się na bezpieczną odległość, wszyscy zgromadzeni rzucili się na leżące na podłodze stu dolarowe banknoty.
***
Im dalej była od innych ludzi tym lepiej się czuła. Znikała złość i bezsilność która od kilku dni wzbierała się by wybuchnąć. Gdy znalazła w szafce kopertę wypełnioną plikiem banknotów, przelała się w niej czara goryczy. Bała się, że nagły napad złości definitywnie zakończy ich znajomość... W sumie to właśnie tego chciała, jednak coś co widziała w jego oczach, coś co czuła gdy dotykał jej ciała, nie pozwalało jej myśleć racjonalnie o całej sytuacji.
-Louise!- Usłyszała za plecami krzyk. Nie musiała odwracać głowy by wiedzieć do kogo należał. Gonił ją. Na myśl, że robił to z miłości jej serce podskoczyło i wywinęło w piersi ogromnego fikołka. Szybko skarciła się za ten bezsensowny pomysł i nie zwalniając tempa skręciła w stronę starego skrzydła szkoły.- Louise błagam zatrzymaj się!- Głos ciągle nawoływał. Wahała się. Nie miała bladego pojęcia kogo powinna w tym momencie posłuchać: cichych szeptów serca, czy silnych protestów ze strony zdrowego rozsądku.
Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Nie miała ochoty dłużej przed nim uciekać. Chciała wiedzieć wszystko co ma jej do powiedzenia i mieć to skończone, daleko za sobą.- Tu jesteś...- Kucnął przy niej. Nie płakała. Nie miała na to siły. Jej ramiona drżały pod naporem emocji, a nogi odmawiały posłuszeństwa gdy próbowała podnieść się z zimnej podłogi. Pomógł jej. Chwycił jej barki i delikatnie podciągną do góry, ustawiając dziewczynę w pionie. Spojrzała mu w oczy z obawą, że jedynym co w nich ujrzy będzie wściekłość. Myliła się, brunet objął ją czule ramionami i przyciągną do siebie.
- Przepraszam...-Powiedział.- Przepraszam, że byłem takim idiotą.- Zamknęła oczy i wtuliła się w jego silną sylwetkę. Całe napięcie i strach prysł jak bańka mydlana, na nowo poczuła się bezpiecznie gdy ciepły impuls jego ciała otulił jej zesztywniałe ze stresu mięśnie.
- Nie przepraszaj...-Wychrypiała ledwo słyszalnym, łamiącym się głosem.- Nie chciałam robić takiej sceny... ale ta koperta...ja...
- Wiem. Już spokojnie.-Uniósł podbródek brunetki i spojrzał w dwoje patrzących na niego, niezwykłych złoto-błękitnych, oczu.- Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał, składając na jej ustach czuły, delikatny pocałunek.
 Kochani moi, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Spełnienia marzeń, radości, uśmiechu oraz dużo weny i motywacji do dalszego pisania, dla tych, którzy prowadzą lub zamierzają prowadzić własnego bloga.
Jestem dumna, że mam dla kogo pisać i mam komu dziś złożyć życzenia :) Pozdrawiam was wszystkich i życzę ciepłych oraz magicznych świąt w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół.
~June  

sobota, 21 grudnia 2013

15. "Nie jestem zabawką"

Wyjątkowo, tym razem przywitam się z wami na początku. Wiem, że zapewne chcecie mnie zamordować za tak długą nieobecność, ale najpierw dajcie mi się wytłumaczyć D: Miałam spore problemy ze sprzętem (przeinstalowanie laptopa + brak możliwości zainstalowania sobie głupiego Worda -.-) i straciłam wszystkie zebrane rozdziały :< Musiałam to wszystko ogarnąć od nowa. Do tego oczywiście dochodzi szkoła i mnóstwo obowiązków domowych. Jeszcze raz chciałabym was baaaaardzo przeprosić za tak niemiłosiernie długą zwłokę D: (O ile ktokolwiek wgl pamięta o tym blogu :<). Cóż ja mogę teraz zrobić... Zostaje mi tylko życzyć wam WESOŁYCH ŚWIĄT :* 
Zapraszam na rozdział :)
EDIT:
O BOŻE, BOŻE, BOŻENKOOO~! Ponad 3000 wejść ! *^* Jesteście kochani :* Nie wiem jak wam dziękować... Jestem taka dumna, że pomimo iż nic się tu nie działo przez ponad pół roku, wy dalej ze mną byliście *-* To cudowne, jeszcze raz dziękuję :D
Kilka następnych dni, oraz weekend minęło bardzo spokojnie. Liam i Soul nie wchodzili sobie w drogę. Nie odzywali się nawet słowem, oboje zamknięcie wśród swoich myśli. Zima powoli zaciskała swe szpony na górskim miasteczku Rogers Pass, owiewając je swym lodowatym wiatrem i zasypując miliardem drobnego, białego puchu. Dzieci z lokalnej podstawówki cieszyły się jak oszalałe, mogąc wejść na ośnieżone wzgórza wraz z rodzicami, by obejrzeć panoramę rozciągniętą przed ich oczyma.
Nastał kolejny poniedziałek. Wszyscy zdrowi na umyśle zaczęli już przygotowania do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Jedna dziewczyna nie mogą zrozumieć całej tej Bożonarodzeniowej tradycji, postanowiła (jak co roku) wyjść na przekór normom. Dla niej Wigilia nie istniała jako święto. Nie miała jej z kim spędzić, więc nie było sensu jej obchodzić. Jak co dzień rano w poniedziałek, wstała o stałej porze, „ogarnęła się”, zjadła śniadanie, a później wywróciła całą szafę do góry nogami wyszukując odpowiednich ubrań. Zdecydowała się na bordowy, gruby sweter, którego rękawy lekko podwinęła na nadgarstkach i gładką czarną spódniczkę, w którą wpuściła rąbek górnej części ubrania. Całość na biodrach przewiązała plecionym, brązowym paskiem. Odwróciwszy się przodem do lustra przechyliła głowę na bok.
- Czegoś mi brakuje…- Szepnęła sama do siebie i ponownie zanurkowała w odmętach swej niezliczonej ilości ubrań i dodatków. Z samego dna kartonowego pudła, udało jej się wygrzebać rajstopy wyglądające jak zwykłe czarne zakolanówki. Założyła je i zerknęła na zegarek stojący na stoliku przy łóżku. Dochodziła godzina siódma trzydzieści dwie, a z domu do lokalnego liceum miała dobre dwadzieścia parę minut jazdy samochodem. Klnąc pod nosem złapała swoją ulubioną czarną, skórzaną torbę i pobiegła do samochodu. Chłodny wiatr zaprószył jej do oczu biały puch. Otarła go delikatnie by nie rozmazać lekkiego makijażu i trzasnęła drzwiami swojego czarnego Dodge’a . Odpaliła silnik i obniżyła temperaturę na najniższą możliwą.
- Czemu ciągle jest tak gorąco ?!- Powachlowała się dłonią i westchnęła. Lykanie nie odczuwają spadków temperatur, ogrzewani krwią która ciągle tętni w ich żyłach, nigdy nie marzną.
Kilka kilometrów dalej zirytowana brunetka, bawiła się radiem, co chwilę skacząc po stacjach. Jednak uparcie wszyscy ograniczali się do dwóch typów muzyki: Smętów o miłości i przesłodzonych piosenek świątecznych. Zdenerwowana zerknęła na zegarek. Za dziesięć minut zaczynały się lekcje.
- Czasem dobrze jest się delikatnie spóźnić…
***
Soul dotarła do szkoły jeszcze przed czasem. Okazało się, że lekcje z powodu śnieżycy zostały przesunięte o piętnaście minut do przodu, by uczniowie mieli szansę na dojazd.
Brunetka nie zwracając uwagi na wlepiających w nią wzrok ludzi, wysiadła ze swojego czarnego jak noc samochodu i oparła się o drzwi. Sekundy ciszy zdawały się trwać całą wieczność, gdy wszyscy na parkingu zamilkli widząc ją w takim stroju. W końcu był środek zimy, a ona paradowała ubrana na cieplejszy, jesienny dzień. Zabębniła palcami w maskę wozu i poprawiła torbę na ramieniu. Rozejrzała się leniwie dookoła, szukając wzrokiem pewnej osoby.
Znalazła go. Stał oparty o swoje czarne BMW wprost naprzeciwko niej. Śmiał się razem z chłopakami ze szkolnej drużyny sportowej, jak gdyby byli najlepszymi przyjaciółmi od lat. Skrzyżowała ręce na piersiach i rozluźniona wbiła lodowate spojrzenie w jego cudownie srebrne oczy oraz hebanowe, delikatne i miękkie włosy. Zadrżała przypominając sobie dotyk jego, chłodnych dłoni na swym rozpalonym, nagim ciele.
- Stary, jakaś laska się na ciebie gapi.- Zauważył jeden z otaczających czarnowłosego, chłopaków.
- Wygląda jakby zaraz miała „dojść”…
- Co za nogi…
- Że też nie jest jej zimno. Sam bym ją chętnie ogrzał…- Przekomarzali się nawzajem, mierząc, zupełnie nie zdającą sobie z tego sprawy, brunetkę.
- Zamknij się debilu. To Coleman… Jak nie chcesz stracić swojego przyjaciela- Wysoki blondyn, który najdłużej ze wszystkich wstrzymywał się od komentowania atutów dziewczyny, kopnął swojego niższego przyjaciela w krocze, odciągając tym samym jego uwagę od zniecierpliwionej dziewczyny-to omijają ją szerokim łukiem.
- To czarownica. Nie jednemu zawróciła w głowie.- Komentowali pozostali.
- Podobno sypia z Ethanem odkąd oboje skończyli trzynaście lat.- Liam, który stał sztywno z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, nie wytrzymał i rozepchnął kumpli na boki
- Wierzycie w takie bzdury? Serio ?- Rzucił oschle, ruszając w kierunku wiercącej się brunetki. Zatrzymał się dwa kroki przed nią i spytał z pełną powagą.
- Czemu oddałaś pieniądze?
- Nie potrzebuję ich…- Odpowiedziała twardo, zaciskając dłonie w pięści.- Też miło mi cię widzieć.- Czarnowłosy westchnął i podrapał się po tyle głowy.
- Louise ja…
- Soul. Od dziś jestem dla ciebie Soul, albo Coleman.- Gdy chłopak zrobił dwa kroki w jej stronę, odwróciła głowę na bok.
- Nie chowaj się przede mną…- Szepnął cicho, napierając biodrami na jej miednicę. Chcąc nie chcąc, dziewczyna musiała oprzeć się mocniej o samochód. Ciemnowłosy wykorzystał swoją szansę w stu procentach, szybko pochylił się i objął swoją ukochaną w talii. Ich usta złączyły się niemal natychmiast, a ciała zaiskrzyły od przekazywanych uczuć.
Poddała się chwili. Zupełnie nie potrafiła odmówić sobie rozkoszy związanej z jego dotykiem. Był magnesem który przyciągał ją do siebie za każdym razem gdy spojrzeli sobie w oczy, ludzie dookoła zapewne mogli wyczuć niesamowitą chemię wiążącą tych dwoje- a oni sami, nie potrafili sobie z tym poradzić. Otuliła jego kark ciepłymi dłońmi i przylgnęła do umięśnionego ciała chłopaka.
- Dlaczego oddałaś pieniądze?- Ponowił pytanie, pieszcząc oddechem jej lekko rozchylone usta. Nagle wszystko zniknęło z trzaskiem pękającej szyby. Ciepłe barwy którymi się otoczyli, zlały się w chłód świata zewnętrznego. Serce brunetki, które jeszcze piętnaście sekund temu uderzało jak szalone, wystukując radosny rytm, rozbiło się na drobniutkie kawałeczki. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i odepchnęła od siebie srebrnookiego, który sam do końca nie wiedział co zrobił nie tak.
- Nie jestem twoją dziwką…- Szepnęła łamiącym się głosem i poprawiając na ramieniu torbę, szybkim krokiem ruszyła w stronę budynku szkoły, zostawiając za plecami wściekłego Liama.
- Cholera jasna…- Warknął uderzając zaciśniętą pięścią w maskę czarnego Dodge’a.
- Stary… Czy ty właśnie…- Grupka kolegów z drużyny otoczyła rozdrażnionego chłopaka.
- On właśnie pocałował Coleman…
- I żyje !
- Nie wiedziałem, że jesteście razem.- Nieznany głos odezwał się zza pleców gromadki. Wszyscy odwrócili wzrok w jego stronę zastygając w miejscu jak słupy soli. Ethan stał za nimi, ubrany w ciemne jeansy i płaszcz. Mierzył spojrzeniem czarnowłosego, który jeszcze chwilę temu całował jego byłą dziewczynę.
- Nie jesteśmy.- Rzucił oschle Liam, a pytający wzrok sportowców skierował się wprost na niego.
- Wyglądało to nieco inaczej… Ostrzegam cię, to dziwka. Nie licz na sentymenty.- Kontynuował blondyn, uśmiechając się szyderczo.
- Cofnij to…- Warknął młody Tytan rzucając się w stronę Lykana. Stevens oberwał silnym lewym sierpowym i zatoczył się kilka kroków w tył, nie upadł gdyż stalowe dłonie Hayes’a uniosły go odrobinę w górę. Chłopak uśmiechnął się złośliwie i szepnął:
- Widziałeś nas tamtej nocy w lesie… Mam nadzieję, że wyciągniesz konsekwencje i nie zbliżysz się do niej.
- Na to już za późno.- Czarnowłosy wymierzył swemu przeciwnikowi kolejny cios w szczękę. Tym razem poobijany chłopak, upadł na ziemię kilka metrów dalej, ocierając krew z rozciętej wargi i rozbitego nosa.
- Spałeś z nią, pijawko ?!- Nie uzyskawszy odpowiedzi, zerwał się z lodowatego śniegu i jednym susem stanął twarzą w twarz z konkurentem.- Jeśli chcesz tej wojny, to będziesz ją miał.
- Trzymam cię za słowo.- Prychnął rozbawiony całą sytuacją ciemnowłosy. Odwróciwszy się na pięcie ruszył w stronę budynku szkoły.
***
Lekcje mijały bez większych niespodzianek. Zdawało się, że wszystko wróciło do normy. Oczywiście praktycznie cała szkoła wiedziała o trójkącie który tworzyli Ethan i Liam z Soul na czele, co więcej stało się to najgorętszą plotką dnia. Każdy miał do dorzucenia swoje trzy grosze, a historia zwykłej szarpaniny przerodziła się w krwiożerczą walkę z gwałtem w tle. Louise spokojnie wytrzymywała spojrzenia szepczących po kątach ludzi, dumnie unosząc głowę i całkowicie izolując się od ich natręctw. Jednak ile można znosić cierpliwie, przepełnione jadem gadulstwo? W czasie lunchu postanowiła, nie jak zwykle zjeść na stołówce przy swoim ulubionym stoliku, lecz wyjść na zewnątrz- za budynek liceum.
***
[W tym samym czasie, podziemia katery pw. Jana Chrzciciela, Casenna, Włochy]
-Albercie ! Przyszedł list z Rogers Pass !- Po małym, ciasnym pomieszczeniu rozległ się spokojny głos kapłana.
- Dziękuję, Ojcze Sansone.- Odrzekł, w głębi, gruby męski głos. Ksiądz usłużnie podał korespondencje odwróconemu plecami do drzwi mężczyźnie i w pośpiechu usunął się w róg izby.- To od Stephanie…- Mruknął po chwili, przesuwając zmęczonym wzrokiem po zapełnionych literami linijkach.-Hmm… Chyba przyszedł czas na mój powrót do domu. Ojcze Sansone…
- Słucham cię, drogi Albercie…
- Poślij tutejsze oddziały do Rogers Pass.- Rzekł starszy pan, podnosząc się i rwąc list który jeszcze chwilę temu uważnie czytał.- Muszę niezwłocznie porozmawiać z Isottą i Liamem…- Wrzucił papier do, palącego się jasnym płomieniem, kominka.
- Oczywiście. Wyruszymy gdy tylko wszystkie jednostki będą gotowe.- Odrzekł w kapłan i w pośpiechu opuścił pomieszczenie zostawiając starszego mężczyznę samego.
- Liamie Raffelu Váradi, mam nadzieję, że dobrze wiesz co robisz…