Nie wiem jak
długo byłam nieprzytomna. Miałam wrażenie, że trwało to jedynie chwilę. Krótkie
pięć minut w których film przed oczami zerwał się jak zbyt mocno naprężony
sznurek. Odzyskiwałam czucie w palcach u rąk i nóg. Wszystko tak strasznie
bolało. Nie byłam wstanie naprężyć żadnego z mięśni na dłużej niż kilka sekund.
Miałam wrażenie, że ktoś rozrywa mnie kawałek po kawałku, na coraz mniejsze
cząstki. Chciałam krzyczeć, ale ciągle nie do końca odzyskałam władzę nad
własnym ciałem, więc każda próba kończyła się porażką na całej linii. Zaciskałam
delikatnie zesztywniałe palce, pod którymi szeleścił przyjemnie rozgrzany
materiał. Skupiłam się na uchyleniu powiek. Otwierały się opornie jak śluzy do
próżni, zasysane od wewnątrz nieutlenionym powietrzem (boże jakie beznadziejne
porównanie xd). Po krótkiej chwili udało mi się ujrzeć światło dzienne.
Pomieszczenie w którym się znajdowałam było tak jasne, że wszystko raziło mnie
białym światłem. Gwałtownie zasłoniłam dłonią oślepiające promienie. Leżałam na
boku, okryta atłasową białą pościelą.
- Hej,
spokojnie…- Usłyszałam delikatny głos tuż nad sobą. Spojrzałam w
górę. Był tu. Był obok mnie cały czas. Wszelka niepewność od razu odstąpiła
miejsca niepohamowanej radości. Uśmiechał się delikatnie.- Jak się czujesz?
- Bywało
gorzej.- Odparłam powoli przyzwyczajając wzrok do jasnego światła. Próbowałam
podnieść się na łokciach, lecz przeszywający ból między żebrami. Opadłam ciężko
na poduszkę z głuchym jękiem.
- A gdzie ci
się tak śpieszy?- Zapytał przyglądając się uważnie mojemu grymasowi. Usiadł na
miękkim materacu obok mnie.
- Gdzie
jestem?- Zapytałam kładąc ze zrezygnowaniem dłoń na zmęczonych oczach.
- W moim
domu.- Stwierdził gładko opierając się o poduszki po drugiej stronie łóżka.
- Co ?!-
Rzuciłam się do przodu, gwałtownie siadając wyprostowana jak struna. Szybko
pożałowałam tak nagłego ruchu. Krzyknęłam nie wykonując żadnego gestu.- Cholera
jasna!-Warknęłam pod nosem pochylając głowę do przodu. Długie, poskręcane włosy
zasłoniły całą mą twarz, która wykrzywiła się w grymasie ostrego bólu.
- Widzę
twoją radość i nie mogę się nadziwić.- Nachylił się pukając mnie palcem w
czoło.- Ty czasem myślisz? Przez kilka dni nie ma mowy, żebyś wystawiła czubek
nosa za to łóżko.- Uśmiechnął się zadziornie.
- Zboczeniec.-
Syknęłam podnosząc z zażenowaniem głowę.- Czemu ze wszystkich miejsc na ziemi
musiałam trafić właśnie tu? Przecież wiesz gdzie mieszkam. Nie mogłeś odstawić
mnie do domu?- Zapytałam powoli i delikatnie obracając się w jego stronę.
- Tu było
bliżej, poza tym twój buc też może się tam w każdej chwili pojawić.- Ponownie
uśmiechnął się w ten dziwnie denerwujący sposób. Miałam wielką ochotę przyłożyć
mu teraz z całej siły w twarz, niestety szkoda, że obrażenia nie dawały mi
takiego pola manewru. Westchnęłam patrząc na niego wściekle.- Szkoda, że nie
widzisz teraz swojej miny.- Zaśmiał się zakładając ręce za głowę.
- Z czego
zęby suszysz ?- Burknęłam przeczesując palcami ciemne włosy.
- Jesteś
śliczna kiedy się złościsz. – Przysunął się do mnie z delikatnym uśmiechem.
Odchyliłam się do tyłu mierząc go surowym wzrokiem.
- Idiota.-
Warknęłam nadymając policzki i odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie jesteś
głodna?- Zapytał zupełnie poważny. Mruknęłam coś w odpowiedzi układając się z
powrotem na poduszkach. Otuliłam się szczelnie białą pościelą zamykając oczy.-
Zaraz wracam.- Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a następnie ich trzask. Jak na
zawołanie zrzuciłam z siebie ciepłą pierzynę i postawiłam obolałe nogi na
jasnej, dębowej podłodze. Siedziałam na dużym łóżku, którego szczytowe części
stworzone z grubej, kutej stali w kolorze czarnej smoły, układały się w
abstrakcyjnie wywinięte wzory. Gruby materac mebla sprawiał, że siedząc ledwo
sięgałam czubkami palców podłogi. Rozejrzałam się dokładnie, ignorując silny
ból całego ciała po gwałtownym poruszeniu się. Białe ściany pomieszczenia
ozdabiały w niektórych miejscach, blado różowe, kwiatowe wzory. Naprzeciw łóżka
stała ogromna dębowa szafa z widocznymi na jasnym drewnie sękami. Obok
znajdowało się potężne, ręcznie rzeźbione biurko tego samego koloru. Przy
olbrzymich drzwiach balkonowych, zasłoniętych tiulowymi firanami, leżał
włochaty, blado różowy dywan, a wkoło niego ustawione zostały dwa bufiaste
fotele, z dużymi poduchami i grubym oparciem na których przeważał motyw
kwiatowy. Z daleka przyciągały do siebie, kusząc miękkością i wygodą.
Podniosłam
się z wysokiego łoża i stąpając na palcach ruszyłam w kierunku balkonu. Po
drodze zmierzyłam wzrokiem pokaźną ilość książek stojącą na wysokim pod sam
sufit regale z białego, sękatego drewna. Odsłoniłam firany. Mym oczom ukazał
się widok na dolinkę w której znajdowało się Rogers Pass. Dom musiał stać na
zboczu, a jego okna wyglądały na zachodzące słońce. Westchnęłam przeciągle
podziwiając zza cienkiego szkła rodzinne miasto. Zerknęłam za siebie. Liam nie
wrócił i chyba nie śpieszyło mu się aż tak bardzo. Miałam swobodną drogę
ucieczki. Niewiele myśląc pchnęłam ciężkie drewniane drzwi i wyszłam na
zewnątrz. Dopiero gdy postawiłam stopy na zimnym kamieniu z którego zrobiono podłogę
balkonu, zauważyłam że nie mam butów. Przesunęłam niepewnie dłońmi po ciele.
Mogłam przysiąc, że jeszcze w szkole miałam na sobie sweter. Teraz pod palcami
czułam gładki, aksamitny materiał. Odwróciłam się przodem do szklanych drzwi w
których dostrzegłam swe odbicie. Faktycznie, ubrania z przed kilku godzin
zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się biała sukienka przed kolano, która
podkreślała wcięcie talii i długie nogi, czyli moje największe atuty. Dekolt w
kształcie litery „V” odsłaniał dość dużo, jednak ja nie maiłam się czym
chwalić. Zawiał mroźny wiatr. Poczułam jak moje odsłonięte ramiona drżą pod
naporem chłodnego powietrza. Nie patrząc dłużej w szkło postanowiłam działać.
Podeszłam szybko do balustrady i wychyliłam się przez nią. Nie byłam wysoko.
Raptem pierwsze piętro, więc nawet skacząc za barierkę nie mogłam zrobić sobie
krzywdy. Przełknęłam głośno ślinę i nie zważając na ból mięśni przeszłam przez
poręcz. Usiadłam spokojnie na balustradzie, machając nogami w powietrzu, a
wiatr owiewał moje długie, splątane w fale, włosy.
- Liam,
twoja dziewczyna ucieka.- Usłyszałam za plecami niski, kuszący głos. Należał do
znanej mi dziewczyny.
-
Stephanie?- Zapytałam odwracając głowę w jej kierunku. Stała oparta
nonszalancko o framugę balkonu.
- A kogo się
spodziewałaś? Boga?- Prychnęła pod nosem.- Liam, rusz tu swoje cztery litery.
Ona już skacze.- Krzyknęła blondynka doszukując się czegoś w swoich idealnie
zadbanych paznokciach. Puściłam barierkę, odpychając się bosymi stopami od
zimnej posadzki. Uśmiechnęłam się nie słysząc zbliżającego się chłopaka i
rozłożyłam ręce na boki. Coś gwałtownie szarpnęło mnie w pasie. Dyndałam na
wysokości balkonu, przewieszona przez ramiona srebrnookiego.
-
Zwariowałaś ?!- Krzyknął wciągając mnie do środka.
- Przecież
nic by mi się nie stało, debilu !- Wrzasnęłam uderzając go zaciśniętą pięścią w
tors. Postawił mnie na nogi i zmierzył surowym spojrzeniem.
- Ty
naprawdę jesteś nienormalna. Wujek miał rację.- Oparła się o balustradę
odchylając głowę do tyłu i wzdychając przeciągle.
- Wujek?-
Założyłam ręce na piersi i uniosłam brew świrując go wzrokiem.
- Tak. David
Hayes to brat mojego ojca, a Stephanie jest jego córką.- Kiwną głową w stronę
znudzonej blondynki.- Wytrzeszczyłam szeroko oczy. Pan Hayes? Ten drętwy
staruch? Tego to jeszcze nie było.
- Mówi
prawdę. Jestem nieślubną córką stąd inne nazwisko. - Rzuciła od niechcenia dziewczyna i delikatnie odepchnęła się od
drewnianych drzwi. Szybko znalazła się obok czarnowłosego i zwinnie przysiadła
na barierce. Potarłam dłonią czoło i zamknęłam oczy. Byłam odrobinę skołowana
przez całe zamieszanie.
- Chcę
wrócić do domu.- Westchnęłam patrząc na nich z zażenowaniem.
- Zastanowię
się nad tym za kilka dni.- Czarnowłosy złapał mnie za ramiona i obrócił przodem
do drzwi balkonowych.- Teraz musisz odpoczywać.- Pchnął mnie do środka, tak
mocno, że o mały włos nie straciłam równowagi. Fuknęłam coś niezrozumiale i
ociężale opadłam na biały materac. Rozłożyłam się na całym łóżku, patrząc
leniwie w sufit.
- Skoro mam
tu siedzieć, Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo, to może coś mi wyjaśnisz.-
Zaczęłam widząc jak chłopak odsuwa moją rękę aby wygodnie usiąść obok.
- A co
takiego chcesz wiedzieć?- Zapytał podkładając sobie pod głowę poduszkę.
- Czemu mi
pomagasz? Przecież wcale się nie znamy.
- Mam dobre
serce.- Zaśmiał się uroczo. Westchnęłam zasłaniając twarz dłońmi.
- Wiesz w
ogóle jak mam na imię?- Zapytałam z zażenowaniem, odsłaniając jedno oko.
- Mówią na
ciebie Soul, ale to chyba nie jest imię… To znaczy, nie słyszałem nigdy o
takim.
- Bo takiego
nie ma, nie ważne. Nazywaj mnie jak chcesz.- Machnęłam ręką, obracając się na
bok. Musiałam szybko wymyślić jak się stąd wyrwać. Nie mogę mieszkać z pijawką
pod jednym dachem, przecież nie wiadomo kiedy to „coś” będzie chciało spróbować krwi. O ironio, jeszcze niedawno
sama nazywałam siebie „tym czymś”,
jak mogę teraz mówić tak na innych?
Zamknęłam
oczy i powoli oddawałam się objęciom morfeusza. Jedynym rozsądnym wyjściem było
jak najszybsze zapomnienie o całej sytuacji.
***
Sen był tak
przyjemny, że nie chciałam wracać do rzeczywistości. Wolałam dalej błądzić po
bezkresnych polanach przyjemności, które jeszcze chwilę temu wydawały się jawą.
Przeciągnęłam się nie otwierając oczu. Ból ustał i znów mogłam normalnie
funkcjonować. Ziewnęłam zasłaniając dłonią usta i zakryłam głowę kołdrą. Chciałam
jeszcze, choćby na krótką chwilę wrócić do krainy fantazji, lecz ciche szmery
nie pozwalały mi odpłynąć w obłoki. Zniechęcona przekręciłam się na drugi bok i
zasłoniłam ucho poduszką. Widziałam jak przez drzwi balkonowe do pokoju wpada
biała smuga księżycowego światła. Za kilka tygodni srebrzysta kula miała
rozwinąć się całkowicie, ukazując nam się w całej swej okazałości. Pierwsza
grudniowa pełnia, była bardzo wyczekiwana przez Lykanów. Bądź co bądź to
właśnie podczas niej granice między wampirami, a wilkołakami zacierają się(oczywiście,
jak pewnie większość z was już się zorientowała, Lykan to wilkołak, a
Tytan/Tytanida to wampir- po prostu chciałam użyć mniej oklepanych określeń xd).
Jesteśmy najbardziej narażeni na ataki i nie możemy się przed nimi bronić. Ever
zginęła kilka dni temu, właśnie podczas pełni, ponieważ była łatwym celem i
żaden z Tytanów nie miał większego problemu z doścignięciem jej.
Osobiście
nie cierpię przemian. Są, porównywalnie, uporczywe jak okres (którego o
dziwo wilkołaki nie mają O.o Szczęściary :p) tyle, że trwają krócej i
bardziej bolą. Da się przyzwyczaić, jednak początki są ciężkie. Sama długo nie
mogłam przyzwyczaić się do własnej „odmienionego” formy. Czułam jakby mój duch
unosił się nad wilczą skórą, a resztki ciała pozostały uwięzione w sztywno
określonej powłoce. Nie jestem sobą i nie potrafię się kontrolować. Niczym
maszyna do zabijania działająca na żetony, które w tym wypadku zastępowane są
przez silne emocje. Ból, panika i strach to coś co sprawia, że odcinam się od
swojej ludzkości. W tedy nie myślę. Działam jak zwierzę- instynktownie. Prę do
przodu niczym rakieta i nie zastanawiam się nad konsekwencjami. Liczy się
chwila.
Ten rok
zapowiada się zupełnie inaczej. Już od kilku miesięcy w szkole czułam napiętą
atmosferę między niektórymi uczniami. Nauczyciele, których wampirskie korzenie
są mi znane, też odnosili się do nas zupełnie inaczej. Coś się szykuje. A ja
mam jeszcze ponad miesiąc, żeby to sprawdzić.
Zsunęłam
poduszkę z głowy i zaczesałam, opadające na twarz, włosy do góry. Leżałam na
wznak, tępo lustrując sufit znudzonym spojrzeniem gdy do moich uszu dotarły
czyjeś szepty.
- Jesteś
debilem Liam, skończonym idiotą. Ściągnąłeś „TO
COŚ” tutaj, kilka dni po zabiciu tej rudej. Myślisz, że Jerry ci to
odpuści?- Słyszałam zirytowany głos blondynki. Musiała stać na korytarzu obok
drzwi.
- Mów
ciszej.- Upomniał ją męski głos. Liam. Wszędzie poznała bym tą barwę. Taka
ciepła i delikatna- przyprawiała mnie o dreszcze. Nastawiłam uważnie uszy,
starając się wyłapać wszystkie słowa.- Pamiętaj kim ona jest, może wszystko
słyszeć.
- Śpi. Po
takiej dawce środków nasennych jaką w nią wpakowałeś dziwię się, że ledwo żyje.
- Nie ważne.
Wracając do tematu mojego ojca.- Ojca? Roger Pass jest na tyle małe, że znam
większość ludzi z imienia i nazwiska, jednak nigdy nie słyszałam o kimś takim
jak „Jerry Hayes” .- Ma z tym tyle
wspólnego co ty, czyli nic. Miałem zostawić ją tam z tym kretynem?!- Podniósł
głos, na co Stephanie zareagowała głośnym „Ćśśśś…”,
po którym na moment zapanowała cisza.
- Teraz to
naprawdę ją obudzisz.- Zaczęła.- Myślę, że skoro osiemnaście lat raziła sobie
bez twojej „zbawczej ręki” może żyć tak dalej i nie ma potrzeby wtrącania się.
Doskonale wiesz jaka jest sytuacja.- Przerwała aby później dodać przyciszonym
głosem.- David planuje kolejną akcję i my na nią idziemy, rozumiesz? Nawet
jeśli trzeba było by ją zabić- nie zawahała bym się. Tacy jak ona giną
co miesiąc. Co za różnica kiedy nadejdzie jej pora? Myślisz, że jeśli się
przemieni nie będziesz czuł tego co zwykle? Myślisz, że zapomnisz o tym od
czego tu jesteś? Rozumiem twoje przywiązanie, ale „TO” nie jest takie jak my.
Ba! Nawet więcej, ona jest kimś kogo my rozszarpujemy na kawałki od setek
tysięcy lat!- Wstrzymałam oddech kiedy blondynka, mówiła coraz to głośniej nie
zwracając uwagi, że pod koniec zaczyna krzyczeć. Czy to możliwe, że ona zabiła
Ever? Czym jest „akcja” o której mówiła? Pytania krążyły po mojej głowie,
prowokując setki innych na które również nie znałam odpowiedzi, gdy nagle
dobiegł mnie jej głos:
- Słyszała.
Usiadłam na
łóżku łapiąc się za głowę i przyciskając ją do kolan. Czułam jak ból rozlewa
się po całej mojej głowie falami i pulsuje wracając z powrotem do epicentrum.
Zacisnęłam palce wbijając paznokcie w czaszkę. Nawet sama nie zdawałam sobie
sprawy, że krzyczałam.
- Uspokój
się Stephanie !- Warknął ktoś obok. Byłam zbyt zajęta wrzaskami i drżeniem by
móc rozpoznać głos lecz gdy poczułam ciepły uścisk na ramionach, nie miałam
więcej wątpliwości- znowu on przyszedł mi z pomocą. Poczułam wewnętrzną ulgę,
mimo, że ciało nadal wiło się w konwulsjach.
- Jeśli uda
mi się ją sprowokować to sama przemieni się na naszych oczach. Oszczędzisz jej
cierpień na następny miesiąc.- Syczała blondyna, a ja miałam wrażenie, że ból
ciągle narasta. Chciał rozsadzić mi głowę, zupełnie jak w momencie pierwszej
przemiany. Wiedziałam, że za wszelką cenę nie mogę się poddać. Nie mogę dać się
sprowokować.
-
Powiedziałem, że masz się uspokoić.- Rzekł cicho, lecz twardo i zdecydowanie
osiemnastolatek. Przycisnął mnie mocniej do siebie i wyszedł z pokoju. Po raz
setny tego dnia, straciłam przytomność.
***
Obudziłam
się z potwornym bólem głowy, który próbował rozsadzić mi czaszkę. Skrzywiłam
się nie otwierając oczu i nasunęłam kołdrę na głowę.
-
Boooli~-Jęknęłam przeciągle i wysunęłam czubek nosa spod pierzyny. Znajdowałam
się w zupełnie innym pokoju niż wczoraj. Ten był mniejszy, ciasny lecz
przytulny. Na ścianie którą pokrywała czerwona tapeta z niekreślonym wzorem,
wisiało kilkanaście ramek z przeróżnymi obrazkami. Od sufitu w dół, na równych
odległościach przyczepione były długie półki, na których książki dosłownie
„walczyły” o miejsce. Wyciągnęłam dłoń by sięgnąć po jedną z nich, lecz
zabrakło mi kilku centymetrów. Uklękłam na grubym materacu i chwyciłam grubą
brązową okładkę.
- „Cień
wiatru”? Lubisz Zafóna ?- Wysoki czarnowłosy chłopak opierał się o framugę
drzwi ze złożonymi na piersi rękami. Wzruszyłam ramionami zostawiając książkę w
spokoju i okryłam się kołdrą.
- Nie
czytałam.- Burknęłam cicho wyglądając przez okno.- Która godzina?
- Dziewiąta
dwadzieścia.- Zerwałam się jak głupia z łóżka i ruszyłam pędem w stronę drzwi.
- Co tak
stoisz? Już jesteśmy spóźnieni na dwie pierwsze lekcje.- Warknęłam próbując
przesunąć go w drzwiach. Złapał mnie za ramiona i z uśmiechem postawił przed
sobą.
- Jest
sobota.- Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. No tak, przecież ten wypadek w
szkole miał miejsce w piątek rano. Kompletnie straciłam poczucie czasu. –
Zawsze jesteś taka rozgarnięta?- Zapytał z uśmiechem, a ja zgromiłam go
wzrokiem.
- Gorszy
dzień.- Mruknęłam odwracając głowę w drugą stronę.
- Tu masz
nowe ubrania. Pożyczyłem je od Stephanie, ale może się nie obrazi.- Skrzywiłam
się na samą myśl o blondynce.- Jak już się ogarniesz zejdź na dół.- Uśmiechnął
się zamykając za sobą drzwi.
***
Założyłam
czarne rurki, grubo tkany sweter tego samego koloru, zawiązałam swoje ukochane
trampki i w sumie byłabym gotowa zejść na dół, gdyby nie to co znajdowało się
na mojej głowie. Włosy wywijające się i sterczące na każdą stronę przykuły by
uwagę każdego kto mnie w tym momencie widział. Złapałam szybko szczotkę która
leżała w łazience i podjęłam próbę ułożenia „tego czegoś”. Dopiero po
dziesięciu minutach zmagań uzyskałam w miarę możliwości, znośny efekt.
Delikatne fale układały się kaskadami wzdłuż pleców i ramion, a grzywka zamiast
sterczeć radośnie, została rozczesana i rozłożona na dwie strony. Uśmiechnęłam
się do swojego odbicia, nakładając tusz na rzęsy. Szybko opuściłam pokój i
przeszłam wzdłuż białym korytarzem, na którym wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów.
Nie przyglądałam się im zbyt uważnie. Chwilę późnej powoli i z lekkim
zakłopotaniem schodziłam po schodach.
- Idzie.-
Zarekomendował ktoś od niechcenia.
- Mogła byś
być odrobinę milsza Steph.
- Nie dla
niej. Wredna suka.- Skrzywiłam się na tę obelgę i zatrzymałam w pół kroku.
Powoli miałam dość tej głupiej blondyny. Przy schodach pojawił się Liam, ubrany
w biały fartuszek z napisem „Tu mi nie podskoczysz”. Mimowolnie parsknęłam
śmiechem.
- Też się
cieszę, że cię widzę.- Mruknął udając niezadowolenie spowodowane moim
zachowaniem. Zbiegłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko czując zapach jajek i
bekonu. Ślinka naciekła mi do ust, a brzuch wygrywał serenadę na pustych
kiszkach. – Chyba jesteś głodna.
- Chyba?-
Pisnęłam obejmując się w pasie i zginając wpół.- Ja tu umieram.
- Dobrze, że
jest tu chociaż jedna osoba która potrafi cokolwiek zrobić w kuchni.- Zaśmiał
się wskazując na siebie kciukami. Zaśmiałam się.
- Liam, coś
ci się przypala.- Krzyknęła leniwie Stephanie. Chłopak przeklął siarczyście i
biegiem ruszył do kuchni. Powoli powlekłam się za nim.
Pół godziny
później byłam już tak najedzona, że nie miałam nawet ochoty się ruszyć.
Blondynka przeglądała jakąś gazetę, a srebrnooki sprzątał po śniadaniu. Ja
natomiast, grzecznie siedziałam przy jasnym kuchennym blacie i obserwowałam
wszystko dookoła.
- Dziwnie
się tu czujesz, prawda?- Zapytał czarnowłosy nie odwracając się od zlewu przy
którym zmywał.
- Trochę.
Nie przywykłam do przyjemnych śniadanek w otoczeniu pijawek.- Prychnęłam
odpychając się od blatu i kręcąc na barowym krześle.
- A my nie
przywykliśmy do jedzenia w otoczeniu zapchlonych kundli.- Syknęłam siedząca za
moimi plecami wysoka blondynka. Zatrzymałam krzesło i spojrzałam na nią
wściekłym wzrokiem. Nawet nie raczyła odwrócić w moją stronę głowy.
- Daj spokój
Stephanie…- Zaczął spokojnie chłopak, lecz ta przerwała mu w połowie.
- Nie dam
spokoju. Ona tu nie pasuje. Jeśli chcesz sobie hodować własnego psa, to jedź do
schroniska i weź jakiegoś, a nie sprowadzasz do domu „to coś” !- Warknęła
rzucając gazetę na stół. Podniosła się z krzesła i podeszła do mnie wściekła.-
Ona nawet nie jest prawdziwą Lykanką! Jej matka była człowiekiem. To wyrzutek,
nie widzisz ?!- Zacisnęłam mocniej pięści, aby opanować drżenie całego ciała.
- Jesteś tak
zafascynowany wizją „pokoju” między nami, że nawet nie zauważyłeś kim ona jest.
Nikomu nie zależy na życiu tak słabej jednostki, Liam.- Emocje powoli zaczęły
opuszczać drobną blondynkę i mówiła spokojniej.
- Nie jestem
słaba…- Zaczęłam cicho próbując opanować drżenie głosu.
- Co tam
skomlesz odmieńcu ?- Syknęła Stephanie. Tego już było dość. Odepchnęłam się od
krzesła i w mgnieniu oka pokonałam dzielącą nas odległość. Zamachnęłam się
uderzając dziewczynę w twarz. Do mych nozdrzy szybko napłyną zapach świeżej krwi.
Skaleczyłam ją. Cała drżałam, czułam jak powoli w moim ciele zachodzą fazy
przemiany. Nie chciałam nikomu zrobić krzywdy, ale to było silniejsze ode mnie.
Upadłam na podłogę czując ból wszystkich mięśni i kości.
- Spokojnie.
Nie zmieniaj się, nie tu.- Usłyszałam ciepły szept przy swoim uchu. Nie
poznawałam tego głosu. Należał do kobiety. Ktoś objął mnie w pasie i przytulił.
Poczułam słodki lecz nie duszący zapach perfum. Powoli zaczynałam uspokajać
swoje nerwy. Zatrzymałam przemianę i wtuliłam się w osobę która mnie ukoiła.
- Leah?-
Zapytał ktoś za moimi plecami. Poznałam głos Liama.- Leah, wróciłaś !- Krzyknął
radośnie upadając na kolana obok mnie. Uniosłam głowę aby dokładniej przyjrzeć
się postaci która mnie uratowała. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Leżałam na kolanach najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek
widziałam w swoim życiu. Jej blada, mleczna skóra kontrastowała z bladym różem,
pełnych ust. Miała ogromne srebrno-błękitne oczy, które świeciły jak gwiazdy w
bezchmurną noc . Uśmiechała się do mnie szeroko, poprawiając długie zaczesane
na lewą stronę włosy koloru akwamaryny.
Zsunęłam się
z jej kolan na płytki kuchenne i cicho mruknęłam kilka słów wdzięczności.
-Leah… Czemu
wróciłaś?- Zerknęłam na Liama, prawie płakał patrząc na niebieskowłosą
dziewczynę, a ona jedynie uśmiechała się promiennie.
Cześć Pingwinki :* ! Jak dziś spojrzałam na licznik odwiedzin to moja mina wyglądała mniej więcej tak:
No po prostu ja cie pierdziele *.* Nigdy nie myślałam, że ten licznik skoczy aż tak do góry :D Chciałam napisać coś lepszego z okazji 1000 wejść ale jakoś nic mi się nie kleiło :c Wybaczycie? A tak by the way, wy też non stop śpicie? Ja wczoraj jak wróciłam o 16 z gimbazy to po prostu padłam na pysk i usnęłam xd Zero życia we mnie :p
Leah została dodana jako nowa postać do zakładki "postacie" więc możecie ją sobie obejrzeć :D I zaczęłam rozpisywać troszkę więcej informacji o naszych bohaterach. Już gotowa jest Soul. Jeśli klikniecie na podpis pod zdjęciem wyskoczy wam kilka zdań na jej temat :D
A co myślicie o szablonie? Piękny prawda *.* Pobrany z bloga graficznego Terrible Crash. No to teraz, co sądzicie o muzyce? Nie przeszkadza wam ona w czytaniu ? Czekam na wyczerpujące komentarze :*
Jprdl...dziewczyno co rozdział muszę stwierdzić, że po prostu kocham twojego bloga *.* Po prostu tak mnie wciąga twoja historia, że nie mogę oderwać oczu i chce więcej! Co do rozdziału to...ah..nawet nie wiem co powiedzieć, bo jest NIESAMOWITY ^ ^ Co do szablonu jest śliczny *.* Jak i...Czekam nn :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Ja też na twojego bloga też wchodzę codziennie, a jak nie to co dwa dni :D Naprawdę ci się podoba? *.* Kochana <3 W szablonie się zakochałam, no normalnie do tej pory patrzę i podziwiam, że taki śliczny dorwałam :P
Usuń~June
Hah :D No to widzisz ja mam podobnie ^ ^ Wchodzę na twojego bloga często :D No to wiesz sama się zakochałam w szablonie u mnie na blogu *.* A ten też jest ładny i no widzisz to się nazywa szczęście :D
Usuńciekawi mnie co oni chcą z Louise zrobić? *.* Bo Liam jest dla niej chyba taki dobry nie z byle powodu ;C A ona nie jest czystej krwi Lykanką? Zaciekawiłaś mnie ;>
OdpowiedzUsuńLiam to niezłe ziółko, ale Soul (tudzież Louise, jak kto woli :D) nieźle nakręciła mu w życiu :D Niestety przez niego ona ma same problemy, nie wiem czy już to zauważyłaś :c
Usuń~June