sobota, 20 kwietnia 2013

8. "Nie jestem slaba..."


Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna. Miałam wrażenie, że trwało to jedynie chwilę. Krótkie pięć minut w których film przed oczami zerwał się jak zbyt mocno naprężony sznurek. Odzyskiwałam czucie w palcach u rąk i nóg. Wszystko tak strasznie bolało. Nie byłam wstanie naprężyć żadnego z mięśni na dłużej niż kilka sekund. Miałam wrażenie, że ktoś rozrywa mnie kawałek po kawałku, na coraz mniejsze cząstki. Chciałam krzyczeć, ale ciągle nie do końca odzyskałam władzę nad własnym ciałem, więc każda próba kończyła się porażką na całej linii. Zaciskałam delikatnie zesztywniałe palce, pod którymi szeleścił przyjemnie rozgrzany materiał. Skupiłam się na uchyleniu powiek. Otwierały się opornie jak śluzy do próżni, zasysane od wewnątrz nieutlenionym powietrzem (boże jakie beznadziejne porównanie xd). Po krótkiej chwili udało mi się ujrzeć światło dzienne. Pomieszczenie w którym się znajdowałam było tak jasne, że wszystko raziło mnie białym światłem. Gwałtownie zasłoniłam dłonią oślepiające promienie. Leżałam na boku, okryta atłasową białą pościelą.
- Hej, spokojnie…- Usłyszałam delikatny głos tuż nad sobą. Spojrzałam w górę. Był tu. Był obok mnie cały czas. Wszelka niepewność od razu odstąpiła miejsca niepohamowanej radości. Uśmiechał się delikatnie.- Jak się czujesz?
- Bywało gorzej.- Odparłam powoli przyzwyczajając wzrok do jasnego światła. Próbowałam podnieść się na łokciach, lecz przeszywający ból między żebrami. Opadłam ciężko na poduszkę z głuchym jękiem.
- A gdzie ci się tak śpieszy?- Zapytał przyglądając się uważnie mojemu grymasowi. Usiadł na miękkim materacu obok mnie.
- Gdzie jestem?- Zapytałam kładąc ze zrezygnowaniem dłoń na zmęczonych oczach.
- W moim domu.- Stwierdził gładko opierając się o poduszki po drugiej stronie łóżka.
- Co ?!- Rzuciłam się do przodu, gwałtownie siadając wyprostowana jak struna. Szybko pożałowałam tak nagłego ruchu. Krzyknęłam nie wykonując żadnego gestu.- Cholera jasna!-Warknęłam pod nosem pochylając głowę do przodu. Długie, poskręcane włosy zasłoniły całą mą twarz, która wykrzywiła się w grymasie ostrego bólu.
- Widzę twoją radość i nie mogę się nadziwić.- Nachylił się pukając mnie palcem w czoło.- Ty czasem myślisz? Przez kilka dni nie ma mowy, żebyś wystawiła czubek nosa za to łóżko.- Uśmiechnął się zadziornie.
- Zboczeniec.- Syknęłam podnosząc z zażenowaniem głowę.- Czemu ze wszystkich miejsc na ziemi musiałam trafić właśnie tu? Przecież wiesz gdzie mieszkam. Nie mogłeś odstawić mnie do domu?- Zapytałam powoli i delikatnie obracając się w jego stronę.
- Tu było bliżej, poza tym twój buc też może się tam w każdej chwili pojawić.- Ponownie uśmiechnął się w ten dziwnie denerwujący sposób. Miałam wielką ochotę przyłożyć mu teraz z całej siły w twarz, niestety szkoda, że obrażenia nie dawały mi takiego pola manewru. Westchnęłam patrząc na niego wściekle.- Szkoda, że nie widzisz teraz swojej miny.- Zaśmiał się zakładając ręce za głowę.
- Z czego zęby suszysz ?- Burknęłam przeczesując palcami ciemne włosy.
- Jesteś śliczna kiedy się złościsz. – Przysunął się do mnie z delikatnym uśmiechem. Odchyliłam się do tyłu mierząc go surowym wzrokiem.
- Idiota.- Warknęłam nadymając policzki i odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie jesteś głodna?- Zapytał zupełnie poważny. Mruknęłam coś w odpowiedzi układając się z powrotem na poduszkach. Otuliłam się szczelnie białą pościelą zamykając oczy.- Zaraz wracam.- Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a następnie ich trzask. Jak na zawołanie zrzuciłam z siebie ciepłą pierzynę i postawiłam obolałe nogi na jasnej, dębowej podłodze. Siedziałam na dużym łóżku, którego szczytowe części stworzone z grubej, kutej stali w kolorze czarnej smoły, układały się w abstrakcyjnie wywinięte wzory. Gruby materac mebla sprawiał, że siedząc ledwo sięgałam czubkami palców podłogi. Rozejrzałam się dokładnie, ignorując silny ból całego ciała po gwałtownym poruszeniu się. Białe ściany pomieszczenia ozdabiały w niektórych miejscach, blado różowe, kwiatowe wzory. Naprzeciw łóżka stała ogromna dębowa szafa z widocznymi na jasnym drewnie sękami. Obok znajdowało się potężne, ręcznie rzeźbione biurko tego samego koloru. Przy olbrzymich drzwiach balkonowych, zasłoniętych tiulowymi firanami, leżał włochaty, blado różowy dywan, a wkoło niego ustawione zostały dwa bufiaste fotele, z dużymi poduchami i grubym oparciem na których przeważał motyw kwiatowy. Z daleka przyciągały do siebie, kusząc miękkością i wygodą.
Podniosłam się z wysokiego łoża i stąpając na palcach ruszyłam w kierunku balkonu. Po drodze zmierzyłam wzrokiem pokaźną ilość książek stojącą na wysokim pod sam sufit regale z białego, sękatego drewna. Odsłoniłam firany. Mym oczom ukazał się widok na dolinkę w której znajdowało się Rogers Pass. Dom musiał stać na zboczu, a jego okna wyglądały na zachodzące słońce. Westchnęłam przeciągle podziwiając zza cienkiego szkła rodzinne miasto. Zerknęłam za siebie. Liam nie wrócił i chyba nie śpieszyło mu się aż tak bardzo. Miałam swobodną drogę ucieczki. Niewiele myśląc pchnęłam ciężkie drewniane drzwi i wyszłam na zewnątrz. Dopiero gdy postawiłam stopy na zimnym kamieniu z którego zrobiono podłogę balkonu, zauważyłam że nie mam butów. Przesunęłam niepewnie dłońmi po ciele. Mogłam przysiąc, że jeszcze w szkole miałam na sobie sweter. Teraz pod palcami czułam gładki, aksamitny materiał. Odwróciłam się przodem do szklanych drzwi w których dostrzegłam swe odbicie. Faktycznie, ubrania z przed kilku godzin zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się biała sukienka przed kolano, która podkreślała wcięcie talii i długie nogi, czyli moje największe atuty. Dekolt w kształcie litery „V” odsłaniał dość dużo, jednak ja nie maiłam się czym chwalić. Zawiał mroźny wiatr. Poczułam jak moje odsłonięte ramiona drżą pod naporem chłodnego powietrza. Nie patrząc dłużej w szkło postanowiłam działać. Podeszłam szybko do balustrady i wychyliłam się przez nią. Nie byłam wysoko. Raptem pierwsze piętro, więc nawet skacząc za barierkę nie mogłam zrobić sobie krzywdy. Przełknęłam głośno ślinę i nie zważając na ból mięśni przeszłam przez poręcz. Usiadłam spokojnie na balustradzie, machając nogami w powietrzu, a wiatr owiewał moje długie, splątane w fale, włosy.
- Liam, twoja dziewczyna ucieka.- Usłyszałam za plecami niski, kuszący głos. Należał do znanej mi dziewczyny.
- Stephanie?- Zapytałam odwracając głowę w jej kierunku. Stała oparta nonszalancko o framugę balkonu.
- A kogo się spodziewałaś? Boga?- Prychnęła pod nosem.- Liam, rusz tu swoje cztery litery. Ona już skacze.- Krzyknęła blondynka doszukując się czegoś w swoich idealnie zadbanych paznokciach. Puściłam barierkę, odpychając się bosymi stopami od zimnej posadzki. Uśmiechnęłam się nie słysząc zbliżającego się chłopaka i rozłożyłam ręce na boki. Coś gwałtownie szarpnęło mnie w pasie. Dyndałam na wysokości balkonu, przewieszona przez ramiona srebrnookiego.
- Zwariowałaś ?!- Krzyknął wciągając mnie do środka.
- Przecież nic by mi się nie stało, debilu !- Wrzasnęłam uderzając go zaciśniętą pięścią w tors. Postawił mnie na nogi i zmierzył surowym spojrzeniem.
- Ty naprawdę jesteś nienormalna. Wujek miał rację.- Oparła się o balustradę odchylając głowę do tyłu i wzdychając przeciągle.
- Wujek?- Założyłam ręce na piersi i uniosłam brew świrując go wzrokiem.
- Tak. David Hayes to brat mojego ojca, a Stephanie jest jego córką.- Kiwną głową w stronę znudzonej blondynki.- Wytrzeszczyłam szeroko oczy. Pan Hayes? Ten drętwy staruch? Tego to jeszcze nie było.
- Mówi prawdę. Jestem nieślubną córką stąd inne nazwisko. - Rzuciła od niechcenia dziewczyna i delikatnie odepchnęła się od drewnianych drzwi. Szybko znalazła się obok czarnowłosego i zwinnie przysiadła na barierce. Potarłam dłonią czoło i zamknęłam oczy. Byłam odrobinę skołowana przez całe zamieszanie.
- Chcę wrócić do domu.- Westchnęłam patrząc na nich z zażenowaniem.
- Zastanowię się nad tym za kilka dni.- Czarnowłosy złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do drzwi balkonowych.- Teraz musisz odpoczywać.- Pchnął mnie do środka, tak mocno, że o mały włos nie straciłam równowagi. Fuknęłam coś niezrozumiale i ociężale opadłam na biały materac. Rozłożyłam się na całym łóżku, patrząc leniwie w sufit.
- Skoro mam tu siedzieć, Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo, to może coś mi wyjaśnisz.- Zaczęłam widząc jak chłopak odsuwa moją rękę aby wygodnie usiąść obok.
- A co takiego chcesz wiedzieć?- Zapytał podkładając sobie pod głowę poduszkę.
- Czemu mi pomagasz? Przecież wcale się nie znamy.
- Mam dobre serce.- Zaśmiał się uroczo. Westchnęłam zasłaniając twarz dłońmi.
- Wiesz w ogóle jak mam na imię?- Zapytałam z zażenowaniem, odsłaniając jedno oko.
- Mówią na ciebie Soul, ale to chyba nie jest imię… To znaczy, nie słyszałem nigdy o takim.
- Bo takiego nie ma, nie ważne. Nazywaj mnie jak chcesz.- Machnęłam ręką, obracając się na bok. Musiałam szybko wymyślić jak się stąd wyrwać. Nie mogę mieszkać z pijawką pod jednym dachem, przecież nie wiadomo kiedy to „coś” będzie chciało spróbować krwi. O ironio, jeszcze niedawno sama nazywałam siebie „tym czymś”, jak mogę teraz mówić tak na innych?
Zamknęłam oczy i powoli oddawałam się objęciom morfeusza. Jedynym rozsądnym wyjściem było jak najszybsze zapomnienie o całej sytuacji.
***
Sen był tak przyjemny, że nie chciałam wracać do rzeczywistości. Wolałam dalej błądzić po bezkresnych polanach przyjemności, które jeszcze chwilę temu wydawały się jawą. Przeciągnęłam się nie otwierając oczu. Ból ustał i znów mogłam normalnie funkcjonować. Ziewnęłam zasłaniając dłonią usta i zakryłam głowę kołdrą. Chciałam jeszcze, choćby na krótką chwilę wrócić do krainy fantazji, lecz ciche szmery nie pozwalały mi odpłynąć w obłoki. Zniechęcona przekręciłam się na drugi bok i zasłoniłam ucho poduszką. Widziałam jak przez drzwi balkonowe do pokoju wpada biała smuga księżycowego światła. Za kilka tygodni srebrzysta kula miała rozwinąć się całkowicie, ukazując nam się w całej swej okazałości. Pierwsza grudniowa pełnia, była bardzo wyczekiwana przez Lykanów. Bądź co bądź to właśnie podczas niej granice między wampirami, a wilkołakami zacierają się(oczywiście, jak pewnie większość z was już się zorientowała, Lykan to wilkołak, a Tytan/Tytanida to wampir- po prostu chciałam użyć mniej oklepanych określeń xd). Jesteśmy najbardziej narażeni na ataki i nie możemy się przed nimi bronić. Ever zginęła kilka dni temu, właśnie podczas pełni, ponieważ była łatwym celem i żaden z Tytanów nie miał większego problemu z doścignięciem jej.
Osobiście nie cierpię przemian. Są, porównywalnie, uporczywe jak okres (którego o dziwo wilkołaki nie mają O.o Szczęściary :p) tyle, że trwają krócej i bardziej bolą. Da się przyzwyczaić, jednak początki są ciężkie. Sama długo nie mogłam przyzwyczaić się do własnej „odmienionego” formy. Czułam jakby mój duch unosił się nad wilczą skórą, a resztki ciała pozostały uwięzione w sztywno określonej powłoce. Nie jestem sobą i nie potrafię się kontrolować. Niczym maszyna do zabijania działająca na żetony, które w tym wypadku zastępowane są przez silne emocje. Ból, panika i strach to coś co sprawia, że odcinam się od swojej ludzkości. W tedy nie myślę. Działam jak zwierzę- instynktownie. Prę do przodu niczym rakieta i nie zastanawiam się nad konsekwencjami. Liczy się chwila.
Ten rok zapowiada się zupełnie inaczej. Już od kilku miesięcy w szkole czułam napiętą atmosferę między niektórymi uczniami. Nauczyciele, których wampirskie korzenie są mi znane, też odnosili się do nas zupełnie inaczej. Coś się szykuje. A ja mam jeszcze ponad miesiąc, żeby to sprawdzić.
Zsunęłam poduszkę z głowy i zaczesałam, opadające na twarz, włosy do góry. Leżałam na wznak, tępo lustrując sufit znudzonym spojrzeniem gdy do moich uszu dotarły czyjeś szepty.
- Jesteś debilem Liam, skończonym idiotą. Ściągnąłeś „TO COŚ” tutaj, kilka dni po zabiciu tej rudej. Myślisz, że Jerry ci to odpuści?- Słyszałam zirytowany głos blondynki. Musiała stać na korytarzu obok drzwi.
- Mów ciszej.- Upomniał ją męski głos. Liam. Wszędzie poznała bym tą barwę. Taka ciepła i delikatna- przyprawiała mnie o dreszcze. Nastawiłam uważnie uszy, starając się wyłapać wszystkie słowa.- Pamiętaj kim ona jest, może wszystko słyszeć.
- Śpi. Po takiej dawce środków nasennych jaką w nią wpakowałeś dziwię się, że ledwo żyje.
- Nie ważne. Wracając do tematu mojego ojca.- Ojca? Roger Pass jest na tyle małe, że znam większość ludzi z imienia i nazwiska, jednak nigdy nie słyszałam o kimś takim jak „Jerry Hayes” .- Ma z tym tyle wspólnego co ty, czyli nic. Miałem zostawić ją tam z tym kretynem?!- Podniósł głos, na co Stephanie zareagowała głośnym „Ćśśśś…”, po którym na moment zapanowała cisza.
- Teraz to naprawdę ją obudzisz.- Zaczęła.- Myślę, że skoro osiemnaście lat raziła sobie bez twojej „zbawczej ręki” może żyć tak dalej i nie ma potrzeby wtrącania się. Doskonale wiesz jaka jest sytuacja.- Przerwała aby później dodać przyciszonym głosem.- David planuje kolejną akcję i my na nią idziemy, rozumiesz? Nawet jeśli trzeba było by zabić- nie zawahała bym się. Tacy jak ona giną co miesiąc. Co za różnica kiedy nadejdzie jej pora? Myślisz, że jeśli się przemieni nie będziesz czuł tego co zwykle? Myślisz, że zapomnisz o tym od czego tu jesteś? Rozumiem twoje przywiązanie, ale „TO” nie jest takie jak my. Ba! Nawet więcej, ona jest kimś kogo my rozszarpujemy na kawałki od setek tysięcy lat!- Wstrzymałam oddech kiedy blondynka, mówiła coraz to głośniej nie zwracając uwagi, że pod koniec zaczyna krzyczeć. Czy to możliwe, że ona zabiła Ever? Czym jest „akcja” o której mówiła? Pytania krążyły po mojej głowie, prowokując setki innych na które również nie znałam odpowiedzi, gdy nagle dobiegł mnie jej głos:
- Słyszała.
Usiadłam na łóżku łapiąc się za głowę i przyciskając ją do kolan. Czułam jak ból rozlewa się po całej mojej głowie falami i pulsuje wracając z powrotem do epicentrum. Zacisnęłam palce wbijając paznokcie w czaszkę. Nawet sama nie zdawałam sobie sprawy, że krzyczałam.
- Uspokój się Stephanie !- Warknął ktoś obok. Byłam zbyt zajęta wrzaskami i drżeniem by móc rozpoznać głos lecz gdy poczułam ciepły uścisk na ramionach, nie miałam więcej wątpliwości- znowu on przyszedł mi z pomocą. Poczułam wewnętrzną ulgę, mimo, że ciało nadal wiło się w konwulsjach.
- Jeśli uda mi się ją sprowokować to sama przemieni się na naszych oczach. Oszczędzisz jej cierpień na następny miesiąc.- Syczała blondyna, a ja miałam wrażenie, że ból ciągle narasta. Chciał rozsadzić mi głowę, zupełnie jak w momencie pierwszej przemiany. Wiedziałam, że za wszelką cenę nie mogę się poddać. Nie mogę dać się sprowokować.
- Powiedziałem, że masz się uspokoić.- Rzekł cicho, lecz twardo i zdecydowanie osiemnastolatek. Przycisnął mnie mocniej do siebie i wyszedł z pokoju. Po raz setny tego dnia, straciłam przytomność.
***
Obudziłam się z potwornym bólem głowy, który próbował rozsadzić mi czaszkę. Skrzywiłam się nie otwierając oczu i nasunęłam kołdrę na głowę.
- Boooli~-Jęknęłam przeciągle i wysunęłam czubek nosa spod pierzyny. Znajdowałam się w zupełnie innym pokoju niż wczoraj. Ten był mniejszy, ciasny lecz przytulny. Na ścianie którą pokrywała czerwona tapeta z niekreślonym wzorem, wisiało kilkanaście ramek z przeróżnymi obrazkami. Od sufitu w dół, na równych odległościach przyczepione były długie półki, na których książki dosłownie „walczyły” o miejsce. Wyciągnęłam dłoń by sięgnąć po jedną z nich, lecz zabrakło mi kilku centymetrów. Uklękłam na grubym materacu i chwyciłam grubą brązową okładkę.
- „Cień wiatru”? Lubisz Zafóna ?- Wysoki czarnowłosy chłopak opierał się o framugę drzwi ze złożonymi na piersi rękami. Wzruszyłam ramionami zostawiając książkę w spokoju i okryłam się kołdrą.
- Nie czytałam.- Burknęłam cicho wyglądając przez okno.- Która godzina?
- Dziewiąta dwadzieścia.- Zerwałam się jak głupia z łóżka i ruszyłam pędem w stronę drzwi.
- Co tak stoisz? Już jesteśmy spóźnieni na dwie pierwsze lekcje.- Warknęłam próbując przesunąć go w drzwiach. Złapał mnie za ramiona i z uśmiechem postawił przed sobą.
- Jest sobota.- Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. No tak, przecież ten wypadek w szkole miał miejsce w piątek rano. Kompletnie straciłam poczucie czasu. – Zawsze jesteś taka rozgarnięta?- Zapytał z uśmiechem, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Gorszy dzień.- Mruknęłam odwracając głowę w drugą stronę.
- Tu masz nowe ubrania. Pożyczyłem je od Stephanie, ale może się nie obrazi.- Skrzywiłam się na samą myśl o blondynce.- Jak już się ogarniesz zejdź na dół.- Uśmiechnął się zamykając za sobą drzwi.
***
Założyłam czarne rurki, grubo tkany sweter tego samego koloru, zawiązałam swoje ukochane trampki i w sumie byłabym gotowa zejść na dół, gdyby nie to co znajdowało się na mojej głowie. Włosy wywijające się i sterczące na każdą stronę przykuły by uwagę każdego kto mnie w tym momencie widział. Złapałam szybko szczotkę która leżała w łazience i podjęłam próbę ułożenia „tego czegoś”. Dopiero po dziesięciu minutach zmagań uzyskałam w miarę możliwości, znośny efekt. Delikatne fale układały się kaskadami wzdłuż pleców i ramion, a grzywka zamiast sterczeć radośnie, została rozczesana i rozłożona na dwie strony. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, nakładając tusz na rzęsy. Szybko opuściłam pokój i przeszłam wzdłuż białym korytarzem, na którym wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów. Nie przyglądałam się im zbyt uważnie. Chwilę późnej powoli i z lekkim zakłopotaniem schodziłam po schodach.
- Idzie.- Zarekomendował ktoś od niechcenia.
- Mogła byś być odrobinę milsza Steph.
- Nie dla niej. Wredna suka.- Skrzywiłam się na tę obelgę i zatrzymałam w pół kroku. Powoli miałam dość tej głupiej blondyny. Przy schodach pojawił się Liam, ubrany w biały fartuszek z napisem „Tu mi nie podskoczysz”. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Też się cieszę, że cię widzę.- Mruknął udając niezadowolenie spowodowane moim zachowaniem. Zbiegłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko czując zapach jajek i bekonu. Ślinka naciekła mi do ust, a brzuch wygrywał serenadę na pustych kiszkach. – Chyba jesteś głodna.
- Chyba?- Pisnęłam obejmując się w pasie i zginając wpół.- Ja tu umieram.
- Dobrze, że jest tu chociaż jedna osoba która potrafi cokolwiek zrobić w kuchni.- Zaśmiał się wskazując na siebie kciukami. Zaśmiałam się.
- Liam, coś ci się przypala.- Krzyknęła leniwie Stephanie. Chłopak przeklął siarczyście i biegiem ruszył do kuchni. Powoli powlekłam się za nim.

Pół godziny później byłam już tak najedzona, że nie miałam nawet ochoty się ruszyć. Blondynka przeglądała jakąś gazetę, a srebrnooki sprzątał po śniadaniu. Ja natomiast, grzecznie siedziałam przy jasnym kuchennym blacie i obserwowałam wszystko dookoła.
- Dziwnie się tu czujesz, prawda?- Zapytał czarnowłosy nie odwracając się od zlewu przy którym zmywał.
- Trochę. Nie przywykłam do przyjemnych śniadanek w otoczeniu pijawek.- Prychnęłam odpychając się od blatu i kręcąc na barowym krześle.
- A my nie przywykliśmy do jedzenia w otoczeniu zapchlonych kundli.- Syknęłam siedząca za moimi plecami wysoka blondynka. Zatrzymałam krzesło i spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem. Nawet nie raczyła odwrócić w moją stronę głowy.
- Daj spokój Stephanie…- Zaczął spokojnie chłopak, lecz ta przerwała mu w połowie.
- Nie dam spokoju. Ona tu nie pasuje. Jeśli chcesz sobie hodować własnego psa, to jedź do schroniska i weź jakiegoś, a nie sprowadzasz do domu „to coś” !- Warknęła rzucając gazetę na stół. Podniosła się z krzesła i podeszła do mnie wściekła.- Ona nawet nie jest prawdziwą Lykanką! Jej matka była człowiekiem. To wyrzutek, nie widzisz ?!- Zacisnęłam mocniej pięści, aby opanować drżenie całego ciała.
- Jesteś tak zafascynowany wizją „pokoju” między nami, że nawet nie zauważyłeś kim ona jest. Nikomu nie zależy na życiu tak słabej jednostki, Liam.- Emocje powoli zaczęły opuszczać drobną blondynkę i mówiła spokojniej.
- Nie jestem słaba…- Zaczęłam cicho próbując opanować drżenie głosu.
- Co tam skomlesz odmieńcu ?- Syknęła Stephanie. Tego już było dość. Odepchnęłam się od krzesła i w mgnieniu oka pokonałam dzielącą nas odległość. Zamachnęłam się uderzając dziewczynę w twarz. Do mych nozdrzy szybko napłyną zapach świeżej krwi. Skaleczyłam ją. Cała drżałam, czułam jak powoli w moim ciele zachodzą fazy przemiany. Nie chciałam nikomu zrobić krzywdy, ale to było silniejsze ode mnie. Upadłam na podłogę czując ból wszystkich mięśni i kości.
- Spokojnie. Nie zmieniaj się, nie tu.- Usłyszałam ciepły szept przy swoim uchu. Nie poznawałam tego głosu. Należał do kobiety. Ktoś objął mnie w pasie i przytulił. Poczułam słodki lecz nie duszący zapach perfum. Powoli zaczynałam uspokajać swoje nerwy. Zatrzymałam przemianę i wtuliłam się w osobę która mnie ukoiła.
- Leah?- Zapytał ktoś za moimi plecami. Poznałam głos Liama.- Leah, wróciłaś !- Krzyknął radośnie upadając na kolana obok mnie. Uniosłam głowę aby dokładniej przyjrzeć się postaci która mnie uratowała. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Leżałam na kolanach najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek widziałam w swoim życiu. Jej blada, mleczna skóra kontrastowała z bladym różem, pełnych ust. Miała ogromne srebrno-błękitne oczy, które świeciły jak gwiazdy w bezchmurną noc . Uśmiechała się do mnie szeroko, poprawiając długie zaczesane na lewą stronę włosy koloru akwamaryny.
Zsunęłam się z jej kolan na płytki kuchenne i cicho mruknęłam kilka słów wdzięczności.
-Leah… Czemu wróciłaś?- Zerknęłam na Liama, prawie płakał patrząc na niebieskowłosą dziewczynę, a ona jedynie uśmiechała się promiennie. 

 Cześć Pingwinki :* ! Jak dziś spojrzałam na licznik odwiedzin to moja mina wyglądała mniej więcej tak:
No po prostu ja cie pierdziele *.* Nigdy nie myślałam, że ten licznik skoczy aż tak do góry :D Chciałam napisać coś lepszego z okazji 1000 wejść ale jakoś nic mi się nie kleiło :c Wybaczycie? A tak by the way, wy też non stop śpicie? Ja wczoraj jak wróciłam o 16 z gimbazy to po prostu padłam na pysk i usnęłam xd Zero życia we mnie :p 
Leah została dodana jako nowa postać do zakładki "postacie" więc możecie ją sobie obejrzeć :D I zaczęłam rozpisywać troszkę więcej informacji o naszych bohaterach. Już gotowa jest Soul. Jeśli klikniecie na podpis pod zdjęciem wyskoczy wam kilka zdań na jej temat :D
A co myślicie o szablonie? Piękny prawda *.* Pobrany z bloga graficznego Terrible Crash. No to teraz, co sądzicie o muzyce? Nie przeszkadza wam ona w czytaniu ? Czekam na wyczerpujące komentarze :*

5 komentarzy:

  1. Jprdl...dziewczyno co rozdział muszę stwierdzić, że po prostu kocham twojego bloga *.* Po prostu tak mnie wciąga twoja historia, że nie mogę oderwać oczu i chce więcej! Co do rozdziału to...ah..nawet nie wiem co powiedzieć, bo jest NIESAMOWITY ^ ^ Co do szablonu jest śliczny *.* Jak i...Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Ja też na twojego bloga też wchodzę codziennie, a jak nie to co dwa dni :D Naprawdę ci się podoba? *.* Kochana <3 W szablonie się zakochałam, no normalnie do tej pory patrzę i podziwiam, że taki śliczny dorwałam :P
      ~June

      Usuń
    2. Hah :D No to widzisz ja mam podobnie ^ ^ Wchodzę na twojego bloga często :D No to wiesz sama się zakochałam w szablonie u mnie na blogu *.* A ten też jest ładny i no widzisz to się nazywa szczęście :D

      Usuń
  2. ciekawi mnie co oni chcą z Louise zrobić? *.* Bo Liam jest dla niej chyba taki dobry nie z byle powodu ;C A ona nie jest czystej krwi Lykanką? Zaciekawiłaś mnie ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liam to niezłe ziółko, ale Soul (tudzież Louise, jak kto woli :D) nieźle nakręciła mu w życiu :D Niestety przez niego ona ma same problemy, nie wiem czy już to zauważyłaś :c
      ~June

      Usuń