sobota, 6 kwietnia 2013

6. Louise



Po raz kolejny rozczesywałam, zwichrzone, czarne końcówki, przeglądając się w ogromnym lustrze przyczepionym do masywnej, jasnej toaletki. Westchnęłam przeciągle rozmyślając nad wcześniejszymi zdarzeniami, które działy się wbrew mej woli. Działałam jak maszyna, wiedziona potrzebą niźli zdrowym rozsądkiem. Okryłam nagie ramiona białym jak śnieg płótnem, a jego brzegi spięłam pod szyją ozdobną, złotą spinką. Wyjęłam długie, zza kołnierza peleryny długie do połowy pleców kruczo czarne, lekko pofalowane włosy i uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
- Soul ! Zbieramy się !- Usłyszałam z dołu głos Beth. Szybko podniosłam się od jasnej toaletki, założyłam na szczupły nadgarstek kilka bransoletek  drobnych koralików i piór. Zbiegając po schodach dudniłam bosymi stopami o grube sosnowe deski podłogi. Stanęłam przed rudowłosą na baczność.
- Melduję się, Pani kapitan ! – Kobieta pokręciła w milczeniu głową przymykając powieki.
- To pogrzeb. Załóż czarną pelerynę.- Powiedziała podchodząc do mnie powoli. Rozpięła agrafkę i odrzuciła ją na bok. Biały materiał luźno opadł na ziemię. Podała mi złożone w kostkę ciemne płótno, rozłożyłam je pośpiesznie i zarzuciłam na drobne, blade ramiona. Orzechowooka skinęła z aprobatą głową i obeszła mnie dookoła- Zawiąż.- Rzuciła krytycznie patrząc na sznurki zwisające przy mojej szyi. Przewróciłam oczami z zażenowaniem i złością, jednak dla dobra sprawy przełożyłam troczki przez zrobione na nie dziury, wiążąc dwa końce materiału na skos. Rudowłosa kiwnęła z aprobatą głową, narzucając na siebie identyczne okrycie. Szybko opuściłyśmy drewniany dom.
***
Po milczącej podróży jedną z bocznych dróg, w końcu dotarłyśmy do celu. Zalesione góry Rogers Pass stanowiły nasze terytorium od setek tysięcy lat. Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, ojciec zawsze zabierał mnie na posiedzenia starszyzny, właśnie tu- gdzie trudne skaliste szlaki uniemożliwiały wspinaczkę nawet najzagorzalszym, ludzkim,  zdobywcom szczytów.
Wciągnęłam do płuc rześkie górskie powietrze, mocniej nasuwając kaptur na czoło, tak by zasłaniał oczy. Po śmierci rodziców przestałam pojawiać się na spotkaniach rady, więc niewiele osób  było w stanie mnie skojarzyć. Większość nawet nigdy nie widziała mej twarzy- w końcu ostatnio byłam tu dwanaście lat temu. Szmat czasu.
- Idziesz?- Usłyszałam lekko zniekształcony głos rudowłosej. Płakała. Czemuś się w końcu dziwić? Kilka dni temu straciła najbliższą sercu osobę. Znałam to gorzkie uczucie, tą niemoc w stosunku do innych. Wyrzucając posępne myśli z najdalszych zakamarków umysłu, skinęłam wolno głową ruszając biegiem przed siebie. Pod bosymi stopami czułam chrzęst pękających wapiennych skał.
***
Na zarośniętej wysokimi sosnami polanie pojawiłam się wraz z Bethany kilka minut później. Nawet nie dostałam zadyszki, pomimo tak męczącego biegu z przeszkodami. Orzechowooka ledwo stała na nogach. Trzymała się za brzuch sapiąc ciężko i wskazując gestem bym szła dalej bez niej. Zachichotałam cicho odchylając głowę do tyłu, przez co czarna płachta zsunęła się z mojej głowy.
- Coś nie masz kondycji, kuzynko.- Zasłoniłam dłonią usta, patrząc na jej czerwoną twarz z bliska.
- Bo… odpowiem… ci coś… niemiłego…Soul…- Mówiła przerywając co chwila aby złapać płytki, spazmatyczny oddech. Ugięła kolana i oparła na nich dłonie, ziejąc ciężko.- Zaraz… zaraz cię dogonię… potrzebuję chwilki.
- Jasne, jasne.- Zaśmiałam się ponownie naciągając kaptur na oczy. Machnęłam jej dłonią na odchodne, powoli kierując się ku głębi leśnej polanki.

Dookoła wielkiego ogniska stało już kilkadziesiąt osób, wszyscy wydawali się być zupełnie niewzruszeni pożegnaniem jednej z młodszego pokolenia. Starsi siedzieli na drewnianych ławkach lub pieńkach zażarcie o czymś dyskutując, lub zwyczajnie podśpiewując w rytm fletów, harmonijek i bębnów. Mniejsze dzieci biegały po zielonej trawie i igliwiu. Zupełnie nie zważały na swoje bose stopy, nie bały się ich kaleczyć, ciągle tylko przekrzykiwały się i bawiły w sobie tylko znane zabawy. Odszukałam wzrokiem starszą, siwą kobietę.
- Babcia…?- Uchyliłam usta unosząc w górę głowę. Nie widziałam jej od śmierci ojca, kiedy to wyrzekła się mnie pod pretekstem morderstwa jej syna. Wcale nie zabiłam ojca. To był jedynie nieszczęśliwy wypadek, na który nie potrafiłam nic poradzić. Na samo wspomnienie poczułam jak po policzkach płyną mi gorzkie łzy. Żal i ból które wypełniały moje serce nie dały opisać się w słowach- teraz, po dwunastu latach spotykam tu ostatniego członka bliskiej rodziny, który uszedł z życiem, pomimo więzów krwi które mnie z nim łączyły. Starłam słone krople z twarzy i powoli ruszyłam do środka kręgu. Stanęłam za plecami niższej ode mnie o półtorej głowy kobiety. Właśnie była w trakcie zażartej kłótni ze starszym posiwiałym mężczyzną. Położyłam dłoń na jej drobnym, lekko przygarbionym ramieniu.
- Babciu?- Zaczęłam. Siwy facet spojrzał na mnie krzywo i pośpiesznie odszedł, komentując moje niewychowanie kilkoma nie przyzwoitymi słowami.
- Słucham cię, słodyczko. Chyba musiałaś mnie z kimś pomylić…- Zaczęła odwracając się powoli. Widziałam zaskoczenie oraz strach który tlił się w jej złotych jak słońce oczach. Wyciągnęła dłoń aby zsunąć kaptur, który zasłaniał me oczy i nie pozwalał w dogłębnym przyjrzeniu się. Odsunęłam głowę w bok , wyraźnie sygnalizując, że nie potrzebuję aby identyfikowała mnie swoim surowym wzrokiem.
- Witaj babciu…- Zaczęłam cicho. Starsza kobieta zasłoniła usta dłońmi wydając z siebie cichy, piskliwy jęk. Widziałam jak źrenice w jej dużych oczach zwężają się z zaskoczenia i jednocześnie przerażenia całą sytuacją.
- Morderczyni…- Wyszeptała, dalej osłaniając usta. Odsunęłam nogę odchylając się tą samą stroną do tyłu. Staruszka zabrała dłonie, opuszczając je w napięciu wzdłuż wątłego ciała.- Morderczyni !- Krzyknęła na całe gardło, a zebrani wkoło Lykanie spojrzeli na nas w popłochu. Cofnęłam się o krok unosząc ręce na wysokość bioder i wyciągając je w jej stronę. Chciałam by się uspokoiła, lecz nie wiedziałam jak mam jej to przekazać. Wszystko wkoło nas umilkło. Dzieci stanęły w miejscu wytrzeszczając w moją stronę swoje przestraszone oczy, a starszyzna zrobiła krok w stronę ognia przy którym stałyśmy. Usłyszałam czyjeś kroki za sobą. Odchyliłam się w bok unikając lecącej w moją stronę strzały z białym grotem. Srebro. Przełknęłam głośniej ślinę, wracając do normalnej pozycji. Przyjście tu chyba nie było najlepszym pomysłem.
- Babciu, czy wszystko w porządku?- Usłyszałam męski głos w miejscu z którego jeszcze chwilę temu przyleciała śmiercionośna broń. Chwilę później, obok kobiety stał, młody chłopak mojego wzrostu. Zaciskał dłonie w pięści, a przez jego silnie umięśniony tors przewieszony był kołczan z łukiem i kilkunastoma srebrnymi strzałami.
- Babciu?!- Powtórzyłam powoli cedząc każdą literę. Spojrzałam na chłopaka spod kaptura. Był kilka lat młodszy, mimo to już dawno przewyższył mnie swoją masą mięśniową i siłą. Jego czarne, krótkie włosy sterczały na wszystkie strony sprawiając, że rysy twarzy były jeszcze bardziej dzikie. Mocno zacisnęłam pieści, patrząc w złote oczy młodzieńca- był tak podobny do ojca…
- Tak Tom. Powiedz Pani, że chyba już powinna pójść. W naszym gronie nie mam miejsca dla takich jak ona. Tu nie przygarniamy morderców- Rzuciła oschle kobieta, ściągając mnie z obłoków na ziemię i mierząc morderczym spojrzeniem. Wyprostowałam sylwetkę, nabierając w płuca powietrza.
-  Nikogo nie zabiłam.- Wycedziłam przez zęby.
- Więc pokaż swą twarz. Myślę, że większość tu obecnych chętnie zapozna się z tak znaną postacią jak ty- Louise.- Krzyknęła starsza Pani. Wzdrygnęłam się na dźwięk swego prawdziwego imienia. Wśród zebranych dało słyszeć się niezbyt przyjemne docinki.
- Louise?- Zapytał młody chłopak wyraźnie zdziwiony.- To ta sama Louise która zabiła mego ojca?- Podniósł lekko głos patrząc na mnie z pogardą. Srebrnowłosa kiwnęła głową udając pełną rozpacz.
- Nikogo nie zabiłam.- Powtórzyłam dobitniej.
- Nie kłam !- Krzyknął sięgając dłonią, za plecy. Po chwili przed twarzą miałam, srebrny połyskujący stalowym blaskiem, miecz. Uniosłam głowę, odsuwając opuszkami palców ostrze.
- Nie machaj tym, bo zrobisz sobie krzywdę.- Powiedziałam, bez żadnych emocji. Czarnowłosy wydawał się być tym jeszcze bardziej nakręcony. Zamachnął się ciężką stalą, zza barków. Szybko przykucnęłam uderzając go wyprostowaną nogą po kostkach. Runął jak długi na ziemię, wyrzucając w powietrze srebrny miecz. Uniosłam dłoń łapiąc w locie rękojeść. Przyjrzałam się dokładnie nowej zdobyczy.
- Dobra stal.- Skomentowałam uśmiechając się pod nosem prowokująco. Młodzieniec otworzył szeroko oczy i usta.- Myślałeś, że skoro jestem kobietą to nie potrafię trzymać broni?- Zapytałam z politowaniem. Głupi gówniarz. Może i ma siłę, ale jest ona niczym przy pustce którą uparcie pielęgnuje w głowie.
Wyciągnęłam przed siebie wyprostowaną dłoń, przysuwając ostrze do jego szybko unoszącej się klatki piersiowej. Chyba powoli puszczały mu nerwy.
- Nie wstaniesz?- Zapytałam zapraszając go gestem do dalszej walki. Nie ruszył się.- Hmm… szkoda. Mogło być fajnie.- Wykonałam mieczem kilka obrotów w powietrzu i położyłam go sobie na ramię. Pochyliłam się nad złotookim. Patrzył na mnie z dziką, wręcz, determinacją. Uśmiechnęłam się szeroko ukazując rząd śnieżnobiałych, równiutkich zębów. Wyciągnęłam rękę aby pomóc mu wstać. Spojrzał na siwowłosą kobietę, która jedynie z powagą kiwała głową. Chwycił silnie mą dłoń i podciągnął się na niej. W połowie drogi do pionu, mocniej uwiesił się na mnie, przez co z głośnym hukiem uderzyłam plecami o ziemię, wbijając po drodze miecz w piach przy rozpalonym ognisku. Tłum zaśmiał się głośno, a nastolatek prychnął pod nosem, posyłając mi triumfalne spojrzenie. Odpowiedziałam na zaczepkę wrednym uśmieszkiem.
- Już, nie walczysz? Jaka szkoda.- Zaczął, przedrzeźniając mój głos. Zebrani zawyli jeszcze głośniej, wskazując na mnie prześmiewczo palcami. Zacisnęłam dłonie na piasku.
- Masz rację.- Przerwałam dzikie okrzyki, zwracając na siebie uwagę ludzi.- Już nie walczę…- Rzuciłam w oczy czarnowłosego garść piachu. Krzyknął zasłaniając twarz. Obróciłam się wygodniej, wyciągając nogę i z całej siły trafiłam piętą w jego krocze. Zgiął się w pół upadając na kolana.
- Nie musisz mi się kłaniać. Jakoś bez tego przeżyję.- Tłum zaśmiał się razem ze mną. Powoli zaczynało podobać mi się w ich gronie, chyba będę wpadać częściej. Posłałam chłopcu silnego kopniaka w żebra. Zawył przewracając się z boku na plecy.
- Przestań Louise !- Wyrwał się ktoś z tłumu. Wzrokiem odszukałam, przejętego całą sytuacją Ethana.- Już dość…- Szepnął ciszej wyciągając w moją stronę dłoń. Kiwnęłam przecząco głową, opadając bezwładnie na kolana obok nastoletniego Lykana, którego jeszcze chwilę temu całkowicie znokautowałam.  Przełożyłam jedną z nóg między jego kolana,  dłonie ułożyłam płasko wzdłuż głowy. Otworzył oczy, przyglądając się mi… ze strachem? Najwyraźniej przestraszyłam biedne dziecko. Ta myśl wywołała na mojej twarzy szeroki uśmiech.
- Nienawidzę cię.- Szepnął unosząc dłoń, aby wymierzyć mi policzek. Złapałam go i mocniej docisnęłam do ziemi. Jęknął, mrużąc oczy. Przesunęłam kolano w górę, naciskając na jego obolałe od wcześniejszych potyczek krocze. Odgiął głowę do tyłu zaciskając wargi.
- Do zobaczenia, następnym razem…- Szepnęłam, niskim, zmysłowym głosem wprost do ucha czarnowłosego przystojniaka.-… Braciszku.- Dokończyłam składając na jego rozchylonych ustach krótki, nic dla mnie nie znaczący pocałunek. Otworzył szeroko oczy i odwrócił ode mnie głowę. Zaśmiałam się głośno podnosząc się z piasku. Otrzepałam pelerynę, naciągnęłam mocniej kaptur i ruszyłam w stronę, zaciskającego ze złością pięści, Ethana.
- Soul…- Warknął groźnie nie patrząc na mnie.
- Słucham?- Szepnęłam radośnie, poprawiając czarną pelerynę.
- Co ty wyprawiasz do cholery ?!- Złapał mnie kurczowo za nadgarstki i podciągnął do góry.
- Czy nie powinieneś opłakiwać teraz narzeczonej brata?!- Warknęłam ozięble, usilnie próbując się wyrwać. Jego uścisk znacznie osłabł. Postawił mnie z powrotem na ziemi i wyszeptał zbolałym głosem.
- Próbowałem dać ci nową przyszłość… Chciałem wymazać twoje wcześniejsze grzechy, ale ty nie chcesz współpracować.
- Nie czuję się za nic winna.- Twardo upierałam się przy swoim.
- A może powinnaś.- Rzucił mnie mocno do przodu. Upadłam na plecy, a kaptur mimowolnie zsuną się z mych długich, kruczoczarnych włosów. Wśród zebranych dało słyszeć się szepty, wyrażające odrazę moją osobą. Skrzywiłam się, powoli wstając z brudnego piachu i ponownie otrzepując pelerynę.
- Louise Françoise de La Blanc… (czyt. Luize Fransua de La Blank)- Kolejny męski głos odezwał się przy moim boku. Odwróciłam gwałtownie głowę. Wysoki, przystojny mężczyzna, cały ubrany w czerń, stanął przede mną ze zbolałą miną. Widać, że od kilku dni nie dbał o siebie.-… Niektórym znana lepiej jako Soul Coleman.- Siwa kobieta która pomagała właśnie wstać młodemu Lykanowi którego kilka minut temu znokautowałam, prychnęła pod nosem.- Anno, chcesz coś powiedzieć?- Spojrzała na niego z zażenowaniem i pokręciła przecząco głową. – Więc, Louise, co cię tu sprowadza? Mniemam, że nie przyszłaś poszukiwać mojego młodszego brata.
- Nie nazywaj mnie Louise. Już od dawna nie używam tego imienia, a nazwiska wyrzekłam się kilka lat temu.- Mężczyzna kiwnął porozumiewawczo głową. Kontynuowałam.- Przyszłam pożegnać przyjaciółkę. Przy okazji odnalazłam rodzinę i twojego brata, chociaż nie wiem po co miała bym go szukać.
- O ile mi wiadomo masz dość bliskie stosunki z Ethanem.- Uniósł brew w pytającym geście.
- Adam…- Zaczął niepewnie młodszy brat. Kiwnęłam przecząco głową nawet nie patrząc na blondyna który jeszcze dziś po południu wybił w moim domu szybę .
- Chwilowo nie.- Zaczęłam z powrotem nasuwać na głowę kaptur. Blondyn złapał mnie za rękę i  przyciągnął ją do siebie. Uchyliłam usta, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Ethan.- Odwrócił głowę w stronę swego młodszego o kilka lat brata.- Podejdź tu proszę.- Chłopak z lekkim ociąganiem przydreptał w naszą stronę. Mężczyzna chwycił jego dłoń i położył na mojej. Wzdrygnęłam się, patrząc na młodszego Stevensa z pogardą. Starszy odchrząknął posyłając mi karcące spojrzenie i zaczął przemawiać.
- Ever nie było dane dłużej przebywać tu z nami. Widocznie musiał być w tym jakiś głębszy cel.- Załamał mu się głos. Na chwilę zamilkł, by potem móc kontynuować.- Ponieważ, kochałem najstarszą z sióstr Shaw.- Zerknął w stronę ubranej w pogrzebową czerń, siwej kobiety.- Nie mam zamiaru szukać nowej narzeczonej. Przysiągłem memu ojcu, że nasza krew, dalej będzie przekazywana, na następne pokolenia. Przez śmierć mojej ukochanej nie mogę tego spełnić.- W jego oczach pojawiły się łzy. Zdławił je szybko i mówił dalej coraz bardziej zmizerniały.- Ethan. W twoich rękach, zostawiam kontynuację naszej krwi.- Zwrócił wzrok w stronę naszych złączonych dłoni.- Kochacie się, prawda?- Ethan skinął głową z lekkim uśmiechem, a ja stałam tam jak sparaliżowana nie mogąc wykonać żadnego gestu. Otworzyłam szeroko oczy słysząc dalsze słowa wypowiadane przez byłego narzeczonego Ever.- Skoro tak jest, nie widzę przeszkód miedzy zawarciem tego małżeństwa.- Adam sięgnął do kieszeni, czarnego garnituru i wyciągnął z niego dwie połyskujące w ogniu obrączki. Całkowicie wbiło mnie w ziemię. Nawet nie poczułam kiedy złoty metal znalazł się na moim palcu.
- Nie…- Szepnęłam, lecz nikt nawet tego nie odnotował.
- Gratuluję wam. Louise… Przepraszam, Soul, jesteś gotowa na zmianę nazwiska, prawda?- Zapytał uprzejmie starszy blondyn. Nim zdążyłam odpowiedzieć w słowo wciął mi się Ethan.
- Oczywiście, że jest bracie.- Uśmiechnął się szeroko, rozglądając się dyskretnie dookoła. Wszystkie spojrzenia zwrócone były w naszą stronę. Młodszy z blondynów wykorzystał tą sytuację kładąc mi dłoń na brzuchu. Spojrzałam na niego otwierając jeszcze szerzej swoje karmelowe oczy.
- Powiem ci nawet więcej, Adamie. Louise i ja oczekujemy już dziecka.- Powiedział to na tyle głośno by dookoła zapanowała wrzawa i chaos. Jedni gratulowali i śmiali się ze zbiegu okoliczności, a inni ubolewali nad złą kandydatką na żonę dla młodego Stevensa. Byłam w ta dużym szoku, że zapytałam tylko cichutko.
- Ethan, coś brałeś?- Zbył mnie groźnym spojrzeniem.
- Co ty pleciesz Louise !- Zaśmiał się, biorąc mnie w ramiona.- Kochanie, przed nami świetlana przyszłość. Wprowadź się do mnie. Choćby dziś !- Krzyknął uradowany unosząc mnie w powietrze. Wyrwałam się, wypadając z jego ramion i lądując z głuchym jękiem tyłkiem na piasku.- Kilka kobiet podbiegło do mnie, obmacując mój brzuch z każdej strony i skrzecząc, że to może zaszkodzić dziecku. Spojrzałam na nie z popłochem i podniosłam się szybko. Cofnęłam się kilka kroków, rozglądając z roztargnieniem po ludziach. Jeden po drugim krzyczeli coś do mnie z radością lub zawodem. Złapałam się za głowę, kręcąc nią jak szalona na wszystkie strony.
- NIEEEEEEE!- Wydarłam się na cały głos, zamykając z przerażeniem oczy. Poczułam jak po policzkach cieknął mi łzy, a nogi chwiejnie załamują pod ciężarem ciała. Nagle wszystko ucichło.

Hej :D Domyślam się, że w tekście będzie tak dużo błędów, że nic tylko iść się powiesić, ale pisałam go nawet nie patrząc na klawiaturę xd Jakoś mnie wciągnęło i nawet nie zwracałam uwagi na to co "skrobię", po prostu to o czym myślałam, pojawiało się na białym Wordowym arkuszu :p Z tym nazwiskiem to chyba trochę przegięłam, ale nie będzie się ono pojawiać dość często, więc spokojnie (tylko w następnym rozdziale troszkę ale nie powinno przeszkadzać :p). Ci co oglądali Zero no Tsukaima pewnie będą kojarzyć go z główną bohaterką, bo szczerze mówiąc to ją miałam na myśli gdy to pisałam xd Może zachowanie trochę nie pasuje do Louise Zero no ale nie ważne. Przede wszystkim chodziło mi o to aby nadać naszej bohaterce troszkę majestatu (xd) i nie wiem czy ktoś z was się orientuje, ale Louise Françoise de La Baume Le Blanc de La Valliére była autentyczną postacią historyczną, raczej większość z was o tym wiedziała, ale ja jestem tak zakochana w historii, że po za datą chrztu Polski i bitwą pod Grunwaldem to nie wiem nic xD. No dobra, nie pogrążam się już bardziej bo zaraz powiecie, że wasza June to jakiś nieuk itd. :o 
Do zobaczenia za tydzień, Pingwinki :*



7 komentarzy:

  1. o.O Bosz...June co tu powiedzieć...Rozdział jest...hm...jak to określić...Zajebisty? Nie to mało powiedziane ^ ^ W prost PRZECUDOWNY! ^ ^ Dziewczyno ty pisz książki i na pewno będę je czytała i bd twoją fanką ( którą już jestem ) ^ ^ Wszystko jest cud miód, aż nwm co powiedzieć bo to jest tak Genialne ^ ^ Więc czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno. Mam do cb pytanie. Czy dałabyś mi tutaj pod tym komciem kod css do powiększania avków? Bo strasznie mi się to podoba a nie mg nigdzie tego znaleźć :) Byłabym ci wdzięczna :)

      Usuń
    2. Dziękuję, za tak miły komentarz *.* Kiedy ktoś pisze mi coś takiego na nowo mam ochotę skrobać coś i udostępniać na tym blogu :) Myślę, że z tymi moimi książkami to było by krucho :p Robię duuuużo błędów i nie potrafię opisywać akcji, więc taki ze mnie pisarz jak z koziej du** trąba xd Hehe, a co do CSS'a to wolała bym napisać ci to wszystko na gg bo sama przerabiałam ten kod i łączyłam z innym więc sporo w tym opisywania :c Napiszę do ciebie za chwilę wiadomość albo wyślę maila :D
      ~June

      Usuń
  2. Twoje zamówienia wykonane. Zapraszam na land-of-grafic.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam to nazwisko i mówie kurcze skądś to znam :D Zero no Tsukaima lubie to anime :)Dobry rozdział, zaczynam nadrabiac twoje notki, buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG!!!!!!Ale ją Ethan wkręcił :O Zero no Tsukaima, też oglądałam :) i szczerze mówiąc bardzo lubiłam, bo Louise była z klasą, a niektóre momenty były tak śmieszne, że prawie się posikałam xD Ale masakra, ciekawe czy Ethan zmyślił to o ciąży i zaaranżował ślub, żeby ludzie wreszcie ją zaakceptowali, czy może serio ona spodziewa się dziecka! :O Nie no zaskoczyłaś mnie, serio :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zero no Tsukaima to moje ulubione anime na równi z FT <3 Potem jest SAO, Higurashi naku koro ni i Amnesia :D Moje TOP 5 :p
      Ethan to palant więc można domyślić się do czego jest zdolny :c
      ~June

      Usuń