wtorek, 18 czerwca 2013

Ważne informacje!

Moi drodzy czytelnicy,
 

Z przykrością informuję was, że ten blog zostaje zawieszony na nieokreślony czas. Powodów swojej decyzji wolę nie ujawniać. Po prostu przepraszam was i do zobaczenia... sama nie wiem kiedy.

Wasza kochana,
June

sobota, 15 czerwca 2013

14. Czy na prawde mnie kochasz ?



Obudziła się na podłodze, zawinięta w satynową kołdrę. Wtulała się w pierś śpiącego beztrosko
ciemnowłosego chłopaka. Uniosła się na łokciu i ucałowała jego lekko rozchylone usta. Niemalże od razu, brunet oddał jej czuły pocałunek i wciągnął jej ciało na swoje. Leżała na jego torsie z szerokim uśmiechem, a on gładził jej lekko zmierzwione ciemne włosy.
- Dzień dobry.- Szepnęła zabierając mu z czoła opadające ciemne kosmyki.
- Dzień dobry, Skarbie.- Uśmiechnął się od ucha do ucha i pogłaskał ją po policzku. Odwzajemniła uśmiech i lekko speszona odwróciła wzrok. Złapał ją za brodę i przyciągnął bliżej swojej twarzy.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu leżymy na podłodze ?- Zaśmiał się i ucałował jej różane wargi.
- Łóżko przestało ci wystarczać.- Roześmiana podniosła się z drewnianego parkietu, owijając się ciasno kołdrą.
- Mi ?!- Otworzył szerzej oczy i oparł się ze zdziwieniem na łokciach.
- Ja odleciałam już za trzecim razem. Było mi wszystko jedno gdzie jesteśmy…- Brunetka słysząc własny głos zaczerwieniła się i wzrokiem zaczęła szukać sukienki.
- Jesteś piękna gdy coś cię peszy.- Zaśmiał się i powoli zaczął wstawać. Opadł bezwładnie na łóżko i westchnął.
- Co tak wzdychasz?- Zagadnęła wesoło, rzucając mu jego spodnie i koszulę.
- Już od dawna nie czułem się tak dobrze.- Przeciągnął się i zamknął oczy.
- Cieszę się.- Pstryknęła go czule w nos i ponownie schyliła się by ucałować jego usta. Złapał ją zwinnie w pasie i przewrócił na łóżko. Krzyknęła, lecz gdy przygniótł ją swoim ciałem i zachłannie wpijał się w jej wargi przycichła, głaszcząc go po plecach.
- Nie, Liam, ja już nie mam siły…- Jęknęła czując jak jego dłonie przesuwają się po jej brzuchu, piersiach i udach. Nagle drwi do pokoju w którym się znajdowali otworzyły się z hukiem.
- Liam, popaprany leniu! Wstawaj!- Młoda blondynka stała w progu z założonymi na biodrach rękami.- Dochodzi dwunasta w południe, a ty ciągle leżysz w… o kurwa…- Mina Stephanie zrzedła niemal momentalnie. Otworzyła szeroko usta i wskazała palcem na przygniataną przez bruneta, osiemnastolatkę.
- Co ona tu robi?- Zapytała drżącym głosem.
- Leży, oślepłaś ?- Warknął nieprzyjemnie chłopak. Dziewczyna, leżąca na łóżku zepchnęła z siebie ciemnowłosego i owijając się ciaśniej kołdrą, złapała sukienkę wraz z bielizną i ruszyła w stronę łazienki. Gdy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała szepty rozmawiających za ścianą tytanów.
- Czy mi się wydaje czy ona była naga?- Odezwała się Stephanie.
- Nie wydaje ci się. Była.
- Jezu… Liam, nie chcesz chyba powiedzieć, że przeleciałeś ją w tym domu?!- Jęknęła wzburzona.
- Owszem. W tym domu, na tym łóżku i na tej podłodze.- Brunetka, uśmiechnęła się słysząc te słowa i powoli zaczęła zakładać bieliznę.
- A dowiedziałeś się czegoś ciekawego ?- Już miała naciskać na klamkę i wychodzić, lecz intuicja kazała jej posłuchać co wydarzy się dalej.
- Że gada przez sen.
- Nie o to mi chodzi idioto! Czy wyciągnąłeś z niej informacje na temat Lykanów.
- Co ?- Brunetka szepnęła sama do siebie
- Nie było okazji… Zrobię to następny razem.- Drzwi od łazienki otworzyły się z impetem. Ciemnowłosa piękność z kamiennym wyrazem twarzy podeszła do łóżka na którym wylegiwał się brunet.
- Daj mi moje pieniądze.- Warknęła przez zaciśnięte zęby. Chłopak westchnął i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Zapłaciłeś jej ?!- Krzyknęła blondynka i złapała się za głowę z niedowierzaniem.
- Louise to nie jest tak…
- Nie nazywaj mnie tak!- Krzyknęła na niego, a łzy same wypłynęły spod jej zaciśniętych powiek.- Chcę po prostu swoje pieniądze.- Szepnęła i zwiesiła głowę. Chłopak wstał i próbował objąć dziewczynę, lecz ona odepchnęła go i ciasno objęła się własnymi ramionami. Nigdy nie czuła się tak wykorzystana. Liam potraktował ją jak przedmiot. Jak przedmiot który po spędzonej przyjemnie nocy wyśpiewa wszystko na czym będzie mu tylko zależeć. Otarła łzy, a gdy ten wręczył jej kopertę wyrwała mu ją z ręki.
- Przelicz. Powinno być równo czterdzieści pięć.- Szepnął przyglądając się wściekłej i jednocześnie bezgranicznie smutnej dziewczynie.
- Umawialiśmy się na czterdzieści.- Zaczęła przyglądać się zawartości koperty. Chłopak przemilczał jej uwagę.
- Proszę, nie odbieraj tego w ten sposób…- Położył dłoń na jej policzku. Brunetka spojrzała na niego pełnymi boleści oczyma. Pochylił się by złożyć na jej ustach pocałunek, lecz zamiast miękkości jej warg, poczuł jak wymierza mu silny prawy sierpowy.
- Nie dotykaj mnie jeśli chcesz być w jednym kawałku.- Warknęła gdy chłopak zawył z bólu i złapał się za krwawiący nos.
- Cholera jasna! Złamałaś mi nos !- Krzyknął zginając się w pół, lecz dziewczyna nie słyszała już jego uwagi. Biegła przed siebie korytarzem. W mgnieniu oka pokonała schody, a gdy znalazła się tuż przed wyjściem zatrzymał ją miły głos, starszego człowieka.
- Panienko Valliére ! Dokąd się tak panience śpieszy ?- Zapytał uprzejmie.- Nie zechciała by panienka zostać na obiedzie? Panicz Liam na pewno by się ucieszył.- Zacisnęła dłonie w pięści słysząc jego imię.
- Myślę, że Liam ma teraz ważniejsze sprawy niż jedzenie obiadu w moim towarzystwie.- Syknęła.- Żegnaj Enrico.- Szepnęła już milej i obróciwszy się na pięcie ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się na progu i westchnęła.- Przepraszam.
- Za co panienka przeprasza ?- Zdziwił się kamerdyner.
- Czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?- Zapytała pomijając jego wcześniejsze pytanie.
- Ależ naturalnie.- Uśmiechną się szeroko. Podała mu kopertę i odwzajemniła uśmiech.
- Możesz oddać to Liamowi, gdy dojdzie już do siebie?- Zapytała uprzejmie.
- Oczywiście, ale…- Nie dokończył. Wiedział, że nie jego sprawą jest mieszanie się w życie tych dwojga ludzi.- A czy ja mógłbym zadać panience jedno pytanie?
- Naturalnie, że tak.- Uśmiechnęła się szeroko.- Zamieniam się w słuch.
- Jesteś Lykanką, prawda?- Mina brunetki zrzedła momentalnie. Objęła się ciaśniej ramionami i spojrzała ze strachem na starszego Tytana.- Tak myślałem… Jesteś za niska jak na Tytanidę, a na dodatek twoje oczy… Nie przejmuj się, nikt się ode mnie nie dowie, nawet Liam.
- On wie.- Zerknęła na swoją dłoń, na której znajdował się pierścień który od niego dostała. Zdjęła go z palca i podała kamerdynerowi.- To też może mu pan oddać.- Westchnęła i ponownie ruszyła w stronę wielkich, mosiężnych drzwi.- Żegnaj Enrico.- Krzyknęła, nawet nie odwracając głowy w stronę siwego mężczyzny.
- Możesz już wyjść Margo.- Zarekomendował starzec. Grubiutka pokojówka wyłoniła się zza potężnego drewnianego filaru i z poważną miną stanęła obok kamerdynera.
- A więc jednak.- Zaczęła.
- Isotta miała rację.- Uciął siwiejący mężczyzna i wrócił do odkurzania starych obrazów.
- Co z tym zrobimy?
- Nic. Dajmy szansę tym młodym ludziom. Może nie wyjdzie nam to na złe…
***
Półtorej godziny później, zapłakana i zmęczona dziewczyna wysiadała z taksówki przy Winter ST. Niechętnie zapłaciła kierowcy trzydzieści pięć dolarów i jak cień snuła się w stronę swojego domu. Gdy otworzyła z klucza drzwi, do jej nosa dotarł nieprzyjemny zapach zepsutego jedzenia i niewyrzuconych śmieci. Skrzywiła się, sięgając pod zlew aby pozbyć się cuchnących odpadów.
- Fuj.- Jęknęła zatykając nos. Kilka minut później dokładnie myła dłonie pod bieżącą wodą. Rozejrzała się dookoła i westchnęła. Nie było jej w domu od czterech dni, na wszystkich meblach zbierała się gruba warstwa kurzu, a po podłodze walały się okruszki sprzed tygodnia. Zrezygnowana powlekła się do małego pomieszczenia w głębi domu. Szybko uwinęła się z szukaniem środków czystości i sięgnęła po odkurzacz.
Wieczorem dom lśnił czystością, a młoda brunetka zalegała z kubkiem gorącej czekolady, na kanapie przed telewizorem. Z zażenowaniem patrzyła w ekran, na którym wyświetlany był film którego głównym motywem była miłość głównych bohaterów.
- Nie wierz mu.- Rzuciła, gdy mężczyzna grający rolę przystojnego detektywa Johna, chwytał za dłonie przestraszoną, kruchą blondynkę której imię brzmiało Anna.- Ten debil tylko cię przeleci i zostawi.- Krzyknęła gdy kobieta na ekranie rzuciła się w ramiona mężczyzny.- Co za dno.- Sięgnęła po pilota i zmieniła kanał.
-„Super oferta w sklepie ‘Robby & Sue’ ! Tylko do dwunastego grudnia artykuły spożywcze dwadzieścia procent taniej!”
- Ta informacja odmieniła moje życie…- Prychnęła gdy skończyła się reklama sklepu spożywczego z rogu Madison i Forbes ST. Zaburczało jej w brzuchu. Złapała się za niego i przeklęła cicho. Lodówka była zupełnie pusta, tak samo jak portfel Soul.
- Muszę znaleźć sobie pracę…- Jęknęła ponownie zmieniając kanał.
- To dobrze się składa bo ja szukam pracowników.- Usłyszała w progu damski głos w progu. Przewróciła oczami i po raz kolejny przycisnęła guzik na pilocie.
- Nie interesuje mnie „rodzinny biznes”, Scarlett.- Ułożyła się na kanapie, kładąc nogi na oparciu, a gdy jej głowa bezwładnie zwisała w dół, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.- Co tam słychać?
- Gdzie byłaś przez te cztery dni?- Kobieta podeszła do kanapy zakładając ręce na piersi.
- Daj spokój, nie muszę ci się chyba…
- Owszem, musisz.- Złapała jej nogi w kostkach i wygięła pod dziwnym kątem. Leżąca na kanapie dziewczyna, wyprostowała się gwałtownie i syknęła z bólu.
- Popierdoliło cię do reszty ?!- Wrzasnęła wyrywając się i zeskakując z mebla. Wściekła siedziała na podłodze, rozmasowując poturbowane nogi.
- Mnie? Nie było cię nigdzie przez cztery dni ! Odchodziłam od zmysłów.
- Mam prawo mieć swoje życie.
- Ale są granice.- Wysoka brunetka zgromiła spojrzeniem siedzącą na podłodze dziewczynę.- Czuję jego perfumy.- Skwitowała krótko.- Byłaś z nim?
- Idę spać. Trafisz do wyjścia.-Podnosząc się, machnęła dziewczynie dłonią na odchodne i powoli ruszyła ku drewnianym schodom. Nagle postać smukłej brunetki, pojawiła się przed nią niespodziewanie szybko. Kobieta złapała osiemnastolatkę za gardło i przycisnęła ją do sosnowej ściany.
- Nie lekceważ mnie, Soul.- Syknęła przez zaciśnięte zęby.
- I vice versa.- Odepchnąwszy sztywne dłonie starszej przyjaciółki, zgromiła ją wściekłym spojrzeniem i w mgnieniu oka znalazła się za drzwiami swego pokoju.
***
Kolejny dzień okazał się być taki jak każdy inny. Poniedziałkowy poranek podczas którego wszyscy nastolatkowie świata chodzący do szkoły, zachodzą w głowę jak ktoś mógł być na tyle głupim, żeby otworzyć pierwszą szkołę. Gdy nastoletnia Soul Coleman otworzyła zaspane oczy, przeklinała samą siebie za głupotę.
- „Hej jestem Liam, mam niezłą dupę i mnóstwo kasy z którą już sam nie wiem co zrobić, może pójdziemy do łóżka ?”- Z ironią udawała głos chłopaka, patrząc na siebie w lustrze.- „Oczywiście Liam! Pozwolę ci się przelecieć pięć razy podrząd, a potem będę miała głęboko w dupie twoje zasrane czterdzieści pięć kawałków.”- Uderzyła pięścią w ścianę, a z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy.- Jestem beznadziejna…- Załkała osuwając się bezradnie na podłogę.
- Nie, nie jesteś… I pochlebia mi, że uważasz moją dupę za „niezłą”.- Usłyszała drwiący głos dochodzący z głębi swojego pokoju. Zerwała się z zimnych kafelków i łapiąc pierwszą lepszą rzecz, która wpadła jej pod ręce, wbiegła do pomieszczenia. Przy oknie stał, lekko uśmiechnięty, wysoki brunet. Patrzył głęboko w oczy stojącej przed nim, owiniętej jedynie w szlafrok, dziewczyny.
- Wynoś się stąd!- Krzyknęła rzucając w niego szczotką do włosów. W ostatniej chwili osiemnastolatkowi udało uchylić się przed „narzędziem zbrodni”, które zamiast roztrzaskać jego głowę, zrobiło spore wgłębienie w drewnianej szafie.
- Uspokój się Louise.- Złapał dziewczynę za nadgarstki i przytrzymał gdy zaczęła się mocniej szarpać.
- Wynoś się!- Krzyknęła przez łzy, wyrywając dłonie z jego uścisku.- Nie chcę cię znać…- Szepnęła.
- Nie płacz…- Otarł słone krople spływające po jej policzkach. Zadrżała na tak czuły gest z jego strony.
- Nie dotykaj mnie.- Odepchnęła się od niego i opadła zmęczona na łóżko.- Czemu to zrobiłeś ?- Zapytała, a on milczał. Przeczesał dłonią czarne jak noc włosy i ze smutkiem w srebrnych oczach przyglądał się jej załamanej sylwetce.- Nie potrafisz mi teraz odpowiedzieć ?- Szydziła.
- Nie.- Szepnął krótko.
- Lubisz bawić się kosztem innych? Udało ci się. Znalazłeś łatwą i naiwną dziewczynę.- Wskazała na siebie i zaśmiała się przez łzy.- Nie pomyślałeś, że twoja „zabawka” to morderca i zdrajca który od dwunastu lat nie miał styczności z innymi Lykanami.- Warknęła wściekle i zerwała się z materaca. W kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość i stanęła z wysokim brunetem, twarzą w twarz.
- Nie postrzegam cię w tych kategoriach.- Szepnął wytrzymując jej spojrzenie.
- No jasne… Liczyła się jeszcze moja dupa i cycki.- Zaszydziła popychając go na biurko.- Może warto odwiedzić Scarlett albo Beth ? Z nich miał byś więcej pożytku.- Gdy chłopak odwrócił wzrok nic nie mówiąc, pokręciła głową z niedowierzaniem. Cofnęła się kilka kroków z szeroko otwartymi oczyma, w myślach analizując wczorajszą rozmowę ze Scarlett.- Ty łajzo…- Szepnęła.
- Powinienem już iść…- Szepnął brunet, lecz nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch do biurka dociskała go rozwścieczona ciemnowłosa dziewczyna.
- Zaliczyłeś ją?!- Krzyknęła wymierzając mu siarczysty policzek.
- To nie tak.- Złapał się za bolące miejsce.
- Masz mnie za głupią czy niedorozwiniętą ?- Zapytała ze złością.- Kiedy? Kiedy to zrobiłeś ?
- Louise to nie…- Zacisnął usta w wąską linię gdy jej zaciśnięta w pięść dłoń uderzyła go prosto w lewy policzek. Złapał ją za ramiona i przewrócił na drewnianą podłogę. Własnym ciężarem przytrzymywał nieruchomo, a ona nawet nie próbowała się szarpać. Jedynie wpatrywała się w niego wielkimi z przerażenia oczyma.
- Uspokój się…- Szepnął jej czule do ucha.- Nie potrafię wytłumaczyć ci się ze wszystkiego, ale chcę żebyś wiedziała, że…- Przymknął oczy i odetchną głęboko.- …Że nigdy nie myślałem o tobie jak o źródle informacji. Noc którą z tobą spędziłem uważam za najlepsze co przytrafiło mi się w życiu i…- Spojrzał w jej chłodne oczy z miłością i odgarnął kosmyk jej ciemnych włosów z bladego policzka.
- Jest tak jak w tedy…- Szepnęła.
- „W tedy”?
- W lesie… Gdy chciałeś mi coś powiedzieć.- Westchnęła i przymknęła oczy.- Liam… Czy ty… Czy widziałeś co on mi w tedy zrobił?- W odpowiedzi uzyskała jedynie ciszę. Kiwnęła ze smutkiem głową i przygryzła wargę.- Tyle mi wystarczy.
- Louise…
- Soul. Od dziś jestem już tylko Soul.- Zepchnęła go z siebie i wstała.- Możesz już iść.- Rzuciła przez ramię, łapiąc za klamkę drzwi od łazienki. Przystanęła w progu, słysząc jak chłopak wychodzi.
- Kocham cię, Soul…- Szepnął myśląc, że trzask drewna uderzającego o futrynę, zagłuszy jego wyznanie.
- Ja ciebie też…- Uśmiechnęła się sama do siebie, wchodząc pod prysznic. Całe serce nagle zostało zalane ciepłem. Ciepłem którego od lat nie czuła od nikogo. Wiedziała, że jest ktoś dla kogo warto żyć, ktoś dla kogo warto podjąć walkę z całym światem.
 Dobra dziś, krótko, zwięźle i na temat. Rozdział krótki- wiem, ale nie miałam czasu. Choroba mnie rozwala, mam chyba coś z zatokami, w środę i piątek mam egzaminy z anielskiego i woda w kiblu wie więcej ode mnie, a na dodatek za dwa tyg. jadę na obóz i nie mam przygotowane nic. NOTHING! Muszę się szybko ogarnąć :p A tak przy okazji skoro już wspomniałam o wyjeździe... Nie będę nic wstawiać od  30 do 7 i nie wiem czy pierwszy lipcowy post nie pojawi się dopiero 14 :< To tyle na dziś <3 Do zobaczenia mordki :* !

PS: Wszyscy jednogłośnie stwierdziliście, że +18 było znośne :p Bardzo wam dziękuję za głosy (chodź były tylko 3 xD), wasze zdanie wiele dla mnie znaczy *łezka w oku* :D
PSS: DOBILIŚMY DO 2000 wejść!@##$@$!@$#%%^@$%^$~! *o* KOCHAM WAS ! *o* O.O *o* :p
PSSS: Mam dla was niespodziankę :D Już piszę kontynuację tego opowiadania. Będzie trochę... inna :P Ale togo dowiecie się za jakiś dłuższy czas, na pewno grubo po wakacjach :D Chyba, że będę wstawiać rozdziały w zastraszającym tempie :p
PSSSS: Hahahahaha ile "PS'ów" xd Przepraszam, że tytuł taki... "z dupy" ale nie miałam pomysłu :p

wtorek, 4 czerwca 2013

13. Karminowe usta Soul



Obudziła się w wyjątkowo dobrym nastroju. Już z samego rana miała ochotę na mocną kawę i
słodkiego, francuskiego rogalika. Ziewnęła przeciągle i rozprostowała kości z beztroskim westchnięciem, opadła leniwie na poduszki. Patrząc w sufit zastanawiała się co zrobi mając w kieszeni dwadzieścia tysięcy amerykańskich dolarów. Wiedziała, że sprzedała swoje ciało na jedną noc, ale doskonale znała „kupującego” i nie widziała w tym problemu.
Zjem za darmo, napiję się, a potem grzecznie pójdę spać.- Myślała uśmiechając się beztrosko.
-Boże, dwadzieścia kawałków za nic ! Jestem genialna.- Zaśmiała się wyciągając ręce ku niebu.
- Oj jesteś, jesteś. Coraz częściej zastanawiam się czemu nie opłacam cię co wieczór.- Odezwał się młody mężczyzna oparty o drzwi pokoju. Spojrzała w jego stronę z szerokim uśmiechem, a gdy zobaczyła, że w dłoniach trzyma tacę zastawioną pożywnym jedzeniem, krzyknęła rozradowana:
- Śniadanie !- Oczy zabłysły jej jak gwiazdy. Przyklasnęła i szybko usiadła na łóżku, układając poduszki wygodnie pod plecami.
- Prosto z kuchni, madame…- Rzucił z kiepskim francuskim akcentem i postawił tackę na jej kolanach. Dziewczyna w mgnieniu oka wgryzła się w idealnie wypieczonego rogalika i westchnęła z rozkoszą.
- O tym marzyłam.
- Czy dostanę coś ekstra za spełnienie twoich porannych pragnień.- Zapytał roześmiany, kładąc się obok niej na łóżku.
- Kopa w tyłek, jeśli już tak bardzo chcesz.- Pokazała mu język i złapała łyk kawy.- Jestem  w niebie.- Westchnęła i powoli dokończyła śniadanie.
- Do nieba ciągle ci daleko.- Cmoknął ją w policzek i wstał z łóżka nim zdążyła przyłożyć mu za zuchwałość.- Ale mogę ci je przybliżyć.- Uśmiechnął się tajemniczo i podszedł do wielkiej szafy. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej spore, beżowe pudełko.- Myślę, że będzie pasować.- Puścił jej perskie oczko i położył pakunek w nogach łóżka, pośpiesznie opuszczając pokój.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, jak oszalała wyskoczyła spod pierzyny i złapała pudełeczko. Szybko uchyliła wieko i zajrzała do środka, a to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
***
- Liam, jest cudowna !- Pisnęła zachwycona prezentem. Stała przed olbrzymim lustrem oglądając idealnie dolegającą, sięgającą tuż przed kolano, rozkloszowaną sukienkę w stylu Audrey Hepburn, z rękawem 3/4. (Nie wiem czy będziecie wiedzieć oco mi tu chodziło, więc dorzucam zdjęcie :D) Z tyłu suknia wcięta była w literę „V” przez co można było podziwiać jej idealnie wyrzeźbione plecy w ich całej okazałości. Rozradowana objęła chłopaka za szyję i stanęła na palcach by złożyć na jego pełnych, kuszących ustach, krótki pocałunek. Brunet uśmiechnął się szeroko, obejmując ją w talii i przyciągając do siebie bliżej.
- Wyglądasz przepięknie.- Pocałował ją ponownie. Powoli, delikatnie. Gdy uchyliła wargi, wsunął między nie swój język, który niemal natychmiast splótł z jej. Wplątał jedną dłoń w jej piękne, długie, lekko zwichrzone czarne włosy i nie odrywając ust spijał wszystko co najlepsze. Mógłby całować ją tak całą wieczność, lecz ona ciągle trzymała chłodny dystans.
Odczepiła się od niego i uśmiechnęła  z lekkim zażenowaniem. Widział jak na jej policzki występują, purpurowe rumieńce, które tak uwielbiał. Czerwieniła się bardzo często, a przynajmniej w jego towarzystwie robiła to notorycznie. Zdążył się już przyzwyczaić, więc gdyby nagle ich zabrakło, czuł by się co najmniej dziwnie.
- Muszę skoczyć do domu po buty.- Szybko ucięła jego rozmyślania swym pięknym, gładkim głosem.
- Nie, nie musisz…- Wymruczał w jej szyję i obrócili się razem ku wielkiej garderobie. Podniósł ją na ręce, a gdy zdziwiona nie zorientowała się jeszcze o co chodzi. Ruszył ku ogromnym, zamykanym drzwiom.
- O nie, nie, nie… Ja tam z tobą sama nie wejdę!- Krzyknęła łapiąc się progów i  nie dając wciągnąć się do środka garderoby. Oboje roześmiani dawali pokazy swej siły zapierając się w drzwiach. W końcu odpuścił i postawił ją na ziemi. Uśmiechnęła się triumfalnie i podparła o boki.
- Dobra, wygrałaś.- Jęknął opierając dłonie o kolana i sapnął ze zmęczeniem. Zaśmiała się poklepując go po plecach i weszła do olbrzymiej garderoby.
- Ile tu ciuchówwwww~!- Pisnęła przeciągając sylabę i rzuciła się w stronę półek z obuwiem. Nigdy nie widział, żeby komuś aż taką przyjemność sprawiało przymierzanie zwykłych butów. Dziewczyna niemal skakała z radości gdy udało się jej wypatrzeć dwunastocentymetrowe szpilki na platformie. W sumie nie wyróżniały się niczym szczególnym. Krwisto czerwona podeszwa, zaokrąglone, zakryte czuby i czarny zamsz pokrywający cały but.
Wsunęła w nie swoje drobniutkie stopy i z szerokim uśmiechem podeszła w jego stronę. Byli teraz niemal jednakowego wzrostu, z jego kilkucentymetrową przewagą. Pomimo, że dziewczyna do najniższych nie należała, on jako Tytan był naprawdę wysoki. Liczył dobre metr dziewięćdziesiąt pięć.
- Na którą mam być gotowa?- Zapytała. Chłopak wyciągnął z kieszeni białą kopertę, otworzył ją i wysunął blado błękitny kawałek papieru.
- Do Heleny jest około godziny drogi, kolacja rozpoczyna się po osiemnastej… Myślę, że jeżeli wyjedziemy koło siedemnastej będziemy kulturalnie, spóźnieni.- Uśmiechnął się szeroko i ucałował ją w czubek nosa.- Masz jeszcze sześć godzin.- Westchnęła i ruszyła w kierunku łazienki.
***
- Soul teraz to naprawdę się spóźnimy!- Krzyknął uderzając pięścią w drzwi łazienki.
- Daj mi dziesięć minut!
- Masz dwadzieścia sekund.- Słyszał jedynie ciche przekleństwa rzucane w swoją stronę i dźwięk przewracających się na szafce kosmetyków. Cicho uchylił drzwi i wśliznął się do środka, lecz to co zobaczył, zbiło go z nóg.

- Czy tu przeszło tornado ?!- Złapał się za głowę i rozejrzał po zagraconym pomieszczeniu. Dziewczyna dokończyła malować rzęsy i odwróciła się w jego stronę z szerokim uśmiechem. - I jak wyglądam?- Przez dłuższą chwilę Liam zbierał z podłogi szczękę, która opadła mu na widok pięknej kobiety, stojącej tuż przed nim, przez co zupełnie zapomniał o bałaganie.- Zamknij buzię… Ślinisz się.- Zaśmiała się podchodząc do półki na której stały perfumy. Ich kuszący zapach osiadł na jej idealnym ciele i rozproszył się po całej łazience. Ostatni raz zerknęła w lustro. Widziała w nim piękną, szczupłą kobietę ubraną w sukienkę w stylu Audrey Hepburn której długie czarne jak noc włosy swobodnie opadały falami na lewe ramię. Zbłąka
ne kosmyki, wysuwające się z pieczołowicie ułożonej na prawy bok, fryzury, okalały jej idealną, pociągłą twarz z tejże strony, co dodawało jej wdzięku i subtelności. Karminowa szminka czyniła usta jeszcze pełniejszymi i kuszącymi, a duże, ozdobione odpowiednim przydymionym makijażem i długimi, gęstymi rzęsami, oczy przyciągały każdego na kogo spojrzała ich właścicielka. Dziś nie zakładała soczewek. Lewe oko spoglądało na ludzi lodowatym błękitem, a prawe niczym szkło podczas zachodu słońca, mieniło się odcieniami złota.
- Jesteś…- Zająknął się podchodząc do dziewczyny od tyłu. Objął ją w pasie i ucałował linię żuchwy. Przymknęła oczy mrucząc z zadowoleniem. Łakomie przesuwał dłońmi wzdłuż jej idealnego ciała, dopóki ponownie nie poczuł jej chłodnego zdystansowania.
- Płacisz mi dopiero od osiemnastej. Zachowaj parę na później.- Szepnęła mu słodkim głosem do ucha i wyszła z dusznej łazienki. Chłopak odchrząknął znacząco i poprawił blado błękitną koszulę którą  miał na sobie.
***
Gdy samochód zatrzymał się przed ogromnym wiktoriańskim pałacem, Soul z niedowierzaniem wyjrzała przez okno.
- Ty… Ty tu mieszkałeś?- Zająknęła się. Drzwi od jej strony szybko otworzył ubrany w wystawny smoking, szofer. Podał jej dłoń. Chwyciła ją delikatnie i wysiadła z samochodu, stawiając szpilki na wysypanym, białym tłuczniem podjeździe. Podziękowała uprzejmie mężczyźnie i z gracją podeszła do Liama.- Rozpoznają mnie, Liam.- Szepnęła mu do ucha. Chłopak zmarszczył brwi i złapał ją za nadgarstek.- Ej poczekaj !- Krzyknęła gdy pociągnął ją w stronę różanych krzewów.
- Załóż to.- Wyciągnął z kieszeni pudełeczko z małym, ozdobnym pierścionkiem.
- Mam udawać twoją narzeczoną? To kosztuje jeszcze kilkadziesiąt dolarów ekstra.- Prychnęła gdy wsunął na jej szczupłe palce, srebrny pierścień.
- Poczekam jeszcze z oświadczynami. A tak poważnie, ten pierścionek nosiła moja praprababka. Była człowiekiem, a jej mąż nie chciał by straciła swoją ludzkość i stała się bestią.- Zacisną usta w wąską linię i chwycił dziewczynę za dłoń, przyglądając się srebrnemu cudeńku.- Gdy chciał oszukać rodzinę, że wiąże się z pełnoprawną Tytanidą, nakazał wykuć ten pierścionek, podobno w oczach innych stajesz się kimś bardziej im bliskim.- Uśmiechnął się gładząc ją delikatnie po policzku. Kiwnęła głową zaciskając dłonie w pięści.
- Liam…- Zaczęła.
- Hmmm?- Mruknął wygładzając lekko pomiętą koszulę.
- Czy twoi rodzice naprawdę mieszkają w tym…
- Tak, mieszkają w tym „pałacu” na co dzień.- Zaśmiał się urywając jej wypowiedź. Spletli razem dłonie i ruszyli ku głównemu wejściu.
- Cóż… Mogłam wyciągnąć od ciebie znacznie więcej za tę noc.- Uśmiechnęła się chytrze i cmoknęła go w policzek.

Wchodząc do wielkiego holu otworzyła z wrażenia usta. Sufity zawieszone były wysoko ponad ich głowami, a ze sklepień zwisały ogromne kryształowe żyrandole, wszystkie rozświetlały dość ponure wnętrze. Bordowe ściany z prostym wzorem obudowane były filarami z ciemnego, egzotycznego drewna, z tego samego z którego zrobiona została błyszcząca klepka. Wszędzie wisiały obrazy w złotych, ciężkich ramach. Przedstawiały nieznanych jej ludzi, ubranych w średniowieczne i nowożytne, bogate stroje. Idąc prosto korytarzem, należało przejść przez mocne, pięknie rzeźbione drzwi, niedaleko których stała mała wiktoriańska komoda i kilka foteli. Skręcając w prawo natrafiało się na potężne drewniane schody z ręcznie rzeźbionymi po wywijanymi balustradami, które wręcz zapraszały gości na górę. Gdy dziewczyna podeszła do nich, w całym pomieszczeniu rozległo się echo stukotu jej szpilek.
- Wow…- Szepnęła i wskoczyła na pierwszy schodek.
- Robi wrażenie, prawda?- Poczuła jak jego sprawne dłonie oplatają ją w pasie i unoszą do góry. Pisnęła cicho gdy zakręcił się z nią dookoła.- Już po osiemnastej, możesz zacząć swoją grę.- Uśmiechnęła się
szeroko i ujęła jego twarz w dłonie. Zetknęli swe usta w delikatnym, czułym pocałunku. Obejmował ją mocno w talii, a ona przytrzymywała jego głowę. Czuł miękkość jej warg i zapach pociągających go perfum. Zapewne za chwilę wziął by ją na ręce i zaniósł na piętro- do sypialni, w końcu przez cały wieczór miała być tylko jego, lecz słodką chwilę przerwało im donośne chrząknięcie zza pleców. Oderwali się od siebie jak oparzeni, ona roztarła karminową szminkę równomiernie na pełnych, kuszących ustach, a on otarł wierzchem dłoni jej resztki, które wyglądały w tej chwili nieco niestosownie. Uśmiechnęli się do siebie z zażenowaniem, gdy zobaczyli kto przerwał im tę intymną chwilę.
Starszy, posiwiały, a nawet lekko łysiejący na bokach, mężczyzna wlepiał w nich rozradowane spojrzenie. Ubrany był w bardzo gustowny smoking, który podkreślał jego silnie zarysowane, pomimo wieku, muskuły. Otworzywszy ramiona uśmiechnął się szeroko i podszedł do nich szybkim krokiem.
- Panicz Liam!- Odezwał się przyjemnym dla ucha głosem. Czarnowłosa dziewczyna cofnęła się o krok, widząc jak mężczyźni padają sobie w ramiona.
- Enrico !- Zakrzyknął ciemnowłosy i poklepał „dziadziusia” po plecach, uśmiechając się ciepło.- Jesteśmy bardzo spóźnieni ?- Zapytał ze skruchą.
- Nie bardziej niż twoja siostra…
- …Jak zawsze.- Odpowiedzieli razem niemalże chórem. Dziewczyna dotychczas stojąca z boku zaśmiała się cicho, przez co posiwiały staruszek zerknął na nią z zaciekawieniem.
- Witam panienkę w domu państwa Váradi.- Ukłonił się nisko i ujął jej dłoń, by następnie ją ucałować.- Nazywam się Enrico Morricone.
- Louise Françoise de La Blanc.- Przedstawiła się i dygnęłam lekko. Mężczyzna zmarszczył brwi i wypuści jej rękę.
-  De La Blanc… Skądś znam to nazwisko.- Szepnął cicho, a po chwili ponownie uśmiechnął się szeroko i wskazał dłonią na drewniane, ciemne drzwi.- Zapraszam na kolację.- Młodzi ludzie spletli razem dłonie i ruszyli we wskazanym kierunku.

Gdy przekroczyli próg, do ich uszu dobiegły dźwięki klasycznej muzyki, charakterystycznej dla epoki wiktoriańskiej. Rozejrzałam się dookoła i zaniemówiłam, po raz drugi dzisiejszej nocy. Sala do której weszli była ogromna! Piękne kilkunastometrowe okna sięgające od samego sufitu, po podłogę osłonięte były, na oko ciężkimi bordowymi zasłonami. Ściany tak jak w poprzednim pomieszczeniu pokrywał ten sam kolor i te same wzory, nawet drewniane okucia były identyczne. Stali na piętrze, od którego na boki rozchodziły się długie balkony, podtrzymywane drewnianymi filarami o które poopierani byli elegancko ubrani ludzie. Kobiety w długich wieczorowych sukniach lśniły, na parkiecie oświetlanym przez kryształowe żyrandole, niczym gwiazdy na nocnym niebie, a mężczyźni w czarnych garniturach i smokingach eskortowali je podczas tańca. Pary poruszały się z gracją i wdziękiem, jakby nie robiły nic innego od setek tysięcy lat. Pierwszy raz poczuła się jak księżniczka na wielkim, średniowiecznym zamku.
- Chyba mam trochę nieodpowiednią sukienkę.- Szepnęłam do ucha stojącego obok mnie chłopaka.
- Mnie się podobasz.- Ucałował ją w policzek i podał ramie. Ujęła je z uśmiechem i ruszyła ku ogromnym schodom. Nagle poczuła szarpnięcie. Liam stał w miejscu.
- Coś się stało?- Zapytała kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu przedstawiłaś się jako Louise… Soul ? Sam nie wiem jak cię nazywać.- Przeczesał dłonią włosy.
- Dziś wyjątkowo zmieniam się dla ciebie w Louise.- Uśmiechnęła się szeroko i objęła go w pasie.- Brzmi bardziej szlachecko.- Zaśmiała się i przygryzła płatek jego ucha. Przymknął oczy i westchnął gdy poczuł jej delikatne dłonie na plecach. Ponownie usłyszeli znaczące chrząknięcie.
- Czy wy wszyscy macie chore gardła ?!- Warknęła nieprzyjemnie odwracając się w stronę denerwującego głosu. Jej oczy otworzyły się szeroko, a nogi same cofnęły się za ciemnowłosego chłopaka.
- Przeszkadzam?- Mężczyzna w białej masce, która zasłaniała połowę twarzy, stał przed nimi ubrany w czarną pelerynę. Przed oczami stanęła jej wczorajsza scena w lesie.
- Skądże. Witaj Nathanielu.- Liam wyprostował się i złapał brunetkę za rękę.
- Twoja matka zaczyna się denerwować.
- Już idziemy. Dziękuję za upomnienie.- Uśmiechnął się uprzejmie i pociągnął dziewczynę za sobą. Ruszyła krok do przodu gdy drogę zastąpił jej wysoki brunet. Złapał ją za ramiona i popchnął do tyłu, przez co ręce młodych ludzi rozłączyły się. Czarnowłosa zachwiała się do tyłu i z głuchym jękiem uderzyła plecami w drewniany filar.
- Miejsce dla służby jest w piwnicach.- Warknął ukazując rząd białych zębów. Jego oczy zaszły mgłą i zaświeciły ja żarówki, a żyły znajdujące się pod skórą obok nich stały się czarne i nader widoczne.
- Więc czemu jeszcze cię tam nie ma ?- Dziewczyna wydała z siebie gardłowy warkot i skulona, zjeżyła się jak kot.
- Nathanielu, cofnij się inaczej będę zmuszony wskazać ci drogę do wyjścia.- Poczuła się odrobinę pewniej i ominęła rozwścieczonego mężczyznę szerokim łukiem.- Louise, uspokój się.- Objął ją w talii i nie oglądając się na bruneta, razem ruszyli w dół schodami.
***
(Polecam włączyć sobie piosenkę Nightwish- „Sleeping Sun”, robi klimacik- przynajmniej według mnie xd)
Przeciskali się między tańczącymi parami, czasem obracając się w rytm muzyki. Śmieli się i żartowali. Widać było, że dziewczyna czuła się z nim bezpieczna. Czasem znikali na chwilę w tłumie by na nowo pojawić się, nigdy osobno-zawsze razem. Gołym okiem można było dostrzec jak on burzy mury którymi ona broni się przed światem zewnętrznym. Coś zaczynało się między tą dwójką dziać i bynajmniej nie wpływała na to ciepła atmosfera którą wszyscy budowali.
Bardzo wysoka, piękna brunetka wyglądająca na około dwadzieścia kilka lat, wzdychała przeciągając się ze znudzeniem w pozycji półsiedzącej-półleżącej na pozłacanym szezlongu w stylu wiktoriańskim. Jako jedyna nie miała na sobie typowo „balowej” sukni. Ubrana w dopasowaną w talii sukienkę o kwiecistych wzorach i bufkach na rękawach, ciągle tylko głaskała przerzuconą przez prawe ramię czarną, futrzastą etolę. Jej włosy, idealnie upięte w gładki pin up, ozdabiała czarna chusta która  Urody dodawała jej nie tylko nieziemska kreacja, ale również perfekcyjnie przygotowany makijaż. Krwistoczerwona szminka o lekkim odcieniu bordo w połączeniu z mlecznobiałą skórą i przydymionym spojrzeniem spod gęstych, czarnych rzęs nadawała jej wygląd co najmniej niebezpieczny. Do tego szpiczaste brwi, które co chwilę unosiła marszcząc przy tym z niezadowoleniem nos, gdy tylko oceniała przechodzących obok niej ludzi.
utrzymywała je w świetnym stanie nawet bez użycia ton lakieru do włosów. Największą uwagę przykuwało jej czoło, na którym ułożona była zawinięta w „różyczkę” grzywka, spoczywająca spokojnie na prawym boku. Kobieta wyglądała jak wyjęta z czasów vintage.
- Gdzie, do jasnej cholery, podziewa się mój syn ?!- Warknęła zrywając się z szezlonga. Złapała za płaski kieliszek, wypełniony po brzegi jej ulubionym Martini. Stojące za nią pokojówki spojrzały na siebie znacząco i skrzywione zaczęły zabawiać swoją rozkapryszoną panią.
- Daj spokój Margo ! Nie będę rozmawiała z tymi dziwakami! W tej chwili chcę się zobaczyć z synem.- Tupnęła nogą tak zamaszyście, że z trzymanego przez nią kieliszka uciekło kilka kropel alkoholu. Pokojówka, zwana Margo, posłusznie skinęła głową i usunęła się w cień, a zirytowana kobieta na raz wychyliła cały trunek i odstawiła szkło na stoliczek. Odwracając się przodem do gości jej wzrok spoczął na pięknej czarnowłosej dziewczynie. Miała zapewne niewiele ponad osiemnaście lat. Śliczny, szczery uśmiech ozdabiał jej pociągłą buzię, a sukienka uwydatniała wszystko co najlepsze- długie do samego nieba nogi i zgrabną, pełną sylwetkę. Obracała się zupełnie nie w takt granego właśnie przez orkiestrę walca. Razem z ubranym w błękitną koszulę chłopakiem, wpadali na tańczące dookoła pary, potrącając je lub czasem nawet przewracając. Przepraszali z powagą, a gdy stratowani przez nich ludzie odchodzili z niezadowoleniem, ci wybuchali śmiechem i wieszali się na sobie.
Kobieta skrzywiła się widząc zachowanie młodej dziewczyny, która przed chwilą obmacywała ciemnowłosego. Przytulali się w dość nieodpowiedni sposób zważywszy na tłum który ich otaczał. Jednak z daleka widać było jak bardzo opinia innych ich interesuje, a mianowicie- nic.
- Proszę Pani, a czy to przypadkiem nie Panicz Liam ? Przyprowadził nową damę… Całkiem ładna dziewczyna, wygląda na typową Amerykankę.- Szepnęła do ucha ciemnowłosej piękności, lekko zlękniona Margo. Kobieta przekrzywiła głowę i dokładnie zlustrowała nieodpowiednio zachowującą się parę stojącą tuż przed nią.
- To zdaje się mój syn…- Szepnęła jeszcze bardziej krzywiąc się i poruszając śmiesznie brwiami.- Myślałam, że nieco lepiej go wychowałam. Obłapia się na oczach tych wszystkich ludzi z jakąś pierwszą lepszą… Amerykanką.- Syknęła wściekle coraz szybciej głaszcząc, nieżywą futrzastą etolę. Chłopak czując na sobie czyjeś wrogie spojrzenie rozejrzał się wkoło i zdziwiony spostrzegł, że to właśnie jego matka obdarza go tym nieprzyjemnym gestem.
- Moja matka już nas wypatrzyła.- Szepnął do ucha piękności która zgodziła się mu dziś towarzyszyć.
- Chrzanić twoją matkę, chodźmy tańczyć !- Pocałowała go przelotnie i pociągnęła ku środkowi pakietu, jednak on stanowczo pokręcił głową.
- Jeśli teraz pójdziemy, ona obedrze mnie ze skóry.
- A to była by spora strata dla mojego portfela…- Szepnęła pod nosem i ruszyła za nim spokojnym krokiem.
Odeszli niewielki kawałek od bawiących się gości. Matka Liama stała obok pięknego wiktoriańskiego szezlonga i przyglądała się im zawistnie. Pierwsze na co dziewczyna zwróciła uwagę to jej kurczowo zaciśnięte dłonie. Trzymała je splecione na piersi, a jej postawa zdradzała wielkie niezadowolenie.
- Witaj mamo !- Krzyknął czarnowłosy rzucając się kobiecie w ramiona. Ucałował jej dwa policzki i cofnął się kilka kroków by zrównać się ze swoją partnerką.- Poznaj proszę, Louise. Spotkaliśmy się jakiś miesiąc temu.- Pchnął zaskoczoną osiemnastolatkę w stronę swej matki, która nawet nie kryjąc niezadowolenia wyciągnęła do niej sztywno dłoń. Nie spuszczała z wrogiego nastawienia, ciągle trzymając z brunetką kontakt wzrokowy. Dziewczyna nieśmiało, lecz z przyjaznym uśmiechem uścisnęła jej dłoń i uprzejmie przedstawiła się.
- Bardzo miło mi Panią poznać, nazywam się Louise Françoise de La Blanc, ma Pani przepiękny dom.
- Isotta Gianna Váradi, matka młodzieńca którego jeszcze chwilę temu tak ochoczo obmacywałaś.- Skwitowała chłodno i wyrwała dłoń z jej uścisku. Uśmiech Soul niemal natychmiast zbladł. Ponownie zaczęła budować swoje mury i osłaniać się nimi od wszystkich zgromadzonych, a szczególnie od kobiety którą miała przed sobą.
- Mamo…- Jęknął Liam obejmując smutną dziewczynę w talii. Położył głowę na jej ramieniu i uśmiechną się.- Mamo, czy wiesz może gdzie znajdziemy ojca? Chcę mu przedstawić kobietę z którą kiedyś się ożenię.- Ucałował zaróżowiony policzek Soul, nie zważając na jej lodowate spojrzenie. Znów wszystko wróciło do normy. Powróciła jej chłodna obojętność i nienawiść do wszystkich dookoła. Isotta zgromiła młodzieńca wzrokiem i zacisnęła pięści.
- Ożenisz? Chciała bym to zobaczyć.- Prychnęła rozbawiona kobieta.- Takich panienek jak ty było tu już sporo, koteczku. Na twoim miejscu nie nastawiała bym się na bycie tą jedyną.- Zaśmiała się i poklepała dziewczynę po policzku. Ta jednak twardo odtrąciła jej rękę i wyrwała się z objęć chłopaka. Przedzierała się przez tłum, nawet nie widząc gdzie idzie. Oczy miała całe załzawione, chociaż sama nie wiedziała czemu płacze. Było jej cholernie przykro. Bawiła się tak dobrze, lecz jedna kobieta potrafiła zniweczyć jej dobry humor w niecałe pięć minut.
- Wredna baba.- Szepnęła sama do siebie, wspinając się po wysokich schodach na balkon z którego parędziesiąt minut temu schodziła. Już miała kierować się do wyjścia, gdy jednak przypomniała sobie, że nawet nie ma jak wrócić do domu, a taksówka z Heleny do Rogers Pass będzie kosztować ją majątek, zawróciła i ruszyła prosto przed siebie balkonem w kształcie litery „U”.
Opierała się o barierkę, obserwując z wysokości tańczących ludzi. Wydawali się być tacy szczęśliwi…
- Cholerni faceci!- Syknęła opierając głowę o drewniany filar.
- Tak, jesteśmy okropni…- Usłyszała tuż przy uchu jego głos. Wzdrygnęła się i ledwo powstrzymała od odwrócenia głowy.
- Dobrze, że tu jesteś. Odwieź mnie do domu.
- Mamy umowę. Cała noc i dwadzieścia kawałków będzie twoje.
- Po akcji z twoją matką cena skoczyła do czterdziestu.- Odepchnęła się od drewna i ominęła chłopaka szerokim łukiem.
- Nich stracę. Dam czterdzieści pięć jeśli będziesz chciała jeszcze chociaż raz na mnie spojrzeć.- Te słowa zatrzymały ją w półkroku. Odwróciła się w jego stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy spojrzał w jej dwukolorowe oczy  widział w nich bezdenną rozpacz i samotność. Jakby od środka błagała o chwilę bliskości. – Co powiesz na ostatni taniec?- Zapytał wyciągając ku niej dłoń. Uśmiechnęła się delikatnie i ujęła ją. Chwilę później obydwoje deptali sobie po palcach, udając, że tańczą najprawdziwszego walca.
***
Roześmiana trzymała się go za szyje i pozwalała nieść między tańczącymi parami. Wypiła już kilka kieliszków wina za dużo, przez co porządnie szumiało jej w głowie, a sporym problemem okazało się utrzymanie pionu. Przyciskała się do niego i chichotała jak wariatka, zwracając tym samym na siebie uwagę innych ludzi.
- Nigdy nie byłam w tak tragicznym stanie.- Jęknęła gdy wchodził z nią po schodach na jeden z balkonów.
- Przejdzie ci. Wilkołaki szybko trzeźwieją.- Zaśmiał się i postawił ją na własnych nogach. Delikatnie oplótł ją w talii dłonią i prowadził ku wyjściu z sali. Uśmiechał się i pozdrawiał ludzi w nieznanym dziewczynie języku. Spojrzała na niego zdziwiona gdy zaczął dłuższą rozmowę z jednym z gości.
- Dobrze znasz włoski?- Zapytała gdy podeszli do schodów prowadzących na pierwsze piętro.
- Moi rodzice pochodzą z Włoch, to prawie jak mój ojczysty język. A ty? Co umiesz po włosku?- Zaśmiał się widząc jak brunetka powoli łapie równowagę i lekko podpierając się ściany wchodzi o własnych siłach po schodach.
- Tequila…- Szepnęła potykając się o schodek i runęła jak długa na półpiętrze.
- Tego się mogłem spodziewać...- Westchnął i pomógł jej wstać.- Tequila jest meksykańska.- Czknęła pijacko i oparła się o ścianę.
- Dalej nie idę.- Tupnęła nogą i założyła ręce na piersi.
- No cóż…- Złapał ją w pasie i przerzucił przez ramię, w mgnieniu oka znaleźli się na pierwszym piętrze. Odstawił ją pod drzwi pokoju i ucałował w czoło.
- Dalej już chyba sobie poradzisz, prawda?- Zapytał otwierając przed nią drzwi. Ona jednak pokręciła przecząco głową i złapała go za rękę.
- Pokaż mi dom.
- Przecież ledwo stoisz na nogach.- Westchną zażenowany, widząc jednak, że dziewczyna pochyla się i zupełnie sprawnie zakłada wysokie szpilki, otworzył szerzej oczy.
- No co tak patrzysz?- Zapytała prostując się i opierając o ścianę.
- Udawałaś?
- Pfff… no pewnie.- Wzruszyła ramionami i ruszyła ku potężnym mahoniowym drzwiom wgłębi korytarza.- Umiem udawać orgazm, chwiejny krok to przy tym pestka.- Uśmiechnęła się tajemniczo i pobiegła przed siebie, znikając chłopakowi z oczu.
- Czekaj! Zgubisz się!- Krzyknął, ruszając biegiem w ślad za nią. Schowana za filarem brunetka uśmiechnęła się szeroko gdy lekko zdenerwowany przeczesywał dłonią włosy, poszukując jej wzrokiem.- Z nią są zawsze same problemy…- Warknął.
- No wiesz co !- Wyrosła jak z pod ziemi, stając za jego umięśnionymi plecami. Chłopak niemal podskoczył do góry słysząc jej delikatny głos tuż za sobą.
Zmrużył oczy i zdenerwowany przerzucił dziewczynę przez ramię. Krzyknęła zaskoczona jego zachowaniem, lecz już po chwili okładała go pięściami po plecach próbując wyswobodzić się ze stalowego uścisku.
- Puść ! Puść ! Puść !- Krzyczała machając nogami. Czuł jak od jej ciała bije ciepło, jak perfumy wymieszane z zapachem jej skóry wdzierają się w jego delikatne nozdrza. Wierciła się, ocierając piersiami o jego łopatkę, niemal czuł koronkę jej stanika. Przełknął głośno ślinę i z zawrotną prędkością pokierował się na czwarte piętro, ogromnego wiktoriańskiego pałacu. Biegł z przewieszoną przez ramię brunetką, długim korytarzem, aż w końcu znaleźli się w łączniku, do którego przez olbrzymie okna wpadały wąskie strużki księżycowego światła.
Zsunął ją z ramienia i oparł o ścianę, tak by jej twarz oświetlały delikatne wiązki, błyszczącego na nocnym niebie, księżyca. Z całą namiętnością którą tego wieczoru nosił w sobie, wpił się w jej karminowe usta. Smakował ich z nadmierną zachłannością pozbawiając oddechu za równo siebie, jak i partnerkę. Przygryzał delikatnie jej wargi, co chwila wsuwając między nie język. Oddawała jego
pieszczoty. Początkowo zdystansowana, teraz otwierała się na niego i stawała się co raz to bardziej uległa. Zastanawiał się, czy przemawia przez nią prawdziwe pragnienie, czy pryzmat setek dolarów, przyjemnie szeleszczących w kieszeni.
W końcu oderwał się od niej z żalem by złapać oddech, lecz odsunęła się i podeszła do drzwi znajdujących się tuż obok nich.
- Dzisiejszej nocy jestem twoja.- Szepnęła ciągnąc go za rękę ku pomieszczeniu które chwilę wcześniej otworzyła.
+18
(Tylko dla wytrwałych ! :p)
Gdy z jej ust padły cztery, tak ważne słowa, jego serce zabiło mocniej i szybciej. Wiedział jakie będą następstwa chwili rozkoszy którą przeżyje razem z nią. W duchu modlił się by te czterdzieści pięć tysięcy zwróciło mu się z nawiązką.
Wciągnęła go do pomieszczenia, zatrzaskując drzwi biodrem. Przypadek, a może przeznaczenie sprawiło, że znaleźli się w jego dawnym pokoju. Wnętrze było chłodne i urządzone dość klasycznie. Ciężkie mahoniowe meble, stare tkane ręcznie dywany z wieloma ozdobnikami i wzorzyste zasłony w oknach sięgających od podłogi do samego sufitu. Chciał dosięgnąć włącznika światła, by rozjarzyć wiszący na środku pomieszczenia, ogromy kryształowy żyrandol, jednak dziewczyna złapała go za ręce i położyła je na swoich biodrach.
- Po co ci światło…- Mruknęła niskim, gardłowym głosem ocierając się o niego jak łasząca się kotka.- Chyba trafisz?- Zaśmiała się krótko i nim zdążył skomentować jej  niezwykle „trafną” uwagę, zamknęła mu usta głębokim pocałunkiem. Ich języki splatały się i pieściły wzajemnie. Przygryzła jego dolną wargę i przesunęła dłonią w górę rozgrzanego torsu. Westchnął gdy przylgnęła do niego całym ciałem. Poczuł jej ciepło, przez co ogarnęło go jeszcze większe podniecenie. Położył dłonie na jej pośladkach i lekko uciskał je, sprawiając, że dziewczyna mruczała rozkosznie obgryzając powoli płatek jego ucha. Wsunął palce pod sukienkę brunetki, jakież było jego zaskoczenie gdy wyczuł pod nią szorstki materiał podwiązek. Już miał sięgać po suwak by zedrzeć z niej to niepotrzebne okrycie jednak ona porzuciła ten pomysł, łapiąc go za dłonie i splatając razem palce docisnęła je do ściany tuż nad jego głową. Językiem sunęła wzdłuż linii jego żuchwy i szyi, zataczając koła w miejscach gdzie koszula nie była dopięta. Mężczyzna przymknął oczy i oddał się jej całkowicie. Powoli wyswobodziła ręce i lekko drżącymi z pożądania dłońmi rozpinała guziki błękitnego materiału, który okrywał jego ciało. Gdy uporała się z ostatnim kawałkiem plastiku, zsunęła z jego barków koszulę i opuszkami palców zaczęła wędrówkę po umięśnionym ciele swego partnera. 
Kąsając, naprężoną od doznań, skórę przesuwała się coraz niżej, zatrzymując się czasem w bardziej strategicznych punktach, dotarła na końcu do jego podbrzusza. Pogłaskał ją po głowie i uniósł za ramiona ku górze. Nie mógł pozwolić na to by nie doznała przyjemności którą ona tak hojnie obdarowała jego. Ucałował czule jej wargi, przesuwając językiem po równiutkich zębach, dziewczyny i dłonią zawędrował do zamka błyskawicznego przyszytego na tyle sukienki. Rozsunął go, a czarny materiał okrywający jej idealne w proporcjach i kształtach ciało, opadł bezwładnie na ziemię. Odsunęła go szybko nogą w kąt pokoju, tak by nie zawadzał w ich dalszych igraszkach. Teraz ich role się zamieniły. Obrócił się, przyciskając ją swym ciałem do ściany. Podgryzał i drażnił językiem szyję tuż pod linią szczęki, a dziewczyna kurczowo zaciskała palce na jego nagich plecach. Powoli zaczęła wydawać z siebie ciche pomruki zadowolenia, czasem nawet zdarzyło się jej westchnąć i odlecieć Bóg jeden raczy wiedzieć gdzie. Czuła jego ręce, przesuwające się po jej piersiach, plecach i pośladkach, na których zwykle najdłużej zagrzewały miejsce. Sięgnęła do haftki czarnego stanika, którego niemalże przeźroczysta koronka, drażniła jej pobudzone jego delikatnym dotykiem piersi, lecz nim udało jej się wyswobodzić z uwierającego materiału, gdyż natrafiła na jego cichy protest.
- Daj mi się chodź raz wykazać…- Szepnął jej do ucha i złapał pod prawym kolanem, unosząc tym samym nogę dziewczyny w górę. Objęła nią jego biodro, przyciskając go do siebie bliżej. Poczuła, na samej sobie jak bardzo jej pożąda. Wreszcie wiedziała w jak silnym stopniu pobudziła jego organizm, zdawało się jej, że gdyby teraz miał sposobność, zatopił by w niej swoje kły.
Jego dłoń przesuwała się wzdłuż jej długiej, smukłej nogi, a gdy natrafiła na szorstki materiał jej półprzeźroczystej, koronkowej bielizny, wsunął pod niego palce, gładząc jej skórę. Jęknęła i wbiła palce w jego nagi tors, gdy poczuła jak dłonią rozsuwa jej pośladki i delikatnie przejeżdża opuszkami palców po ich wewnętrznej stronie, zahaczając lekko o jej wilgotną już kobiecość. Słyszała jego urywany, płytki oddech gdy powoli zsuwał się na kolana całując ją po naprężonym od doznań brzuchu. Mocno zagryzła wargi czując jak stanik swobodnie opada na ziemię, a cienki materiał koronkowych majtek zsuwa się po udach, ściągany przez chłopaka zębami.
Wydała z siebie zduszony jęk czując jak, ciągle nie podnosząc się z kolan, rozsuwa jej nogi. Wbiła paznokcie w ścianę do tego stopnia, że całe zbielały, gdy jego zwinne dłonie i gorące usta zetknęły się z jej najdelikatniejszym miejscem. Chłopak smakował jej powoli, delikatnie lecz zachłannie, a ona z odczuwanych emocji, ledwo dawała radę stać na własnych nogach. Trzęsła się i wzdychała jak oszalała gdy jego ruchy stawały się coraz szybsze i pełniejsze. On też pomrukiwał z zachwytu.
W pewnym momencie już sama nie wiedziała co się z nią dzieje. Wplotła palce we włosy partnera i przycisnęła go do siebie mocniej, przygryzając dolną wargę aby nie krzyknąć, chociaż nawet pomimo takich starań jej jęki były dość głośne. Nagle wszystko odeszło. Rozlało się po jej drżącym w konwulsjach ciele, a napięte do tej pory mięśnie rozluźniły się, przez co zmęczona, z zamkniętymi oczami osunęła się na podłogę.
- Już wymiękasz?- Zapytał ją z przekąsem, oblizując wargi. Zerknęła na niego spod przymkniętych powiek i westchnęła beztrosko. Złapał ją za ramiona i podniósł do pionu. Uwiesiła się kurczowo na jego szyi i odnalazła, kuszące wargi. Ich języki przepychały się wzajemnie, tocząc zaciętą bitwę w której nie było przegranych. Pchnął ją na łóżko w międzyczasie rozpinając pasek spodni. Opadła z głuchym jękiem na poduszki. Położył się na niej i lekko skubiąc, badał jej ciało jeszcze dokładniej. Ona również nie traciła czasu, kiedy partner zajmował się jej, oswobodzonymi z koronkowego stanika, piersiami, ona gładziła jego umięśnione plecy i zsuwała się niżej- ku pośladkom. Mruknął gdy poczuł jak jej delikatne dłonie pozbywają się materiał jeansów i bokserek, pozwalała sobie na coraz więcej, a on jako mężczyzna nie mógł tego znieść. Wpadł więc na skuteczny w wyniku, pomysł. Złapał drżące dłonie i przycisnął je wysoko nad jej głową.
- Co robisz…?- Zapytała, oddychając ciężko. Kątem oka wypatrzył krawat, który jeszcze kiedyś kazała mu nosić matka i nic nie mówiąc związał jej szczupłe nadgarstki i mocno przytwierdził do wezgłowia łóżka. Otworzyła szerzej oczy i zaczęła szarpać się by wyzwolić skrępowane ręce, jednak supeł na nich był tak mocny, że nie dała rady ich rozerwać.
Rozszerzył kolanem jej zaciśnięte mocno nogi i patrząc w pełne podniecenia oczy, dziewczyny uśmiechnął się zawadiacko. Ucałował delikatnie napiętą skórę jej brzucha i podciągnął biodra brunetki do góry. Zagryzła dolną wargę i odchyliła szyję, otwierając się na niego.
Kochali się powoli, bez pośpiechu. Jakby nie liczyło się nic poza ich obopólną satysfakcją. Chłopak chcąc zaspokoić potrzeby partnerki w najdrobniejszych szczegółach, poruszał się według rytmu który ona sama nadawała. Dziewczyna pragnęła tego samego dla niego, zaciskała dłonie w pięści, próbując szarpnięciami uwolnić się z więzów, jednak gładkie ruchy chłopaka, który wypełniał ją całą, nie dawały skupić się na obranym wcześniej celu. Czuła jak już jest blisko, wiedziała, że i jemu niewiele brakuje. Nie zważała na to czy krzyczy i czy goście, bawiący się na sali cztery piętra niżej, usłyszą jej głos. Ważna była teraz jedynie rozkosz która rozlewała się po jej wnętrzu. Zacisnęła mocniej nogi i wygięła kręgosłup w łuk. Na czoło wystąpiły jej kropelki potu, a serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.
- Liam…- Szepnęła, opadając na poduszki ciągle targana konwulsjami, chwilę temu przeżytej ekstazy. Dyszała i wiła się na pościeli, nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Uspokoiła się dopiero gdy poczuła ciepło ust chłopaka na swoich wargach. Był delikatny, dotykał opuszkami palców jej drobne piersi, a językiem przesuwał po wysuszonych ustach. Obejmował ją swoim ciałem i sam rozkoszował się jej bliskością.
- Liam… jestem w niebie…- Zaśmiała się ochryple, oddając jego pocałunki z zachłannością.
- Skarbie…- Sapnął gryząc ją w kark.- To dopiero początek…

 Jako iż w sobotę jadę do siostry ciotecznej na urodziny, uroczyście ogłaszam, że "pechowa 13" pojawia się właśnie dziś- we wtorek ! :D Jakoś szybko mi się pisało ten rozdział i szczerze powiedziawszy to miało być w nim zawarte jeszcze wieeeeele wyjaśnień pewnych spraw, ale był by po prostu makabrycznie długi O.o Uważam, że 10 stron w Wordzie to max ile możecie znieść moich wypocin xD Tak więc, rozdział 13 kończymy, beznadziejnym "+18" które myślałam, że wyjdzie mi lepiej :/ Jakoś tak dziwnie mi się to wszystko opisuje xD
Dobra nie zanudzam, liczę na duuużo komentarzy i do zobaczenia za tydzień :D Buziaczki :*
PS: Zapraszam do udziału w ankiecie u góry strony.