do ucha brunet podprowadza z mojego talerza frytki.
- Powiedz mi
coś czego nie wiem.- Rozpromienił się jeszcze bardziej wciągając ręce w stronę
mego posiłku. Uderzyłam go z całej siły po dłoniach. Szybko cofnął je, chodź
wiedziałam, że tak naprawdę nawet nic nie poczuł, obydwoje mieliśmy wyższy próg
bólu. Przez kilka minut w ciszy przeżuwałam słone frytki, co chwila zerkając na
bruneta który udawał zbulwersowanie i obrazę. Widząc jak patrzy na mnie spod
półprzymkniętych powiek i z charakterystycznym fuknięciem odwraca głowę,
wybuchłam gromkim śmiechem.
- I z czego
się śmiejesz, wredna kreaturo?- Prychnął podpierając głowę na łokciu, a z jego
brzucha wydobył się dziki warkot. Speszony przygarbił się i jękną cicho z
zażenowania. Zaśmiałam się podsuwając mu talerz pod sam nos.
- Nakarm tą
bestię bo niedługo z głodu zjesz mnie.- Rzekłam sarkastycznie z pogodnym
uśmiechem. Chłopak skrzywił się odsuwając małym palcem niedokończoną porcję
frytek.
- Dziś już
jadłem normalne jedzenie.- Odpowiedział poważnie.
- Żartujesz
sobie ze mnie ?- Zapytałam wytrzeszczając oczy. Przysunęłam do siebie butelkę
mrożonej herbaty i powoli zaczęłam odkręcać nakrętkę. Widząc, że brunet jest w
zupełności poważny, westchnęłam i wyciągnęłam z kieszeni piętnaście dolarów.- Puścisz
mnie z torbami, pijawko. Na co masz ochotę?- Zapytałam podsuwając do niego
banknoty i przysunęłam butelkę z napojem do ust. Sól na frytkach sprawiła, że
moje kubeczki smakowe wręcz domagały się gaszącej pragnienie herbatki. Łapiąc
po kolei kilka łyków usłyszałam zwalającą z nóg odpowiedź chłopaka.
- Nie o to
mi chodziło. Jak by nie patrzył jestem wampirem, czasem zdarza mi się wypić
trochę krwi.- Zachłystnęłam się odrobiną lodowatego płynu i zakasłałam
potwornie. Kilka osób z pobliskich stolików spojrzało dziwnie w moją stronę.
Posłałam im przepraszający uśmiech i otarłam usta chusteczką. Zakręciłam
resztkę napoju, wzdychając głęboko, aby następnie zgromić lodowatym
spojrzeniem, siedzącego naprzeciw mnie bruneta.
- Przecież
Tytani nie piją krwi.- Zaczęłam.- Czy ty musisz być taki dziwny pod każdym
względem ? – Jęknęłam, uderzając głową o blat stolika przy którym siedzieliśmy.
- Jeszcze
się nie przyzwyczaiłaś?- Zaśmiał się przechylając się przez blat i mierzwiąc mi
włosy.
- Ciebie nie
da się ogarnąć tak po prostu!- Ze zrezygnowaniem uniosłam głowę. Nawet nie
chciałam wiedzieć jak wyglądała moja fryzura, potraktowana jego „zabawnym”
gestem przyjaźni.
- Zdajesz
sobie sprawę, że znasz mnie już drugi tydzień?- Uśmiechnął się złośliwie i
zatarł ręce. Po wygładzeniu potarganych włosów podparłam głowę na dłoni. Z
udawanym znudzeniem przymknęłam powieki.
- Najgorsze
dwa tygodnie z mojego życia.- Prychnął słysząc moje słowa i podniósł się z krzesła.-
Gdzie idziesz?- Ożywiłam się momentalnie. Oczy otworzyły mi się na całą
szerokość gdy zobaczyłam jak bierze MOJE (!) piętnaście dolarów i rusza w
stronę znikomej kolejki. Posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, a po
chwili już przepychał się między stolikami. Westchnęłam obserwując jego
zmagania z plastikową tacką na jedzenie, która jak na złość nie chciała
odczepić się od innych. Zachichotałam, kiedy zrezygnowany machnął ręką i staną
w kolejce bez szarego „złośliwego” przedmiotu. Powoli przyzwyczajałam się do
jego obecności, właściwie to nie dało się do niego, nie przyzwyczaić. Był jak
mój cień. W każdej chwili gotów do pomocy. Westchnęłam wbijając rozmarzone
spojrzenie w blat stolika przy którym siedziałam. Nagle poczułam na twarzy
czyjeś zimne dłonie, wzdrygnęłam się, gdy osoba za moimi plecami zasłoniła mi
oczy i szepnęła cicho do ucha.
- Zgadnij
kto to?- Rozpoznałam kobiecy chichot i szybko zsunęłam lodowate palce z twarzy.
Obróciłam się na krześle otwierając szerzej ze zdziwienia oczy i usta.
- Scarlett!-
Pisnęłam i zerwałam się miejsca, rzucając się, wyższej ode mnie o pół głowy,
dziewczynie na szyję. Zachwiałyśmy się niebezpiecznie do tyłu. Kobieta
przytuliła mnie mocno, a po chwili odsunęła od siebie na metrową odległość.
Teraz mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Krótkie, ciemno brązowe, lekko
zwichrzone i pozakręcane włosy wysmuklały i nadawały delikatności jej pięknej,
jakże kobiecej w rysach, twarzy. Lekko zadarty nos i duże, czekoladowe oczy,
okalane długimi, czarnymi rzęsami idealnie harmonizowały z wyraźnymi kościami
policzkowymi i bladą cerą. Pełne usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu
przyciągały zapewne uwagę niejednego chłopaka na stołówce.
Scarlett
zawsze była piękna, lecz teraz-gdy zobaczyłam ją pierwszy od trzynastu lat raz,
ledwo ją poznałam. Gdyby nie włosy i zadarty czubek nosa, nigdy nie odnalazła
bym w niej tej samej dziesięcioletniej dziewczynki.
- Soul, jak
ty się zmieniłaś !- Zaśmiała się radośnie. Ona też musiała przed chwilą
analizować zmiany które we mnie zaszły. Odwzajemniłam uśmiech dziewczyny i
jeszcze raz ją przytuliłam.
- Ty też!-
Pisnęłam cicho w jej włosy. Odsunęłam się od brunetki i od razu spoważniałam.-
Wiesz, że Ever nie żyje?- Zapytałam z lekką nutą zawahania w głosie. Scarlett i
Beth nie przepadały za sobą, mimo, że łączyły je więzy krwi, więc nie zdziwiło
by mnie nawet to, że Bethany nie poinformowała jej o śmierci środkowej z
sióstr.
- Tak wiem…-
Zacisnęła pieści, krzywiąc się i siadając na krześle, które wcześniej
zajmowałam ja.- Beth nawet do mnie nie zadzwoniła… Nie widziałam Ever od
trzynastu lat. Nawet nie mogłam jej pożegnać.- Poczułam ukłucie w sercu. To
musiało być straszne przeżycie dla obydwu sióstr Shaw, jednak nie potrafiłam
pojąć zachowania żadnej z nich. Usiadłam na krześle obok Scarlett i chwyciłam
jej dłoń. Spojrzała na mnie smutno i wymusiła uśmiech, nakrywając mą dłoń
swoją.
-
Rozmawiałam z Adamem Stevensem.- Przełknęłam głośno ślinę słysząc nazwisko
należące również do Ethana.- Powiedział mi o twoim wyczynie na pogrzebie mojej
siostry. Nie mam ci tego za złe, rozumiem też czemu zerwałaś zaręczyny z
młodszym bratem Adama… Jak mu tam ? Edem? E…
- Ethan.-
Szepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- A no
właśnie, z Ethanem. Wszyscy z rodziny Stevensów mają problemy z trzymaniem
nerwów na wodzy.- Kiwnęłam lekko głową patrząc tępo na brunetkę. – Nie ważne.
–Machnęła ręką i uśmiechnęła się szczerze.- Chciałam cię po prostu zaprosić na
ponowne pożegnanie Ever.
- P…Ponowne
pożegnanie?- Zająknęłam się.
- Tak.
Bethany miała swoją szansę na ostatnie spotkanie z Ever- ja nie. Trzeba
wyrównać rachunek. Starszyzna i kilka innych osób zbiera się dziś o dwudziestej
pierwszej - Uśmiechnęła się triumfalnie i uderzyła dłońmi w stolik. Wzdrygnęłam
się. Już w dzieciństwie nie lubiłam gdy Beth i Scarlett rywalizowały ze sobą, a
teraz zdawało się to być jeszcze bardziej przytłaczające.
- No cóż… Ja
chyba…- Zaczęłam lekko niepewnie, gdy przerwał mi doskonale znany głos.
- Kupiłem ci
sałatkę, nie mogę patrzeć jak męczysz te biedne frytki.- Zaśmiał się brunet
zmierzając w naszą stronę z plastikowym przeźroczystym opakowaniem. Spojrzałam
na niego z popłochem i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Scarlett zerwała się
ze swojego miejsca i uginając kolana warknęła na srebrnookiego.
- Tytan…-
Syknęła zawistnie i kłapnęła złowrogo zębami. Złapałam ją za ramiona i
pociągnęłam w tył.
- Scarlett,
uspokój się, on jest normalny !- Sapnęłam, odciągając dziewczynę od zdziwionego
bruneta. Całe szczęście przerwa prawie już się skończyła, więc stołówka była
opustoszała.
- Normalny ?!
Jak ktoś taki może być normalny ?!- Krzyknęła brunetka odpychając mnie od
siebie.
- I vice
versa.- Prychnął rozbawiony jej zachowaniem chłopak.
- Jak dla
mnie to możecie się tu pozabijać, ale żeby potem nie było „a nie mówiłam”.-
Dalej próbowałam uspokoić brunetkę, lecz nic jej nie pomagało. Gdy zobaczyła
Liama dostała nagle białej gorączki.
- Skoro
tak…- Szarpnęła się z całej siły do przodu i powaliła chłopaka na ziemię.
Prawie natychmiast zaszła u niej transformacja. Pazury rozdarły koszulkę
srebrnookiego, a zęby kłapnęły tuż przed jego nosem.
- Scarlett
!- Krzyknęłam zasłaniając dłonią usta. Czemu wszystkie rozróby musiały
rozpoczynać się w moim towarzystwie?! Rzuciłam się na przemienioną dziewczynę,
próbując zerwać ją z poranionego przez długie pazury Liama. Odepchnęła mnie
łapą tak mocno, że przeleciałam sporo w powietrzu i uderzyłam plecami w jedną z
betonowych ścian. Poczułam jak moje ciało osuwa się bezwładnie na ziemię, a
wszystko dookoła lekko wiruje i rozmazuje się. Złapałam się za czaszkę, którą z
każdej strony rozsadzał, promieniujący ból.
Nagle
powietrze przeszył przeraźliwy skowyt. Gwałtownie uniosłam głowę, czego
skutkiem były lekkie mdłości i zawroty. Zobaczyłam jak Scarlett odskakuje od
chłopaka i już jako człowiek osuwa się na kolana. Dziewczyna była zupełnie
naga. (Przy
każdej przemianie zmienia się kształt ciała przez co ubranie nie wytrzymuje i
pęka na szwach) Brunetka, oparła czoło na podłodze i trzymała się obiema
dłońmi za szyję.
- Ugryzłeś
mnie pijawko !- Wrzasnęła. Okrwawiony chłopak podniósł się z ziemi i otarł usta
wierzchem dłoni.
- A ty mnie
podrapałaś. Jesteśmy kwita.- Scarlett posłała mu mrożące spojrzenie. On jedynie
wzruszył ramionami i rzucił jej swoją skórzaną kurtkę.- Okryj się.- Rzucił do
niej przez ramię. Chwilę później poczułam jak jego ciepłe dłonie owijają się
wkoło mej talii.
- Mówiłam,
że mamy zapomnieć o taj sytuacji sprzed dwóch tygodni…- Szepnęłam mimowolnie
wtulając się w jego ramiona.
- Gdzie cię
boli?- Zupełnie zignorował moją wypowiedź.
- Głowa. Nic
mi nie będzie. Zajmę się Scarlett i obie jakoś wrócimy do domu.- Mocniej
wcisnęłam się w jego objęcia. Chłopak syknął przeciągle. Dopiero teraz
zorientowałam się, że sprawiam mu ból przez ucisk na krwawiące rany.- Wszystko
z tobą w porządku ?- Zapytałam odsuwając się od niego.
- Przeżyję.-
Zaśmiał się cierpko i podniósł z podłogi.- Chodź odwiozę cię do domu.- Postawił
mnie na nogi i zaczął prowadzić w stronę wyjścia ze stołówki.
- A Sca…-
Przerwał mi w połowie zdania.
- Po nią
wrócimy później.- Nie śmiałam nawet zaprotestować.
***
Wieczór
nastał tak szybko, że nawet nie zdążyłam w pełni przygotować się do powtórnego
pogrzebu. Większość czasu zastanawiałam się nad zdrowiem Scarlett. Nigdy nie
słyszałam o tym jak ugryzienie wampira wpływa na wilkołaka, jednak drobna ranka
na jej szyi wydawała się być niepokojąco czerwona. Przesunęłam opuszkami palców
po bliźnie, którą doprawił mi Ethan. Gdyby nie Liam, zapewne miała bym tam
pokaźnej wielkości szramę, jednak na całe szczęście skończyło się jedynie na
małym zadrapaniu. No właśnie… Ethan. Byłam pewna, że spotkam go dziś podczas
pogrzebu. Co mam powiedzieć? Co zrobić? Zapytać o zdrowie, czy raczej o filmik
ze mną i Liamem w rolach głównych.
Westchnęłam.
Było gorzej niż przypuszczałam. Po co znów pchałam się na obrady skoro babka
wyraźnie zakazała mi pojawiania się w górach podczas zebrań.
Przysiadłam
na brzegu łóżka, biorąc w dłoń srebrną ramkę w której spoczywało kolorowe
zdjęcie. Ona. Mama. Tata. Wszyscy tacy szczęśliwi i zadowoleni z życia…
- Bardzo za
wami tęsknie…- Wyszeptałam, a łzy same popłynęły mi z oczu. Opadłam na poduszki
szlochając i przyciskając ramkę do serca.
***
- Coś się
stało?- Głos brunetki wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią smutno i
kiwnęłam przecząco głową. Było mi dziwnie przykro. Teraz gdy stałam wpatrując
się w płonące ognisko, żal ściskał moje serce niczym szpony sokoła zaciskające
się na gardle wystraszonego wróbla. Mogłam spokojnie porównywać się do
przerażonego, małego ptaszka który nagle znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
Gdy
pojawiłam się u boku Scarlett na górze, czułam jak inni Lykanie mrożą mnie
spojrzeniem. Ogłosili na mnie wyrok. Byłam niczym, w tej zawiłej społeczności,
no bo w sumie czym może być taki słabeusz jak ja? Niczym nie różniłam się od
naprawdę silnych ludzi. Widziałam ostrzej i czułam więcej- lecz to nie robiło
ze mnie pełnoprawnej Lykanki.
Kilka osób z
tłumu wyszło, śpiewając i przygrywając na harmoniach. Ever dopiero teraz
zyskała prawdziwe pożegnanie, takie jakie odprawia się od setek tysięcy lat.
Opuściłam głowę, wbijając smętne spojrzenie w igliwie na którym stałam. Mocniej
naciągnęłam na zziębnięte ramiona czarną pelerynę i potarłam dłonie. Listopadowe
noce stawały się coraz chłodniejsze, a śnieg już nie chciał się roztapiać.
Zawsze gdy byłam dzieckiem zastanawiałam się, czemu ta góra nigdy nie jest
ośnieżona. Teraz już wiem jak duża magia musi spowijać jej szczyt. Tu zawsze
jest tak samo. Chłodno. Wilgotnie. Nieprzyjemnie. Turyści nie zapuszczają się w
te okolice, szczerze powiedziawszy to nawet nie wiem czy prowadzą tu
jakiekolwiek szlaki. Dla Lykanów pokonanie stromego, kamienistego zbocza nie
stanowi żadnego problemu, wic nie potrzebne nam żadne ścieżki. Góry nie widać z
żadnego punktu. Aby się tu dostać trzeba przejść przez oblodzoną przełęcz, łączącą
góry wschodnie i zachodnie, a z północy i południa wiecznie osłaniają ją
bezkresne stoki. Nad Sunset Mountain zawsze unosi się gęsta mgła w której
helikoptery tracą orientację. Nie jeden śmiałek rozbił się już o jej szczyt.
Teraz już wiem jak wielka działa tu magia.
Ponownie
odpłynęłam na chwilę, lecz słysząc znaczące chrząknięcie Scarlett, ponownie
przywołałam się do porządku.
- Cieszę się
Soul, że jednak postanowiłaś wrócić z obłoków na ziemię.- Posłała mi karcące
spojrzenie. Zawstydziłam się przygryzając wargę i udając skupienie którym ją
obdarzam, dalej stałam na swoim miejscu.- Podejdź.- Przewróciłam oczami i
wolnym krokiem ruszyłam w jej stronę.
- Coś się
stało?- Zapytałam siląc się na uśmiech i uprzejmy ton.
- Tak.
Zabierz stąd swojego przyjaciela krwiopijcę nim Adam, Thomas lub co gorsza
Ethan go wyczują.- Zbladłam. Wciągnęłam powietrze w płuca lecz nie wyczułam
żadnego podejrzanego zapachu.
- Nic nie
czuję.
- Żeby
wyczuć ich z takiej odległości brakuje ci doświadczenia. Musisz więcej
polować.- Ponownie skarciła mnie wzrokiem. Westchnęłam i powoli wycofałam się w
stronę tłumu. Kątem oka dostrzegłam przyglądającego się mi Ethana. Przełknęłam
głośno ślinę i wmieszałam się w otoczenie.
***
Biegnąc
przez ciemny las zupełnie nie zwracałam uwagi na to co znajduje się pod moimi
łapami. Czułam jak serce uderza o inne organy, pobudzając je do jeszcze
większego wysiłku. W zastraszającym tempie mijałam drzewa i krzewy,
przeskakiwałam kamienie. Adrenalina podniosła się, przekraczając dozwoloną
normę, a każdy mięsień napinał się w rytm uderzeń białych łap o igliwie. Sama
nie pamiętam kiedy ostatnio przechodziłam całkowitą transformację. Już
zapomniałam jakie to cudowne uczucie, czuć na sobie powiew chłodnego wiatru,
czuć jak łapy pulsują w zetknięciu ze zlodowaciałą ziemią. Zawyłam głośno,
przeskakując nad kamieniem pokaźnych rozmiarów. Kilka sekund później do mych
uszu dotarł drażliwy warkot. Wbiłam pazury w zlodowaciałą ziemię, hamując ostro
i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni. Uginając się, byłam gotowa do skoku
w każdej chwili.
- Zluzuj
Soul.- Niski, męski głos odezwał się zza gęstych krzewów. Warknęłam ze złością
i ukazałam swoje białe kły. Zdawałam sobie sprawę, że osoba chowająca się w
zaroślach była Lykanem. Chwilę później po zapachu duszących perfum rozpoznałam
Ethana. Fuknęłam wściekła i jeszcze bardziej zjeżyłam grzbiet.- Złość piękności
szkodzi.- Zaśmiał się wychodząc zza krzewów. Ubrany był jedynie w czarne,
jeansowe spodnie, a jego włosy ciągle jeszcze zmierzwione przez wiatr nadawały
twarzy szalonej dzikości. Był przystojny. Teraz widziałam to jak nigdy dotąd.
Przyglądałam się przez chwilę jego nagiemu torsowi i mięśniom które pracowały
przy każdym najmniejszym ruchu.
- Mam
prowadzić monolog czy w końcu się odmienisz?- Zapytał podirytowany opierając
się o pień potężnego drzewa. Przełknęłam z bólem ślinę i przysiadłam na tylnych
kończynach. Bynajmniej nie miałam ochoty pokazywać mu się całkiem naga. Z
obrzydzeniem usiadłam, pozwalając by w moją nieskazitelnie białą sierść
wczepiły się drobne, kujące igiełki. Przechyliłam głowę na prawy bok lustrując
półnagiego chłopaka surowym wzrokiem.
- Czyli
jednak monolog.- Prychnął ukazując mi swoje idealnie równe kły. Nie zmieniając
mimiki, wzięłam długi wyczerpujący oddech.- Czego tu szukasz Louise?- Zapytał
krzyżując ręce na piersi. Warknęłam ostrzegawczo słysząc swoje prawdziwe imię.
Po śmierci ojca było ono dla mnie nie do zniesienia. Tak bardzo mi o nim
przypominało. Gdy jeszcze uczyłam się w podstawówce dzieci nie potrafiły
zrozumieć czemu każę mówić na siebie w tak dziwy sposób. Nikt nie znał „Soul”.
Zabawne, że kilka lat później to imię stało się synonimem do słów „trudna;
chłodna; uparta”.
-Denerwuję
cię ? Przecież tak się nazywasz.- Uśmiechnął się widząc jak powoli ogarnia mnie
fala złości. P r o w o k a c j a. Wyczułam ją po kilku chwilach. Ethan próbował
zmusić mnie do przemiany, doskonale wiedział, że jako wilkołak niepełnej krwi
zmieniam się wolniej i jest to dla mnie dużo bardziej bolesne.
Na przekór
jego oczekiwaniom siedziałam wyprostowana, z głową dumnie uniesioną w górę. W
końcu najlepszą metodą obrony jest atak.
- Jesteś
twarda. Kto by pomyślał, że tak ładna dziewczyna stoczy się tak nisko…- Wbiłam
pazury w ziemię, starając się nie wybuchnąć. Był przerażająco dobry jeśli
chodzi o „granie na nerwach”.-Twój związek z Pijawką kwitnie?- Kontynuował z
przekorą.- Adam wyczuł go gdy tylko zawiał północny wiatr, Scarlett kazała ci
go szukać?- Odepchnął się od pnia i podszedł do mnie bliżej.- Soul, zdecyduj po
której stronie stoisz. Za dwa tygodnie najważniejsza pełnia w roku, czas
polowań rozpoczął się zaraz po śmierci Ever. Jesteś słaba, możesz być
następna.- Rzucił przesadnie ujmując mój łeb w dłonie. Poczułam jak wplata
palce w sierść i gładzi ją delikatnie. Rozluźniłam mięśnie, chciałam poczuć się
tak jak kiedyś. Nie wyobrażałam sobie życia bez Ethana- on po prostu był
częścią mnie. Zawsze byliśmy szczęśliwi, pomimo kłótni, czy zatargów.
Odetchnęłam
głęboko, czując jak jego zwinna dłoń chwyta mnie mocniej za kark. Był
delikatny, a jednocześnie zaborczy, tak jak kiedyś. Odleciałam.
- Co cię do
niego ciągnie?- Zapytał ni stąd ni zowąd, spinając się kłapnęłam zębami dając
mu do zrozumienia, że nie chcę dłużej drążyć tematu. Niestety, poddając się
chwili odprężenia zapomniałam o prawdziwej naturze blondyna. Chwilę później
dusił mnie już w swoim żelaznym uścisku. Zawyłam żałośnie, próbując wyszarpnąć
się z jego silnych dłoni.
- Odpowiedz
!- Krzyknął mi wprost do ucha. Uderzyłam go łapą w brzuch. Zdenerwował się.
Odrzucił mnie na najbliższe drzewo, a gdy na nie wpadałam, usłyszałam jedynie
dźwięk rozdzieranego materiału. Sytuacja nie rysowała się kolorowo. Podniosłam,
ciężki łeb i na lekko chwiejnych łapach udało mi się podnieść.
Na miejscu w
którym stał chłopak, czaiła się gotowa do skoku potężna bestia. Był dużo potężniejszy
ode mnie, a jego ciemna jak sadza sierść błyszczała w świetle księżyca. Warknął
ostrzegawczo i w jednym długim susie znalazł się przy moim boku. Skuliłam się
próbując uniknąć ciosu, jednak na niewiele się to zdało. Przeraźliwy ból
przeszył mnie na wskroś. Jęknąwszy, opadłam przednimi łapami na igliwie. Czułam
jak każdy mięsień krwawi, każdy skrawek mego ciała błagał o litość, lecz zęby
czarnego wilka nie przestawały ciągnąć i rozrywać mięsa kawałek po kawałku.
Gdybym mogła, zapewne krzyczała bym głośniej niż ktokolwiek inny, nawet nie
wyobrażałam sobie nigdy takich cierpień. On dosłownie pożerał mnie żywcem.
Po paru
chwilach znudziło mu się torturowanie grzbietu. Delikatnie wysunął zęby, aby po
sekundzie zastanowienia wbić je w mój kark. Głuchy krzyk który chciałam z
siebie wydobyć, zapewne obudził by umarłego. Karmazynowa ciecz kapała na ziemię
tworząc pod mymi łapami niewielką ciemnoczerwoną plamę. Śnieżnobiała sierść
namiękała przyjmując posłusznie kolor krwi. Zmęczona ciągłymi atakami ze strony
Ethana opadłam na bok dysząc ciężko. Nie mogłam dać się tak łatwo okaleczyć.
Nie byłam przecież aż tak beznadziejna! Resztkami sił odepchnęłam się od
zmarzniętej ziemi i uderzyłam w jego uchylony, zakrwawiony pysk łopatką.
Kłapnął zębami, jednak nie zdążył zrobić
mi kolejnej krzywdy. Tym razem to ja przejęłam pałeczkę zaciskając kły na jego
prawej łapie. Zawył krótko i spojrzał na mnie z wściekłością. Nie dając za
wygraną postawiłam na nim dwie łapy i całym ciężarem przygwoździłam do podłoża.
Warknął nie mogąc wykonać ruchu, a ja, jak szalona, co chwila raniłam go gdzie
popadło. Przez sierść koloru smoły nawet nie widziałam jak dużo obrażeń i
trafionych ciosów udało mi się zadać.
***
Nawet nie
wiem jak dużo czasu minęło gdy poczułam, że opadam z sił. Powieki ciężko
opadały mi na oczy, a łapy zginały się i rozjeżdżały na boki. Upadłam,
uderzając grzbietem w ostry głaz. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nie byłam w
stanie wykrzesać z siebie nawet drgnięcia łapą. Czułam jak opuszcza mnie druga
ja. Ból i agonia były tak realne, że nie potrafiłam oddzielić ich od reszty
doznań, a człowieczeństwo domagało się powrotu do mego poturbowanego ciała.
Chwilę później leżałam już zupełnie naga, wsparta ramieniem o olbrzymi głaz.
Skóra na plecach i brzuchu była niemalże całkowicie zerwana, a obojczyk ukazał
się światu. Jeszcze nigdy nie widziałam swoich własnych kości, teraz
wiedziałam, że nie chcę ich widzieć już nigdy więcej. Nagle zrobiło mi się
strasznie niedobrze. Przekręciłam się na prawy bok, nie zwracając zupełnie uwagi
na paraliżujący ból. Wymiotowałam, a organy (przynajmniej te które jeszcze były
w całości) obracały się na wszystkie cztery strony świata.
- Skąd w
tobie tyle agresji Louise.- Usłyszałam nad uchem słodki szept. Odwracając się
gwałtownie, krzyknęłam, wyginając się pod naporem cierpienia. Ethan wydawał się
być raptem lekko zadrapany. Kilka ran na jego klatce piersiowej, karku i
obdarta ręka- nic strasznego.
- Wynoś
się.- Szepnęłam, chodź kosztowało mnie to naprawdę dużo wysiłku. Płuca też
miałam ledwo żywe.
- Mam
zostawić cię tu samą? W lesie pełnym jakichś zboczeńców?- Zaśmiał się krótko, po czym wykrzywił w
grymasie spowodowanym przez ranę na policzku, która zapewne piekła.
- Gorszych
zboczeńców od ciebie nie trafię.- Odcięłam się mu próbując udźwignąć swój
ciężar na zdartych do krwi łokciach. Złapał mnie za poranione ramiona i
przycisnął do skały. Krzyknęłam. Wystający obojczyk odrobinę ograniczał moje
ruchy.
- Mówiłaś
coś ?- Wysyczał dociskając mnie mocniej do granitowej ściany. Poczułam jego
dłoń wędrującą wzdłuż mego biodra. Dreszcz obrzydzenia przeszedł przeze mnie
niczym iskierka z prądem, odwróciłam głowę w drugą stronę, lecz on gdy to
zobaczył, wymierzył mi siarczysty policzek. Jęknęłam uderzając czaszką w skałę.
- Jak jesteś
głuchy to zainwestuj w aparat słuchowy.- Warknęłam na niego. Podstawową rzeczą
jakiej nie wolno robić przy ludziach chorych psychicznie, to jeszcze bardziej
się im stawiać. Lepiej przeczekać najgorsze niż wbijać się w samo epicentrum.
No ale cóż, ja przecież uwielbiam łamać zasady…
Kolejny
cios. Miałam wrażenie, że moja twarz przypomina worek treningowy. Bił mnie
coraz mocniej, a ja nawet nie miałam cienia szans by mu oddać. Wiłam się
jedynie pod jego ciężarem jak drobny wąż. Dociskał mnie do ziemi wciąż
obmacując każdy centymetr ciała jaki wpadł mu pod ręce. Brzydził mnie. Nie
dość, że sprawił mi niewyobrażalny ból to jeszcze teraz chce poprawić. Pisnęłam
gdy ścisnął w dłoni mój pośladek.
- Obróć
się.- Zarekomendował chłodno, a gdy przecząco pokręciłam głową, uderzył mnie
ponownie. Poczułam na dolnej wardze krew. Przesuwając koniuszkiem języka po
spierzchniętych ustach wyczułam jej metaliczny posmak. Skrzywiona szarpnęłam
się próbując przerwać te męki.
- Złaź ze
mnie !- Krzyknęłam gdy złapał mnie za nadgarstki i siłą obrócił na brzuch.
Cienkie igły wbijały się we wszystkie rany. Już nawet nie wiem czy wydobywałam
z siebie jakikolwiek odgłos. Wszystko tak bardzo bolało… Czułam się jak
porozrywana i rozrzucona w częściach. Żaden mięsień nie odpowiadał już na moje
błagania o pomoc. Jedyne na co miałam siłę to myślenie. Rozmyślałam nad tym czy
ktoś mi pomoże. Zastanawiałam się, jak szybko Scarlett zorientuje się, że w
lesie stało się coś niedobrego i przyjdzie tu, żeby zabrać mnie do szpitala.
Przez chwilę próbowałam się modlić do Boga o szybszy koniec agonii, jednak
błądzące po moim ciele ręce Ethana nie dawały mi się skupić. Zamknęłam oczy.
Było mi wszystko jedno. On i tak nie zrezygnuje, będzie dobierał się do mnie
tak długo, jak długo nie dostanie wszystkiego czego żąda.
- Nie łatwiej
było by ci się poddać i trochę rozluźnić?- Zapytał.- Mniej by to wszystko
bolało.- Zagryzłam, rozciętą wargę gdy chłopakowi udało się wreszcie rozchylić
me nogi. Zadrżałam wiedząc do czego może dojść dalej. Chciałam krzyczeć, jednak
już nawet na to straciłam ochotę. Przecież to nie mogło by pomóc, i tak nikt by
nie usłyszał.
- Wolę
zdychać to w męczarni niż zrobić to czego chcesz.- Wydusiłam z siebie
przesyconą jadem odpowiedź, a chłopak nic nie mówiąc uderzył mnie w tył głowy.
- Czasem
lepiej jak się nie odzywasz.- Miał rację. Czasem lepiej było by dla mnie gdybym
trzymała język za zębami. Zamknęłam oczy i ułożyłam głowę na piasku. Jego ręka
badająca moje najintymniejsze zakątki nie robiła już różnicy. Z bólu który
promieniował po całym ciele straciłam przytomność.
***
Gdy ponownie
otworzyłam oczy, nade mną nie było już nachalnego blondyna. Czułam ciepło
ogarniające całe moje ciało. Dookoła wiatr przewiewał gałęzie sosny, a sowy
huczały do rytmu. Całokształt dopełniało dopalające się i trzeszczące drewno,
które buchało żywym płomieniem tuż obok mnie. Próbowałam rozejrzeć się na boki,
lecz potworny ból głowy zupełnie mi to uniemożliwił. Teraz gdy coraz bardziej
rozbudzałam się, czułam jak bardzo myliłam się myśląc, że spotkanie z Ethanem
było jedynie koszmarem. Nie mogłam poruszyć nawet małym palcem, ciało miałam
niemal jak z ołowiu i każda próba zmienienia pozycji była istną szarpaniną w
mym wnętrzu.
- Już się
obudziłaś.- Usłyszałam męski głos obok siebie. Otworzyłam szerzej oczy gdy nade
mną zawisł zasępiony brunet.- Boli?- Zapytał z troską.
- Da się
przeżyć.- Szepnęłam zachrypłym głosem. Dopiero teraz poczułam jak bardzo moje
gardło jest wysuszone. Przełknęłam ciężko ślinę i skrzywiłam się gdy nawet to
nie przyniosło mi ukojenia. Chłopak spojrzał na mnie z przejęciem i zmierzwił
włosy dłonią. Denerwował się.- Co się stało?
- Mnie się
pytasz ?!- Podniósł się gwałtownie z kolan chwytając głowę dłońmi.- Usłyszałem
krzyki, poszedłem za nimi licząc na darmowy posiłek, gdyby wrzeszcząca osoba
okazała się ofiarą „brutalnego morderstwa”, ale przez przypadek natrafiłam na
ciebie i tego…- Zacisnął szczękę i spojrzał w bok.
- „Ale”?-
Chciałam zaśmiać się lecz wyszło mi z tego jedynie kasłanie pomieszane z dzikim
charkotem. Skrzywiłam się zirytowana i zamknęłam oczy.- W skali od jednego do
dziesięciu, jak wyglądam?- Zapytałam mając nadzieję, że uplasuję się w granicy
pięć, lub pięć i pół.
- Dziesięć…-
Stwierdził chłopak, a ja zaczerpnęłam w płuca dużą ilość powietrza i
uśmiechnęłam się radośnie.
- To nie
tak…- Zaczęłam rozradowana, nie otwierając oczu lecz chłopak przerwał mi.
-…Dziesięć
na minusie.- Skwitował widząc jak uchodzi ze mnie cała nagromadzona energia.
- No chyba,
że tak.- Fuknęłam próbując obrócić się na bok, co skończyło się jedynie głuchym
jękiem i przeszywającym na wskroś bólem. Brunet ponownie przyklęknął obok mnie
i odkrył koc którym byłam przykryta. Powoli lecz sprawnie przesuwał swymi
chłodnymi dłońmi po mym pół nagim ciele i rozwiązywał bordowe, przez wchłoniętą
karmazynową substancję, bandaże. Syknęłam z bólu gdy starał się jak
najdelikatniej oderwać przyschniętą krew od skóry.
- Wybacz.-
Przeprosił, dalej skupiając się na swoim zadaniu. Chwilę później poczułam jak
chłodny wiatr owiewa moją zupełnie nagą skórę. Brunet starając nie patrzeć się
mi w oczy, sprawnie przemywał wszystkie rany.
- Zawsze
marzyłam, żebyś oglądał mnie z takiej odległości nago.- Chcąc rozluźnić
atmosferę, zapiszczałam słodkim głosem. Srebrnooki musiał kupić mój sarkazm gdyż
zaśmiał się krótko, a jego oczy zabłysły, tak jak zawsze gdy był szczęśliwy.
Nie ukrywam, że sama nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, którego
zaraz pożałowałam z powodu bólu, rozciętej wargi.
- Cieszę się,
że spełniam twoje marzenia.- Sięgnął po torbę z której wyjął nowy, śnieżnobiały
bandaż.- Ale niestety muszę cię zawieść. Kilka razy w życiu już miałem okazję
zobaczyć nagą dziewczynę.
- I jak
wrażenia?
- Całkiem
nie złe.- Zaśmiał się patrząc na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.- Mówisz
strasznie dużo, pomimo tylu obrażeń.
- Po prostu
sprawdzam jaką mam konkurencję.- Uśmiechnęłam się zadziornie przekręcając głowę
na bok, by nie mógł zobaczyć mych rumieńców.
- Jesteś
bezkonkurencyjna.- Kończąc obwiązywać me ciało w setki metrów lejącego się
materiału, westchnął i położył się na ziemi obok mnie. Odwróciłam głowę w jego
stronę.
- O czym
myślisz?- Zapytałam, a on wyciągnął dłoń ku mej twarzy.
- O tym, że
znacznie ładniej ci bez tych szram i rozciętych ust.- Przesunął delikatnie
opuszkami palców wzdłuż linii moich ust nie odrywając od nich wzroku.
Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc w jego srebrzyste oczy. Poczułam się dziwnie
gdy wykonał tak dwuznaczny gest… a może jednoznaczny? Sama nie wiedziałam już
co myśleć. Po prostu zamknęłam oczy i czekałam. Nie dał mi dłuższego czasu na
zastanowienie. Chwilę później badaliśmy miękkość naszych ust, złączeni w
delikatnym pocałunku.
Cała drżałam
gdy poczułam jak jego umięśnione ciało przygarnia mnie do siebie, a zapach
perfum obezwładnia i kołuje wszystkie zmysły. Byłam jak odurzona jego
bliskością. Co chwila oddawałam jego ciepłe, subtelne pocałunki i pieszczoty
którymi obdarzał wnętrze mych ust swym językiem. Jęknęłam cicho, gdy przycisnął
mnie swym torsem do ziemi. Rany bolały niemiłosiernie, ale nie chciałam
rezygnować z tak przyjemniej czynności.
-
Przepraszam, wiem, że nie powinienem…- Szarpnął się nagle do tyłu
pozostawiając po sobie lekki niedosyt. Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam na
jego skruszoną minę.- Chciał bym ci coś powiedzieć…- Zaczął niepewnie.- Myślę,
że ja…Że już od dłuższego czasu czuję, że…
P R Z E P R A S Z A M ! Baaaaardzo przepraszam, że w zeszłą niedzielę nie udało mi się opublikować tego rozdziału :( Mam urwanie głowy z egzaminami a teraz na domiar złego trzeba będzie jeszcze poprawiać oceny :< Wychodzi mi średnia 4.06 -.- Praktycznie od góry do dołu same 4.
Mam nadzieję, że nadrobię te przerwę długością rozdziału :D Powiem wam, że to chyba najdłuższe co do tej pory napisałam ;p 8 stron w Wordzie (szał ! xD). Lojalnie informuję, że za tydzień rozdział się nie pojawi gdyż, albowiem, ponieważ wyruszam w Polskę xD Mamy szkolną wycieczkę do Krakowa we Wtorek, środę, i czwartek więc nie dam rady nic sensownego napisać :< Do zobaczenia za dwa tygodnie :*