Siadła
pośrodku ukwieconej oranżerii. Miała do wyboru mnóstwo miejsca,
większość uczniów wolała jeść w głównym budynku szkoły. O
tej porze roku w przeszklonej cieplarni było chłodno i
nieprzyjemnie, lecz Soul zupełnie to nie przeszkadzało. W tej
chwili ponad wszystko ceniła sobie spokój i intymność. Ustawiła
przed sobą talerz zapełniony przeróżnymi sałatkami i obejrzała
dokładnie jedzenie.
-
W sumie to już nie jestem głodna...-Stwierdziła po chwili.
-
Powinnaś coś zjeść, Słoneczko.- Za plecami brunetki odezwał się
dobrze znany jej głos. Głos którego nie słyszała od tamtego
pamiętnego wieczoru.
-
Witaj Scarlet...-Rzekła zimno.- Mogę coś dla ciebie zrobić ?-
Dziubnęła widelcem w stosik warzyw i skrzywiła się, gdy najmłodsza z
rodziny Shaw usiadła naprzeciw niej i opierła głowę na splecionych
pod brodą dłoniach.
-
Jesteś na mnie zła Soul? Doskonale wiesz, że chcę tylko i
wyłącznie twojego dobra.- Brunetka uśmiechnęła się uroczo i
zatrzepotała rzęsami. Coleman zacisnęła zęby i wbiła wzrok w
rozgrzebane jedzenie.- Martwię się o ciebie. Ostatnio nie pojawiłaś
się na zgromadzeniu. Wszyscy zastanawiali się gdzie jesteś.
- Nie wciskaj mi kitu!-Warknęła oschle nastolatka.- Nikt mnie tam nie chce, więc nie przychodzę. Proste i logiczne. A co do twoich umartwień... Chyba nie zasłużyłam sobie na tyle troski z twojej strony.- Scarlet wygięła usta w pół uśmiechu i wyprostowała się.
- Cieszyłabym się gdybyś jednak pojawiła się dziś na zgromadzeniu. Będą omawiane sytuacje północnego frontu.- Soul uniosła głowę znad sałatki i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że na północy nie dzieje się najlepiej. Ginęli ludzie. Ginęły setki ludzi. Wszyscy bestialsko mordowani przez „niezidentyfikowanych sprawców”. Tytanie zaczęli poczynać sobie coraz śmielej, wkraczali na tereny Lykanów i zagarniali je- kawałek po kawałku, codziennie więcej.- Wysłaliśmy tam kilku ludzi by sprawdzili sytuację...-Kontynuowała.- Jednak żaden z nich nie wrócił do domu. Obawiamy się, że niedługo północna część gór zostanie nam odebrana, tak jak kiedyś bliski wschód...
-Dziś się pojawię.- Zimny głos nastolatki przeciął powietrze niczym stal. Podniosła się z krzesła, zgrzytając metalowymi nogami po piaskowym linoleum. Z wyrazem konsternacji na twarzy odstawiła talerz do okienka i ruszyła ku głównemu budynkowi liceum.
- Tylko nie zapomnij. Dziś o 23, Soul...
- Nie wciskaj mi kitu!-Warknęła oschle nastolatka.- Nikt mnie tam nie chce, więc nie przychodzę. Proste i logiczne. A co do twoich umartwień... Chyba nie zasłużyłam sobie na tyle troski z twojej strony.- Scarlet wygięła usta w pół uśmiechu i wyprostowała się.
- Cieszyłabym się gdybyś jednak pojawiła się dziś na zgromadzeniu. Będą omawiane sytuacje północnego frontu.- Soul uniosła głowę znad sałatki i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że na północy nie dzieje się najlepiej. Ginęli ludzie. Ginęły setki ludzi. Wszyscy bestialsko mordowani przez „niezidentyfikowanych sprawców”. Tytanie zaczęli poczynać sobie coraz śmielej, wkraczali na tereny Lykanów i zagarniali je- kawałek po kawałku, codziennie więcej.- Wysłaliśmy tam kilku ludzi by sprawdzili sytuację...-Kontynuowała.- Jednak żaden z nich nie wrócił do domu. Obawiamy się, że niedługo północna część gór zostanie nam odebrana, tak jak kiedyś bliski wschód...
-Dziś się pojawię.- Zimny głos nastolatki przeciął powietrze niczym stal. Podniosła się z krzesła, zgrzytając metalowymi nogami po piaskowym linoleum. Z wyrazem konsternacji na twarzy odstawiła talerz do okienka i ruszyła ku głównemu budynkowi liceum.
- Tylko nie zapomnij. Dziś o 23, Soul...
***
Wszystkie
lekcje spędził myśląc tylko i wyłącznie o niej... Jej złości
i wzburzeniu gdy zapytał o pieniądze. Jedyną myślą która
przyszła mu do głowy zaraz po incydencie na parkingu, było
zostawienie całej sumy w jej szkolnej szafce. Teraz tego żałował.
Wiedział, że będzie wściekła, że poczuje się jak kupiony
przedmiot. Liam był bardzo honorowy. Jeśli coś komuś obiecał, to
starał się z tego wywiązać. W tym wypadku jednak najlepiej było
by spasować i błagać na kolanach o wybaczenie. Tak bardzo kochał
tą dziewczynę. Był w stanie poświęcić dla niej wszystko, byle
tylko chciała dać mu szansę na pokazanie się w dobrym świetle,
byle tylko pozwoliła mu wymazać wszystkie grzechy.
Przed
oczami znów stanęła mu jej postać. Zupełnie naga, idealna w
każdym calu. Pragnęła go, a on pragnął jej. Chciał czuć tę
bliskość każdego dnia, chciał zasypiać i budzić się
co rano ze świadomością, że ta uparta brunetka, na której tak mu zależało, jest obok. Niestety pewnych rzeczy nie dało się naprawić. Soul nie
zaufa mu tak jak wtedy. Wcale go to nie dziwiło, skrzywdził ją...
Potraktował jak
zabawkę. Okazał się być kompletnym idiotą bez serca.
-
Panie Hayes? Czy Pan w ogóle mnie słucha?- Przez jego myśli
przebijał się cichutki szmer w postaci rozdrażnionego głosu
nauczyciela. Powoli podniósł głowę i spojrzał na tablicę.
Widniało na niej jakieś skomplikowanie równanie z masą
niewiadomych, pierwiastków, sinusów i cosinusów. Zamrugał kilka
razy i wyrecytował:
-Siedemdziesiąt
trzy pierwiastki z szesnastu przez dwanaście.
- Zapytałem cię o godzinę, Liam...- Westchnął nauczyciel.- Wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz jakbyś intensywnie myślał i zgaduję, że nie ma to nic wspólnego z matematyką.
- Zwariował na punkcie Coleman.- Szepnął ktoś z klasy, a reszta szybko pociągnęła temat. Brunet jęknął cicho i zamknął oczy. Nauczyciel uspokoił uczniów, a jednego z bardziej wygadanych zaprosił do tablicy. Dalsza część lekcji minęła w miarę spokojnie. Dopiero po dzwonku na nowo rozpętało się piekło.
- Zapytałem cię o godzinę, Liam...- Westchnął nauczyciel.- Wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz jakbyś intensywnie myślał i zgaduję, że nie ma to nic wspólnego z matematyką.
- Zwariował na punkcie Coleman.- Szepnął ktoś z klasy, a reszta szybko pociągnęła temat. Brunet jęknął cicho i zamknął oczy. Nauczyciel uspokoił uczniów, a jednego z bardziej wygadanych zaprosił do tablicy. Dalsza część lekcji minęła w miarę spokojnie. Dopiero po dzwonku na nowo rozpętało się piekło.
Liam
wyszedł z sali i ruszył głównym korytarzem w stronę swojej
szafki. Następna miała być historia Stanów Zjednoczonych, a wuj
David jak na złość pytał go na każdej lekcji, gdy tylko się
spóźnił. Otworzył metalowy zamek i już miał sięgać po
podręczniki, gdy coś z niesamowitą siłą odepchnęło go na bok i
przyparło do rzędu stalowych szafek.
-Co
jest do cholery!- Krzyknął i szarpnął się. Za jego plecami stała
wściekła brunetka. Może nie powinien tak myśleć w tej sytuacji,
ale gdy się złościła była naprawdę piękna. Jej idealna
sylwetka stawała się napięta, jakby dziewczyna w każdej chwili
była gotowa wyrwać swojej ofierze bijące w piersi serce. Przez
środek jej idealnego czoła przechodziła mała, ledwo dostrzegalna
bruzda, której pojawienie się, nie zwiastowało niczego dobrego.
Tym razem brunetka wyglądała jak kula złości, której aura jest
tak negatywna, że aż bije od niej ciemne światło.
- Nienawidzę cię Hayes!- Krzyknęła, rzucając mu w twarz zmiętą, wypełniona banknotami kopertę. Część pieniędzy wysypała się na podłogę, lecz żaden z obserwujących sytuację uczniów nie miał odwagi podejść by zebrać banknoty. Nie w chwili gdy Soul była hipocentrum narastającego problemu...- Nie chcę twojej zasranej forsy! Mam w dupie to co się wtedy stało. Daj mi wreszcie święty spokój!- Wykrzyczała się i ruszyła biegiem wzdłuż długiego korytarza. Przez ułamek sekundy chłopakowi wydawało się, że widzi w jej oczach łzy, starał się zignorować to wrażenie lecz było ono zbyt prawdziwe. Raniło go. Nie chciał by płakała, chciał jedynie by przyjęła to co i tak należało do niej.
- Nienawidzę cię Hayes!- Krzyknęła, rzucając mu w twarz zmiętą, wypełniona banknotami kopertę. Część pieniędzy wysypała się na podłogę, lecz żaden z obserwujących sytuację uczniów nie miał odwagi podejść by zebrać banknoty. Nie w chwili gdy Soul była hipocentrum narastającego problemu...- Nie chcę twojej zasranej forsy! Mam w dupie to co się wtedy stało. Daj mi wreszcie święty spokój!- Wykrzyczała się i ruszyła biegiem wzdłuż długiego korytarza. Przez ułamek sekundy chłopakowi wydawało się, że widzi w jej oczach łzy, starał się zignorować to wrażenie lecz było ono zbyt prawdziwe. Raniło go. Nie chciał by płakała, chciał jedynie by przyjęła to co i tak należało do niej.
-
Cholera jasna!-Przeczesał dłonią włosy i obrócił się w stronę
szafki. Wrzucił niepełną zawartość koperty do torby i zatrzasnął
metalowe drzwiczki, tak, że po wyciszonym korytarzu rozległ się
huk. Puścił się biegiem za dziewczyną, a dziki
tłum uczniów który obserwował to wszystko z odległości kilku
metrów, rozstąpił się przed nim. Gdy Liam oddalił się na
bezpieczną odległość, wszyscy zgromadzeni rzucili się na leżące
na podłodze stu dolarowe banknoty.
***
Im
dalej była od innych ludzi tym lepiej się czuła. Znikała złość
i bezsilność która od kilku dni wzbierała się by wybuchnąć.
Gdy znalazła w szafce kopertę wypełnioną plikiem banknotów,
przelała się w niej czara goryczy. Bała się, że nagły napad
złości definitywnie zakończy ich znajomość... W sumie to właśnie
tego chciała, jednak coś co widziała w jego oczach, coś co czuła
gdy dotykał jej ciała, nie pozwalało jej myśleć racjonalnie o
całej sytuacji.
-Louise!-
Usłyszała za plecami krzyk. Nie musiała odwracać głowy by
wiedzieć do kogo należał. Gonił ją. Na myśl, że robił to z
miłości jej serce podskoczyło i wywinęło w piersi ogromnego
fikołka. Szybko skarciła się za ten bezsensowny pomysł i nie
zwalniając tempa skręciła w stronę starego skrzydła szkoły.-
Louise błagam zatrzymaj się!- Głos ciągle nawoływał. Wahała
się. Nie miała bladego pojęcia kogo powinna w tym momencie
posłuchać: cichych szeptów serca, czy silnych protestów ze strony
zdrowego rozsądku.
Oparła
się o ścianę i zamknęła oczy. Nie miała ochoty dłużej przed
nim uciekać. Chciała wiedzieć wszystko co ma jej do powiedzenia i
mieć to skończone, daleko za sobą.- Tu jesteś...- Kucnął przy
niej. Nie płakała. Nie miała na to siły. Jej ramiona drżały pod
naporem emocji, a nogi odmawiały posłuszeństwa gdy próbowała
podnieść się z zimnej podłogi. Pomógł jej. Chwycił jej barki i
delikatnie podciągną do góry, ustawiając dziewczynę w pionie.
Spojrzała mu w oczy z obawą, że jedynym co w nich ujrzy będzie
wściekłość. Myliła się, brunet objął ją czule ramionami i
przyciągną do siebie.
-
Przepraszam...-Powiedział.- Przepraszam, że byłem takim idiotą.-
Zamknęła oczy i wtuliła się w jego silną sylwetkę. Całe
napięcie i strach prysł jak bańka mydlana, na nowo poczuła się
bezpiecznie gdy ciepły impuls jego ciała otulił jej zesztywniałe
ze stresu mięśnie.
-
Nie przepraszaj...-Wychrypiała ledwo słyszalnym, łamiącym się
głosem.- Nie chciałam robić takiej sceny... ale ta koperta...ja...
-
Wiem. Już spokojnie.-Uniósł podbródek brunetki i spojrzał w
dwoje patrzących na niego, niezwykłych złoto-błękitnych, oczu.-
Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał, składając na jej ustach
czuły, delikatny pocałunek.
Kochani moi, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Spełnienia marzeń, radości, uśmiechu oraz dużo weny i motywacji do dalszego pisania, dla tych, którzy prowadzą lub zamierzają prowadzić własnego bloga.
Jestem dumna, że mam dla kogo pisać i mam komu dziś złożyć życzenia :) Pozdrawiam was wszystkich i życzę ciepłych oraz magicznych świąt w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół.
~June