-
Wiem. Już spokojnie.-Uniósł podbródek brunetki i spojrzał w
dwoje patrzących na niego, niezwykłych złoto-błękitnych, oczu.-
Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał, składając na jej ustach
czuły, delikatny pocałunek.
***
Gdy jego usta zetknęły
się z jej pełnymi wargami poczuła, jak w całym brzuchu furkoczą
motyle skrzydła. Cały niepokój i strach uleciały wysoko w
powietrze by następnie pęknąć jak mydlana bańka. Była taka
szczęśliwa gdy ją obejmował, a jednocześnie wszystkie zmysły,
ze zdrowym rozsądkiem na czele, krzyczały ostrzeżenia.
Liam nie był dla niej- wiedział to. Ich losy nie mogły się
krzyżować bez konsekwencji. Soul nie miała wiele do stracenie,
nikt jej nie potrzebował. Zastanawiała się nawet czy Beth jakoś
by zatęskniła ja jej ciągłymi wybrykami i humorkami. Niestety, z
wybrankiem jej serca było wręcz na odwrót. Miał poważanie wśród
swojej rasy oraz matkę, ojca, siostrę, a nawet Enrico. Związek z
Lykanką przysporzył by mu wielu problemów na które nie
zasługiwał.
- O czym myślisz?-
Rozważania brunetki przerwał jego kojący, miękki głos. Leżeli
przytuleni do siebie, na rozłożonym na podłodze przed kominkiem
białym, włochatym futrze , zdartym z jakiegoś dużego zwierzaczka.
Darowali sobie kilka ostatnich lekcji w szkole i postanowili
pocieszyć się wzajemną bliskością.
- O niczym...-
Westchnęła brunetka, naciągając na swoje nagie ciało koc.
Kominek miło ogrzewał jej skórę, lecz bez kawałka materiału
którym mogła się przykryć, czuła się dziwnie niekomfortowo. Gdy
tylko znaleźli się w domu Liama, ubrania straciły dla nich
jakąkolwiek wartość. Zrzucili je szybko i złączyli ciała w
miłosnym uścisku. Soul zupełnie straciła głowę pod wpływem
dotyku ciepłych rąk bruneta przesuwających się po każdym
centymetrze jej nagiej, delikatnej skóry.
- Nie da się myśleć
o niczym...- Wymruczał w jej gęste włosy, przygryzając płatek
ucha dziewczyny. Nagle uniósł się na łokciu i spojrzał prosto w
jej kolorowe oczy.- Leżysz nago obok boskiego Liama Hayesa i myślisz
o... „niczym”?!
Uśmiechnęła się i
przyciągnęła go do siebie za szyję. Ich usta złączyły się w
gorącym, namiętnym pocałunku, a ciała przeszył dreszcz.
- „Boskiego”?
Słyszałeś o czymś takim jak skromność? - Szepnęła między
spazmatycznymi wdechami, łapanymi na skutek ust chłopaka
wędrujących po rozgrzanej skórze. Zatrzymał się na chwilę i
podciągnął do góry. Odnalazł jej rozkojarzony z pożądania
wzrok, a następnie miękko opadł na koc głęboko wzdychając.
- Sugerujesz, że nie
jestem taka bardzo sexy jak mi się wydaje?
Zaśmiała się.
- Jesteś sexy. Tak
bardzo sexy, że odbierasz mi racjonalne myślenie szczególnie kiedy leżymy tu sami... nago...- Przytuliła się
do jego nagiego torsu. Lekki dotyk puszków palców dziewczyny
doprowadzał go do obłędu, a ciepły oddech na skórze przyprawiał
o dreszcze. Był trochę przerażony tym w jaki sposób reagował na jej
obecność. Jakby byli od siebie uzależnieni, bez możliwości
opanowania emocji które nimi targają. Ten stan jest jak choroba.
Zaśmiał się w duchu i mocniej objął drobne ciało brunetki,
która z zamkniętymi oczami mruczała coś pod nosem, wodząc palcem
po jego umięśnionym brzuchu. Nagle odezwała się, nie podnosząc
do góry powiek:
- Chciał byś mieć kiedyś dzieci?
- Ja?-Zdziwił się i poruszył nerwowo.- Nie wiem. Nie teraz. Chcę skończyć szkołę i zacząć studia... Znajdę pracę i może wtedy będę o tym myśleć.- Zmarszczył brwi, usiłując wymyślić coś czym mógłby zmienić temat na nieco przyjemniejszy. Ich związek był wystarczająco dziwny, a dzieci skomplikowały by go jeszcze bardziej. Otworzył usta chcąc zapytać dziewczynę o wspólne święta, lecz ona go uprzedziła.
- Ja bym chciała. Jedno albo dwoje, chłopca i dziewczynkę. Nigdy nie miałam rodzeństwa, ale może moje dzieci mogły by je mieć. Co myślisz o imio...
- Chciał byś mieć kiedyś dzieci?
- Ja?-Zdziwił się i poruszył nerwowo.- Nie wiem. Nie teraz. Chcę skończyć szkołę i zacząć studia... Znajdę pracę i może wtedy będę o tym myśleć.- Zmarszczył brwi, usiłując wymyślić coś czym mógłby zmienić temat na nieco przyjemniejszy. Ich związek był wystarczająco dziwny, a dzieci skomplikowały by go jeszcze bardziej. Otworzył usta chcąc zapytać dziewczynę o wspólne święta, lecz ona go uprzedziła.
- Ja bym chciała. Jedno albo dwoje, chłopca i dziewczynkę. Nigdy nie miałam rodzeństwa, ale może moje dzieci mogły by je mieć. Co myślisz o imio...
- Louise, nie zapędzaj
się tak.- Przerwał jej, podniósł się do pozycji siedzącej i
potarł dłonią tył głowy.- Doskonale wiesz, że my raczej... My
raczej nie możemy mieć razem dzieci. Natura nie stworzyła nas
abyśmy byli razem. Może nie powinniśmy zostawać na etapie marzeń,
a przeć realnie do przodu?- Zapytał delikatnie.
Kiwnęła potakująco głową.
- Znasz ją?
- Miałem okazję rozmawiać z nią kiedyś nim jeszcze wybuchła wojna, ale to teraz nie ważne. Kocham cię Louise i myślę, że to nie jest najlepszy czas na rozmowę o dzieciach czy rodzinie. Mamy po osiemnaście lat i...
- Ty masz 271.- Oznajmiła.
- Znasz ją?
- Miałem okazję rozmawiać z nią kiedyś nim jeszcze wybuchła wojna, ale to teraz nie ważne. Kocham cię Louise i myślę, że to nie jest najlepszy czas na rozmowę o dzieciach czy rodzinie. Mamy po osiemnaście lat i...
- Ty masz 271.- Oznajmiła.
-A niech cię!-Zirytowany
chłopak zerwał się z podłogi. Prędko odnalazł czarne spodnie i
wsunął je biodra, zerknął przez ramię na siedzącą po turecku
dziewczynę. Była zupełnie spokojna. Lekko smutna, może nawet
zraniona, wpatrywała się w parkiet.
- Przepraszam.- Podniósł z ziemi jej sweter i usiadł naprzeciwko.
- Dzięki.- Burknęła, wyrywając mu ubranie z dłoni. Szybko narzuciła na siebie część garderoby.
- Rozmawiałem dziś z Ethanem.- Zaczął, wyłamując nerwowo palce.- Chyba powiedziałem trochę za dużo i się wściekł.
- Czy możemy o tym nie rozmawiać? Nie mam ochoty poruszać tematu mojego byłego, kiedy właśnie pokłóciłam się z obecnym chłopakiem.- Westchnęła i podniosła się. Chodziła po pokoju zbierając swoje ubrania i powoli zakładając je na siebie. Brunet obserwował ją oparty o skórzaną kanapę. Nagle coś do niego dotarło.
- Zaraz, zaraz... Z obecnym chłopakiem?- Uniósł w pytającym geście brwi i zerwał się z podłogi.- Mówisz to poważnie?- Uśmiechnął się szeroko.
- A wyglądam jakbym żartowała?- Zaśmiała się, widząc jego „tępy” wyraz twarzy.
- Przepraszam.- Podniósł z ziemi jej sweter i usiadł naprzeciwko.
- Dzięki.- Burknęła, wyrywając mu ubranie z dłoni. Szybko narzuciła na siebie część garderoby.
- Rozmawiałem dziś z Ethanem.- Zaczął, wyłamując nerwowo palce.- Chyba powiedziałem trochę za dużo i się wściekł.
- Czy możemy o tym nie rozmawiać? Nie mam ochoty poruszać tematu mojego byłego, kiedy właśnie pokłóciłam się z obecnym chłopakiem.- Westchnęła i podniosła się. Chodziła po pokoju zbierając swoje ubrania i powoli zakładając je na siebie. Brunet obserwował ją oparty o skórzaną kanapę. Nagle coś do niego dotarło.
- Zaraz, zaraz... Z obecnym chłopakiem?- Uniósł w pytającym geście brwi i zerwał się z podłogi.- Mówisz to poważnie?- Uśmiechnął się szeroko.
- A wyglądam jakbym żartowała?- Zaśmiała się, widząc jego „tępy” wyraz twarzy.
- Czyli jednak muszę
być boski...- Porwał ją w ramiona.
- Jak się tak nakręcasz to robisz się jeszcze bardziej sexy.
- Jak się tak nakręcasz to robisz się jeszcze bardziej sexy.
Próbowała wyplątać
się ze swetra, który przed chwilą założyła. Poczuła jak silne
ramiona chłopaka zaciskają się na jej talii. Uniósł ją do góry
i zakręcili razem ładne koło- ona w powietrzu, on twardo stojąc
na ziemi. Następnym kierunek jaki udało się jej zarejestrować,
była jego sypialnia i znikające w zastraszającym tempie części
garderoby.
***
- Spóźnia się.- Siwa
staruszka siedziała na drewnianym pieńku, przyglądając się
biegającym wszędzie dzieciom.- Lepiej dla niej gdyby się nie
pojawiła.
- Doskonale wiesz, że jest nam potrzebna.- Smukła brunetka, z obciętymi krótko włosami, chodziła w tę i z powrotem nerwowym krokiem.- Nikt inny nie jest na tyle szalony by w tej chwili uciekać z kraju. Niedługo przesilenie, a my mamy miejsce na tylko jedną nową twarz w radzie starszych.
- Boisz się konkurencji, Scarlet?- Starsza kobieta zaśmiała się i wstała.- Nie pozwolę, żeby morderczyni mojego syna zajęła jego miejsce...
- Doskonale wiesz, że jest nam potrzebna.- Smukła brunetka, z obciętymi krótko włosami, chodziła w tę i z powrotem nerwowym krokiem.- Nikt inny nie jest na tyle szalony by w tej chwili uciekać z kraju. Niedługo przesilenie, a my mamy miejsce na tylko jedną nową twarz w radzie starszych.
- Boisz się konkurencji, Scarlet?- Starsza kobieta zaśmiała się i wstała.- Nie pozwolę, żeby morderczyni mojego syna zajęła jego miejsce...
***
Biegła potykając się
o wystające kamienie i korzenie wysokich sosen. Nienawidziła gór.
Kojarzyły jej się z klatką, w której była zamknięta, niewolą i
smutkiem. Nocą gdy oświetlał je księżyc, wyglądały jak ze szkła. Srebro
księżyca odbijało się od wysokich sosen nadając im barwę lśniącego
popiołu. Zahaczyła stopą o jeden z konarów i upadła prosto na
trawę porastającą, łagodne wzgórze. Przeklęła pod nosem,
podnosząc ciężko ciało. Musiała pędzić jak głupia do domu,
wziąć prysznic, przebrać się i znaleźć tutaj w rekordowo
szybkim czasie. Liam przetrzymał ją u siebie przez dobre kilka
godzin. W sumie to nie protestowała, ani razu- nie to jej było w
głowie. Zaczerwieniła się na samą myśl o ich wyczynach.
Otrzepała czarne rurki z lekko brązowawej trawy i ruszyła przed
siebie biegiem.
Gdy znalazła się już na samym szczycie, odsapnęła, by następnie ruszyć ku zgromadzonemu kilka metrów od siebie, tłumowi.
Lykanie stali wszędzie. Słuchali uważnie melodyjnego głosu, przemawiającej przy płonącym ognisku, kobiety. Soul przepchnęła się między kilkoma mężczyznami, stając w cieniu, za plecami mówczyni.
Gdy znalazła się już na samym szczycie, odsapnęła, by następnie ruszyć ku zgromadzonemu kilka metrów od siebie, tłumowi.
Lykanie stali wszędzie. Słuchali uważnie melodyjnego głosu, przemawiającej przy płonącym ognisku, kobiety. Soul przepchnęła się między kilkoma mężczyznami, stając w cieniu, za plecami mówczyni.
Kobieta miała na
sobie, czarny jak noc, kombinezon, który idealnie przylegał do jej
zgrabnego ciała. Solu z daleka nie rozpoznawała materiału ale
domyślała się, że strój uszyto z grubej, elastycznej skóry.
Krótkie włosy przemawiającej do tłumu Lykanki miały kolor gorzkiej
czekolady, a gdy kobieta mocno gestykulowała zwijały się w lekkie spirale na karku i podskakiwały.
Soul nie słuchała o
czym mówiła stojąca przed nią dziewczyna. Skupiła się na
studiowaniu jej pewnej postawy i tonu głosu, w którym nie
wyłapywała słów.
- Musimy działać
razem! Musimy się jednoczyć!...- Zarejestrowała krótki fragment
przemówienia. Ludzie dookoła niej zaczynali przepychać się i
kłębić, próbując dostać się bliżej ogniska. Zachowywali się
zupełnie jak muchy które przyciąga blask światła. Kilka razy
nadeptano ją lub pchnięto, nawet nie zauważyła jak wraz z tłumem
przesunęła się ku oratorce. Stała teraz w pierwszej linii
słuchaczy. Ogniste płomienie lizały powietrze i unosiły się w
górę otaczając zebranych ciepłym światłem. Soul mocniej
naciągnęła kaptur na twarz. Dobrze, że oczy wszystkich zwrócone
były ku mówiącej kobiecie...
- Hej, czy to nie ta
dziewczyna, która ostatnim razem rozłożyła Thomasa na kawałki?-
Rzucił ktoś z tłumu. Soul skuliła się i odwróciła, żeby
wycofać się póki jeszcze był na to czas. Ściana ludzi zamknęła
się za nią. Ktoś zdarł kaptur z jej głowy, ktoś inny chwycił
nadgarstek i szarpnął go boleśnie. Przeklęła cicho pod nosem gdy
wypchnięto ją poza krąg zebranych. Lykanka, stojąca do tej pory
odwrócona plecami, mierzyła ją nieodgadnionym wzrokiem.
- Louise, Skarbie!-
Krzyknęła ugrzecznionym tonem. Skrzywiła się słysząc jak
Scarlet zwraca się do niej prawdziwym imieniem. Odkąd zmarł jej
ojciec, ludzie nazywali ją Soul, Louise wydawało się tak bardzo
oficjalne i chłodne...- Czemu chowasz się wśród swoich jak obcy?
Echo cichych komentarzy
przeszyło gęste powietrze. Mówili o niej. Wskazywali na nią
palcami jak na odmieńca, a przecież była taka jak oni.
- Miałam tu przyjść,
więc jestem. Nie wspominałaś, że będę atrakcją wieczoru.-
Szepnęła, starając się by jej głos brzmiał pewnie. Scarlet
zmrużyła oczy i objęła ją ramieniem.
- Mam dla ciebie
sprawę. Nie pożałujesz. Daj mi jeszcze chwilę.
- Nie zostanę tu nawet chwili dłużej. Nie potrzebuję kłopotów.
- Nie zostanę tu nawet chwili dłużej. Nie potrzebuję kłopotów.
Dziewczyna właśnie
odwracała się by odejść.
- Myślałam, że
zainteresuje cię podróż do ojczyzny twojego ojca.- Soul zamarła w
pół kroku.- Nie myślałam, że tak szybko z tego zrezygnujesz. Daj
mi jeszcze chwilę.- Scarlet pociągnęła wysoką brunetkę na
środek kręgu i ponownie zaczęła przemawiać.
- Moi drodzy!- Zaczęła,
przekrzykując szmery wśród tłumu.- Moi drodzy! Proszę już o
ciszę!- Chrząknęła.
- Kiedy mówiłam wam o niepokojących porwaniach na zachodzie Europy, wspominałam, że mam już kandydata do roli posłańca. Właśnie na niego patrzycie.- Przyciągnęła Louise bliżej siebie.
-W co ty grasz, Scarlet?- Szepnęła niepewnie brunetka lecz krótkowłosa nie przestawała mówić.
- Louise jest idealna do roli naszej wysłanniczki. Musimy zawrzeć porozumienie z Lykanami z Europy. Szykuje się wojna. Nie mamy wiele czasu, a nasi ludzie ciągle giną. Mam dość ciągłego patrzenia jak umierają niewinni... Czasy kiedy jesteśmy poddani Tytanom skończyły się! Musimy walczyć o swoją wolność!- Tłum za wiwatował. Nagle zrobiło się przerażająco głośno.
- Kiedy mówiłam wam o niepokojących porwaniach na zachodzie Europy, wspominałam, że mam już kandydata do roli posłańca. Właśnie na niego patrzycie.- Przyciągnęła Louise bliżej siebie.
-W co ty grasz, Scarlet?- Szepnęła niepewnie brunetka lecz krótkowłosa nie przestawała mówić.
- Louise jest idealna do roli naszej wysłanniczki. Musimy zawrzeć porozumienie z Lykanami z Europy. Szykuje się wojna. Nie mamy wiele czasu, a nasi ludzie ciągle giną. Mam dość ciągłego patrzenia jak umierają niewinni... Czasy kiedy jesteśmy poddani Tytanom skończyły się! Musimy walczyć o swoją wolność!- Tłum za wiwatował. Nagle zrobiło się przerażająco głośno.
- Zaraz, zaraz,
zaraz... Czy ja dobrze zrozumiałem, ona ma reprezentować nas?-
Wszędzie rozpoznała by ten głos. Głos który przebijał się
przez głośny huk otoczenia. Ethan. Jej wewnętrzny alarm niemal
krzyczał „uciekaj! Kłopoty!”.- Jak mogłaś jej na tyle zaufać
Scarlet? Na pewno wiesz jakie Soul ma kontakty z wampirami. Wybrałaś
sobie chyba możliwie najgorszą przedstawicielkę.
Chłodne, złote oczy chłopaka niemal przewiercały ją na wylot.
Chłodne, złote oczy chłopaka niemal przewiercały ją na wylot.
- Nie pozwolę, żeby
ktoś kto wskakuje do łóżka pierwszej lepszej pijawce, apelował o
zjednoczenie klanów. To chyba jakieś żarty.
Soul poczuła jak wszystkie nerwy w niej pulsują. Wyrwała się z uścisku Scarlet i rzuciła na stojącego przed nią blondyna.
- Cofnij to.- Warknęła groźnie, trzymając go za poły ciemnej koszuli.- Odszczekaj to natychmiast!
- Czemu mam kłamać?- Uśmiechnął się zawadiacko i odepchnął jej dłonie.- Każdy w szkole wie, że sypiasz z tym playboyem. To chyba żadna tajemnica.
Soul poczuła jak wszystkie nerwy w niej pulsują. Wyrwała się z uścisku Scarlet i rzuciła na stojącego przed nią blondyna.
- Cofnij to.- Warknęła groźnie, trzymając go za poły ciemnej koszuli.- Odszczekaj to natychmiast!
- Czemu mam kłamać?- Uśmiechnął się zawadiacko i odepchnął jej dłonie.- Każdy w szkole wie, że sypiasz z tym playboyem. To chyba żadna tajemnica.
Jej ręka sama
zacisnęła się w pięść i powędrowała do jego nosa. Cios był
tak silny, że Ethan upadł na piasek, plamiąc go szkarłatną
cieczą.
- To nie twoja sprawa do czyjego łóżka „wskakuję”.- Zakreśliła w w powietrzu cudzysłów. Odwróciła się w stronę Scarlet.- Kiedy wyjeżdżam?
- To nie twoja sprawa do czyjego łóżka „wskakuję”.- Zakreśliła w w powietrzu cudzysłów. Odwróciła się w stronę Scarlet.- Kiedy wyjeżdżam?
- Porozmawiamy o tym w
domu...
Oczy krótko ostrzyżonej brunetki rozjaśniło płynne złoto, a na pełne usta wystąpił nikły cień zadowolenia.
Soul naciągnęła na głowę kaptur i ruszyła w stronę lasu. Lykanie rozstąpili się przed nią jak morze przed Mojżeszem. Piasek za jej plecami zachrzęścił. Poczuła jak na szyi zaciskają się czyjeś silne dłonie. Chwyciła je próbując zapewnić sobie dopływ tlenu. W następnej sekundzie leżała na ziemi kilka metrów dalej, przygniatana ciałem wściekłego Ethana.
- Dziwka!- Wyrzucił jej w twarz. Poczuła mrowienie na policzku. Krew z nosa blondyna kapała na jej skórę. Szarpnęła się.
- Złaź ze mnie!- Kopiąc i wierzgając wzburzyła swojego przeciwnika jeszcze bardziej. Uderzył ją w twarz otwartą dłonią. Przeklęła czując jak metaliczny posmak krwi spływa do jej ust. Zamknęła oczy. Nie było sensu dalej walczyć. Ethan miał nad nią stukrotną przewagę, a każdy następny ruch mógłby go jedynie bardziej rozzłościć. Rozluźniła się i uspokoiła oddech.
- Mógłbyś z niej zejść?- Ostry jak stal głos przeciął powietrze, docierając do jej głowy w zwolnionym tempie. Sama nie mogła uwierzyć, że go tu słyszy. Nie mogła uwierzyć, że aż tyle dla niej zaryzykował.
Oczy krótko ostrzyżonej brunetki rozjaśniło płynne złoto, a na pełne usta wystąpił nikły cień zadowolenia.
Soul naciągnęła na głowę kaptur i ruszyła w stronę lasu. Lykanie rozstąpili się przed nią jak morze przed Mojżeszem. Piasek za jej plecami zachrzęścił. Poczuła jak na szyi zaciskają się czyjeś silne dłonie. Chwyciła je próbując zapewnić sobie dopływ tlenu. W następnej sekundzie leżała na ziemi kilka metrów dalej, przygniatana ciałem wściekłego Ethana.
- Dziwka!- Wyrzucił jej w twarz. Poczuła mrowienie na policzku. Krew z nosa blondyna kapała na jej skórę. Szarpnęła się.
- Złaź ze mnie!- Kopiąc i wierzgając wzburzyła swojego przeciwnika jeszcze bardziej. Uderzył ją w twarz otwartą dłonią. Przeklęła czując jak metaliczny posmak krwi spływa do jej ust. Zamknęła oczy. Nie było sensu dalej walczyć. Ethan miał nad nią stukrotną przewagę, a każdy następny ruch mógłby go jedynie bardziej rozzłościć. Rozluźniła się i uspokoiła oddech.
- Mógłbyś z niej zejść?- Ostry jak stal głos przeciął powietrze, docierając do jej głowy w zwolnionym tempie. Sama nie mogła uwierzyć, że go tu słyszy. Nie mogła uwierzyć, że aż tyle dla niej zaryzykował.
Przepraszam
za taką obsuwę z tym moim pisaniem, ale ciągle coś mi wypada :/ Wiem,
że to żadne tłumaczenie, ale liczę na to, że mi uwierzycie.
To
co dziś tu wstawiam to jakaś totalna żenada i nie zdziwię się jak nie
będzie się podobać. Sprawdzone do połowy bo nie mogę nawet czytać tego,
za przeproszeniem, gówna.
Chyba zima daje o sobie znać bo od kilku dni tonę w chusteczkach i przyjmuję Gripex w hurtowych ilościach D: Oby wam się to nie przytrafiło. Całuski :****